wtorek, 14 października 2014

Rozdział 46.

SELENA

Mijały kolejne tygodnie, zaczynałam czuć się coraz lepiej.
Czułam się w pełni swoich sił, zdeterminowana bardziej niż kiedykolwiek.

Wcześniej, chciałam znowu sobą być, czułam wielki strach, że mija mój najlepszy czas, bezradność znosiła mnie na drugi plan, czekanie sprawiało, że gorzkniała cała słodycz we mnie.

Było mi trudno znaleźć drogę w ciepły sen, słowa zlewały się w fałszywy ton, gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd.

Nie było tak całkiem do końca jak chciałam. Z mamą prawie nie rozmawiałam, z Justinem, rozmawiałam dużo... Codziennie. Mieszkaliśmy razem. Z moim rodzeństwem sporadycznie, z przyjaciółmi nie tak często jakbym tego sobie życzyła.

Nie miałam teraz praktycznie na nic czasu. A to wagą wielkiego wydarzenia. Musiałam zorganizować przyjęcie zaręczynowe. Tak tak, moje i Justina, Justina i moje. Postanowiłam zaprosić wszystkich i pokazać im jaka jestem szczęśliwa. Mimo, że wszyscy myśleli, że nasz związek zakończy się dramatem.

A jednak, wciąż prowadzimy swój mały świat i wszystko póki co płynie harmonijnie. Ale wracając do dnia zaręczyn.
Mieliśmy maj, wszystko rozkwitło, kwiaty, drzewa, krzewy, cała zieleń. Justin zadzwonił do mnie z rana, nie spałam dzisiaj u niego, odwiedziłam braci, wiedziałam, że rodziców nie będzie. Dlatego zdecydowałam się iść tam. Spędziłam z nimi filmowy wieczór. Przed dzień nie miałam pojęcia co się szykuje.

Rano jednak gdy tylko wyszykowałam się po nocy w starym pokoju, założyłam na siebie żakiet, koszulkę, spodnie. Wyglądałam tak całkiem zwyczajnie. Justin zadzwonił do mnie i poprosił bym się stawiła niedaleko opuszczonych osiedli, wiedziałam gdzie to jest, byłam z nim tam kilka razy.  Była tam mała restauracja. Lokal dobrze prosperował.

Zawirowania wiatru wzbijały tumany piasku, osypując blaszane ściany salonu. Lokal mimo złej pogody i umiejscowienia w gównianej okolicy, miał zawsze wielu klientów. Na ulicach i gruzach dawnego Los Angeles kwitł hazard, oraz handel narkotykami.

Co kilka metrów można było napotkać wycieńczonych, obsmarowanych swymi własnymi wymiocinami ćpunów. Widok przechadzających się wszędzie półnagich dziwek, oraz alfonsów uzbrojonych w arsenał mogący zmienić "klienta bez pieniędzy" w dymiącą papkę także nie był niczym zadziwiającym.

 Raz jeden pijany facet odgryzł drugiemu nos w amoku, od tak, bez skrupułów. Innym razem jakaś banda wywlokła wędrownego handlarza z salonu. Na drugi dzień facet wisiał zmasakrowany na pobliskiej lampie, oczywiście skrojony ze wszystkiego co miał. Stare zakurzone radio stojące na ladzie dogorywało jak zawsze.

 Więcej szumu niż muzyki, ale to zawsze lepsze niż same pijane wrzaski pijanej hołoty. Goście jacy znajdowali się we wnętrzu lokalu wskazywali na to iż tego dnia tez nie obejdzie się bez rzezi.

Nikt by nawet nie pomyślał, że by zobaczyć raj, trzeba przejść, przejechać, udać się przez tą dzielnicę. Justin poprosił bym udała się za tą dzielnicę, po opuszczonych budynkach, raju dziwek, narkomanów, była mała namiastka tego co zwiemy nirwaną.

Jak już wspomniałam wcześniej, przeszłam przez tą okropną dzielnicę i doszłam do swojego małego raju.
Wsiadłam do taksówki i przejechałam może trzy kilometry do wysokiego budynku, na czubku jego widziałam Justina. Jeszcze w tym momencie nie wiedziałam o co chodzi. Justin stał na budynku z megafonem i mówił do mnie.

- Skarbie mam do Ciebie ważne pytanie.

- Co?

- Mam do Ciebie ważne pytanie.

- Nie słyszę Cię za dobrze Justin.

- Zostaniesz moją żoną?

- Co?! - krzyknęłam starając się usłyszeć co do mnie mówił.

Zniknęłam mu z horyzontu i wbiegłam schodkami na sam szczyt budynku. Wybiegłam na dach, Justin stał sam z megafonem, w okół niego biała satyna, rozłożona jakby chmury przepływały przez czubek budynku.
Justin miał niedaleko siebie stolik z białymi i czerwonymi różami.

- Justin - westchnęłam i podeszłam do niego - Następnym razem jak chcesz być romantyczny i pytać o coś z samej góry budynku, pogłośnij troszkę ten megafon - przekręciłam pokrętło do zwiększania głośności.

- Nie zauważyłem.

- Domyślam się skarbie.  O co pytałeś?

- Zostaniesz moją żoną?

- Tak, zostanę.

W tym samym momencie Justin wyciągnął gustowne czerwone pudełeczko, otworzył je, a w środku znajdował się diamentowy pierścionek. Moje oczy zaszkliły się a na usta cisnął się uśmiech. Szeroki, szczery uśmiech.


Justin nałożył na mój palec jubilerskie dzieło, które tak pięknie przyozdobiło moje dłonie.
Przytuliłam się do Justina a dłonie wplotłam w jego włosy.

- Dziękuję.

- Za co Ty mi dziękujesz?

- Że w końcu to zrobiłeś.

- Chciałaś tego?

- Od kiedy Cię poznałam.

- Nie naciskałaś, czas by to docenić - maleńka - dodał.

- Dziękuję.

I tak jesteśmy tu, mamy czerwiec. Mój ulubiony miesiąc w roku, pierw czerwiec, później grudzień.
Jesteśmy w Los Angeles - mieście aniołów. Tak powiadają.
A co mijam ja? Codziennie te same zapatrzone w siebie osoby.

Przyjemnie jest być w takim mieście zaręczoną i szczęśliwą, że wszystko się dobrze układa. Moje życie zmieniło się diametralnie, nigdy nie sądziłam, że tyle przeżyje mając zaledwie naście lat.

Ale wiedziałam, że chcę z Justinem spędzić to życie, które los dało nam na chwilę, zanim noc ostatnia by minęła. Dobrze, że jest, każdego dnia, łatwiej powietrze dzielić na dwa. Dobrze, że jest kim tym sama bym chciała być, nic więcej nie chce, wystarczy mi to, że jest.

Tylko z nim chcę przeżyć ten czas. Nigdzie się nie spieszymy, czas tylko się spieszy, na pewno jeszcze dopadnie nas. Justin wypełnia moją przestrzeń, dziękuję mu za to, dobrze, że jest. Wystarczy być?

W życiu przychodzi taki moment, że drugi człowiek staje się dla nas wszystkim. Podążam za nim jak fala za falą. I jesteśmy tutaj, w pięknej restauracji. Idealne miejsce, niczym pałac dla księżniczki.

Schody wykute w marmurze, złote żyrandole, czerwone dywany, klasa sama w sobie. Biel - czerwień - czerń - złoto. To wszystko ze sobą idealnie zgrywało. Byłam zakochana w tym miejscu, tak bajkowo.
Od zawsze ciekawiło mnie jak to jest budzić się w takim pałacu..

Każda dziewczyna przewiduje swój dzień ślubu tak samo jak dzień oświadczyn. Każda dziewczyna wyobraża sobie swój własny bajkowy ślub z dużą ilością kwiatów, ekstrawaganckimi dodatkami weselnymi i perfekcyjnym ciastem z najlepszej cukierni w mieście. 

Stanęłam jak wryta w wejściu do budynku, sam widok mnie zaszokował. Justin trzymał mnie pod rękę. Rozejrzałam się dookoła. Cudo, moja jedyna myśl. To krążyło mi po głowie, idealne miejsce, pięknie ozdobione, mnóstwo kwiatów przy wejściu, niczym dla pary królewskiej. A przecież jest zupełnie inaczej.


Miałam na sobie sukienkę. Czarną podkreślającą krągłości ku górze, z odkrytymi plecami, i rozkloszowanym spodem.
Justin wyglądał lepiej niż dobrze. Granatowy garnitur, biała koszula, odkryte ręce by było widać jego tatuaże, złoty zegarek. Ideał.
Nie było na sali nikogo kto by wyglądał lepiej od niego, prawdę mówiąc.

Miałam ochotę zrobić mu to... Teraz. Jego zapach, uśmiech, i oddanie. Pokazuje, że jestem tylko jego. W każdym geście wiem, że czuje to samo, w każdym jego dotyku, w każdym oddechu, we wszystkim.  Po prostu wiem.

Weszliśmy na podest dziękując wszystkim za przybycie, ludzie cieszyli się wraz z nami, uśmiechnięci od ucha do ucha. My nie mogliśmy zachować się inaczej, w sumie nie było innej opcji. Gdy się widzi tyle uśmiechniętych ludzi.

Justin wygłosił bardzo długą mowę o tym co się działo przez okres naszego związku. Opowiedział wiele wzruszających historii, które nawet mi zapierały dech w piersiach. Opowiedział wiele o tym jak był młodszy, czego doświadczał, zaskakujące było to, że tak łatwo się otwierał w gronie najbliższych, a przy mnie był czasami niczym zamknięta księga.

Impreza trwała w najlepsze, wszyscy składali nam życzenia. Cieszyli się z nami taką doniosłą chwilą. Ja zaś cieszyłam się, że mam przy sobie najlepszego faceta na ziemi. Kochanego, troskliwego, mimo, że los nie zawsze nam sprzyjał to umieliśmy się odnaleźć.

Stałam sobie na takim balkonie, oglądałam wszystkich ludzi z góry trzymając lampkę szampana w dłoni. Zastanawiałam się czy to wszystko ma sens. Miałam jakieś dziwne uczucie, że coś może nie iść po mojej myśli.

Do czasu aż poczułam ciepłe męskie dłonie na swoich łokciach. Znajomy zapach uderzył moje nozdrza rozkoszą. Odwróciłam się do niego w milczeniu.

- Przysięgam na księżyc i na gwiazdy na niebie, przysięgam, będę jak cień który jest obok Ciebie. Widzę pytania w Twoich oczach, wiem co się dzieje w Twojej głowie, ale możesz być pewna mnie, ja znam swoje serce. Będę stał obok Ciebie przez te lata a Ty będziesz mogła tylko płakać ze szczęścia. I choć popełniam błędy to nigdy nie złamię Ci serca.

- Na prawdę?

- Dam Ci wszystko co będę mógł, zbuduje Twoje sny swoimi rękoma. Kiedy po prostu jesteśmy razem, nie musisz o nic pytać, bo mi wciąż zależy  - rozejrzał się nerwowo - Choć czas płynie moje uczucie się nie zmieni. Oh przysięgam.

I wtedy zaczęło się najgorsze.

- Zróbmy to razem - dodał.

- Justin co się dzieje?

W tym momencie do budynku wkroczyło pełno mężczyzn w garniturach, grożąc, że nas znajdą.

- Justin!

- Musimy uciekać.

- A co z nimi? Co z gośćmi? Z naszym ślubem?

- Wszystko będzie dobrze, proszę Cię nie opieraj się! Chodź. I zedrzyj tą suknię, za długa na ucieczkę. Proszę Cię - łkał.

Kucnęłam, Chwyciłam brzeg sukienki urywając spód i czyniąc ją krótszą, bardziej komfortową.
Wybiegłam z Justinem z budynku. Biegliśmy schodkami prowadzącymi w dół. Unikaliśmy wszystkich tych mężczyzn, a jakiegokolwiek Justin spotkał, równał go z ziemią.

Stanęliśmy przed budynkiem, gdzie czekał na nas duży SUV. Przed wejściem do niego spojrzałam na Justina.

- A co z nami? Jak nic z tego to ja nie jadę.

- Obiecałem Ci szczęście.

- I co z tego?

- Będzie dobrze - spojrzał mi w oczy, musnął moje wargi - Przysięgam.

Wsiadłam z nim do suva trzymając za rękę. Niebawem pędziliśmy... W niepewne.

- Chcę tego szczęścia, ale nie w taki sposób. Tam  jest cała nasza rodzina.

- Skarbie, Oni są bezpieczni, dopóki nas tam nie ma.

- Mam się pożegnać ze wszystkimi? Dla ich dobra?


Justin westchnął... Nic więcej już mi nie powiedział. Jego wzrok mówił wszystko.



KONIEC.


ODWIEDZAJCIE : KLIK http://winterdreammylife.blogspot.com/


5 komentarzy:

  1. O matko, dobrze ze oddałaś ten rozdział ❤️ Wreszcie im sie układa ❤️ Czy to juz koniec bloga ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bedzie następny? Świetny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. MATKO! *.* Wreszie rozdział! :( <3 już myślałam, że go nigdy nie dodasz ale dodałaś! ^_^ Czy by to był już koniec bloga? :O
    A co do rozdziału... naprawde świetny! :)

    OdpowiedzUsuń