niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 43.

JUSTIN

Dzisiejszy wieczór przed porannym wylotem do Paryża spędzałem z chłopakami. Wyszliśmy do kasyna.
Poszliśmy w męskim gronie się delikatnie zabawić. Wszyscy wzięliśmy zapas pieniędzy by mieć czym grać
i za co zagrać.

Wziąłem szybki prysznic, umyłem włosy, ubrałem się i wyszedłem z kumplami. Wyglądałem dobrze, pachniałem świetnie, szkoda, że byłem bez swojej Panny u mojego boku. Trudno darmo, nie ma jej, nie będzie. Na szczęście jutro już razem, w Paryżu.

Ponoć najromantyczniejsze miasto na świecie. Nigdy będąc tam tego nie odczułem. Najwidoczniej będąc samemu czuje się zupełnie coś innego. Coś nie do powtórzenia. Dlatego cieszyłem się, że będę miał okazję być tam z kimś kogo kocham i darzę miłością.

Weszliśmy do kasyna. Dookoła rozlegał się zapach cygar, papierosowego dymu, swąd alkoholu,
 i zapach przegranych. Usiedliśmy z chłopakami do stołu i zaczęliśmy grac. Wszyscy wygraliśmy, po raz pierwszy. Wiedzieliśmy, że powinniśmy tym razem jeszcze odejść od stołu.

Wstaliśmy z wygraną dwunastu tysięcy dolarów, i poszliśmy po darmowe drinki przy barze.
Polewała je dosyć seksowna kelnerka prosto z butelki do ust. Wypiliśmy z chłopakami około trzech kolejek tak polanych drinków, po czym poprosiliśmy o całą flaszkę i sami sobie wlewaliśmy.

Już w tym momencie wiedziałem, że będę leciał skacowany do swojej ukochanej. Na szczęście nie zdradziłem jej, byłem całą noc grzeczny. Wypiłem łącznie z chłopakami około półtorej litra wódki, kilka shotów, podwójne whisky, piwo, szampana o północy na rozpoczęcie sezony pokerowego.

Przegrałem łącznie około dwunastu tysięcy, które wcześniej mogłem zabrać ze sobą do domu.  Bywa, czyż nie. Wróciłem z tego co pamiętam, taksówką, z kilkoma kumplami. Zostali u mnie na noc, bali się pokazać swoim kobietom w takim stanie, nie dziwię im się. Wszyscy wyglądaliśmy jak wraki ludzi.

Zasnąłem niczym zabity we wczorajszych ubraniach, z wczorajszym zapachem, śmierdząc fajkami, cygarami, wódką, i wymiotami. Bałem się, że zaśpię na samolot do Seleny, dlatego starałem się nie usypiać. Usiadłem na łóżko, włączyłem jakiś film na laptopie. Ale moje powieki stawały się coraz cięższe, upadłem na poduszkę i usnąłem.

Sam ze swojej niemocy, od tak przysnąłem, obudził mnie dźwięk stłuczonego szkła. Wstałem totalnie
w amoku. Poszedłem na dół, skąd wydobywał się dźwięk, w kuchni dojrzałem mojego kumpla, ze zbitą szklanką na posadzce

Machnąłem ręką od niechcenia.

- Będziesz to sprzątał - powiedziałem pocierając twarz.

- Ta, kiedy?

- Kurwa nie wiem. Teraz?

- Jak się wyśpię.

- Sprzątnij teraz. Nikt nie może się pociąć.

- Nie.

- Sprzątaj kurwa.


Poszedłem na górę do łazienki i wziąłem prysznic na przebudzenie się. Na zegarku było chwilę po dziesiątej.
Jak już wspomniałem wziąłem prysznic, umyłem ciało arbuzowym żelem pod prysznic. Umyłem włosy, na nowo je wystylizowałem. Umyłem twarz, zęby. Umycie twarzy wcale mi nie pomogło, nadal wyglądałem kiepsko, ale już nie tak źle jak wcześniej.

Dokładnie równo z wybiciem na zegarku dwunastej zadzwonił do mnie telefon. Numer był zablokowany, nie wiedziałem kto to, ale odebrałem, coś tym razem mnie podkusiło. Przeważnie nie odbieram takich głuchych telefonów, nieznanych, niewidocznych, ale tym razem...

- Halo?

- Justin?

- Tak, to ja.

- Tu Nick.

- O siema. Po co dzwonisz? Za chwilę dopiero będę jechał na lotnisko.

- Przyjeżdżasz tu? - zapytał roztrzęsiony

- Tak, a co?

- Musisz być tu jak najszybciej.

- Co się stało? Potrzebujecie mnie?

- My nie. Selena prędzej.


Osłupiałem słysząc te słowa. Wiedziałem, że nic nie wyniknie z tego co mogło by wyjść na dobre.

- Co z nią?


Nick nie odpowiadał.

- Co z nią? Kurwa Nick, powiedz mi.

- Nie wiem jak to się stało. Ale Ona...

- No mów! Myślisz, że lubię takie gierki?

- Jest w szpitalu, leży nieprzytomna. I co gorsze. Lekarze nie wiedzą czy się wybudzi.


Nie wiedziałem nawet jak zareagować. Chciałem się obudzić, ale nie aż tak by musieć kosztem swojej ukochanej poczuć złość, adrenalinę.

- Będę niedługo.

Nie mogłem lecieć tym razem krajowymi liniami, czy międzynarodowymi. To nie dla mnie. Pociągnąłem za kilka sznurków znajomości. Miałem dokładnie o trzynastej samolot do Paryża.
Byłem na miejscu o czasie, leciałem. Miałem dość, cały czas zadręczałem się myślą o tym, że Ona tam była, ja nic nie mogę zrobić.

Doleciałem około dwudziestej drugiej. Nie miałem bagaży, nic, nie brałem kompletnie nic, nie miałem czasu. Jedyne co miałem ze sobą to telefon, portfel, i słuchawki. Nic więcej, nie chciałem? Nie potrzebowałem. Rzeczy materialne przestały się dla mnie liczyć.

Dojeżdżając na miejsce wybrałem numer do Nicka, dodzwoniłem się bez problemu. Odebrał, powiedział gdzie mam się kierować. Od razu wziąłem taksówkę i skierowałem do szpitala. Miałem łzy w oczach, chciało mi się płakać, rzewnymi łzami. Miałem ochotę się rozpłakać, jak małe dziecko.

Gdy tylko dojechałem na miejsce, skierowałem się do rejestracji, gdzie siedząca za biurkiem Pani miała mnie skierować do mojej dziewczyny.   Niestety kobieta nie rozumiała ani słowa po angielsku.  Mówiłem po francusku, ale nie tak dobrze.

Byłem w kropce nie wiedziałem jak się z nią rozmówię. Na szczęście na dół właśnie schodził Nick, który miał mnie wypatrywać.  Poprowadził mnie do sali gdzie leżała Selena. Bałem się tej chwili, wiedziałem, że będzie wyglądała źle. I tak było... Gorzej niż źle.

Jej wszyscy bracia przysypiając na krzesłach czuwali nad nią i jej stanem. Wszyscy już usypiali, kołysali się na krzesłach, ze łzami w oczach, siniakami na ciele, zakrwawionymi miejscami.

Selena miała całą twarz posiniaczoną, rozciętą w kilku miejscach, jej ręce nie wyglądały wcale lepiej.
Miała kilka ran zadanych nożem, siniaki, rozcięcia. Podejrzewam, że pod kołdrą i odzieżą bym widział wiele o wiele gorsze rzeczy, niż można sobie wyobrazić.

- Możecie iść do hotelu, wyspać się - dodałem.

- Nie. Musimy zostać z nią, to nasza wina.

- Odpocznijcie, i przyjedźcie rano. Pobędę z nią. Popilnuję jej, zrobię za Was wartę.

- To nasza siostra.

- Wy mieliście ciężki dzień. Posiedzę z nią.

- Jesteś pewny?

- Absolutnie.

- Przyjedziemy z samego rana.

- Nie spieszcie się.


Bracia Seleny wstali z krzeseł, podziękowali mi, pożegnali się z Seleną i wyszli z pokoju. Usiadłem na krzesełku dostawionym przy jej krześle, złapałem ją za dłoń. Była taka zimna, posiniaczona...
Łzy poleciały mi same, automatycznie spłynęły po moich policzkach.

- Oj skarbie - powiedziałem sam do siebie - Gdybym tylko nie pozwolił Ci jechać, albo chociaż był tam. Był  z Tobą, miałabyś we mnie wsparcie. A teraz? Możesz już się aniołku nie obudzić. Jak kurwa... Musisz. Ja sobie nie poradzę bez Ciebie, rozumiesz?

Położyłem głowę na materacu przy jej ciele.

- Musisz, musisz się obudzić, być ze mną, wyjść za mnie.  Albo chociaż tak po prostu ze mną trwać, byle tylko byś była na tym świecie. Nawet jeśli mielibyśmy nigdy więcej już się nie kochać, nie być razem, chcę byś po prostu tutaj była. Nie chcę żyć bez Ciebie. Nic nie zmieni mojej miłości na Ciebie, jesteś jedyną, którą tak kocham, jedyną którą zwę prawdziwą miłością.

Przetarłem twarz ze zmęczenia, kontynuowałem swoją wypowiedź.

- Nic nie zmieni mojej miłości do Ciebie. Gdybym miał żyć bez Ciebie przy moim boku, dni byłyby takie puste. Noce wydawałyby się takie długie. Z Tobą wszędzie tak pięknie, być może byłem zakochany wcześniej, ale nigdy nie czułem tego tak mocno. Ty powinnaś wiedzieć jak mocno Cię kocham. Jedyną rzeczą jakiej możesz być pewna, to to, że nigdy nie będę chciał więcej jak Twojej miłości.

Siedziałem tam z nią, całą noc, cały czas patrzałem na nią, pałętałem się po sali, zerkałem znów na nią, może coś się zmieni... A co kurwa ma się w przeciągu trzech sekund zmienić.
Selena nie budziła się, nie reagowała, nic... Zero kontaktu ze światem.









czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 42.

SELENA

Justin próbował się do mnie kilka razy dodzwonić, ale widocznie nie miałam zasięgu.
Odłożyłam swój telefon na półkę, i wyszłam na taras.
Ponoć najpiękniejszą porą roku jest właśnie wiosna.

Po okropnej, srogiej, nie mającej litości zimie nadchodzi cieplejsza pora roku. Nazywana jest wiosną, ale można równie dobrze powiedzieć, że jest królową odradzania się i zieleni.  Cały świat nagle ożywa, uświadamiamy sobie wtedy jaki świat i życie jest piękne.

Wszystko budzi się do życia po zimowej drzemce. Mimo wieczoru, ptaki na drzewach nadal wygrywały swe melodie. Słońce zaczyna mocniej nas ogrzewać, robi się cieplej, a dni są dłuższe.
Wieczór w Paryżu? Marzenie, huh?

Kto by nie chciał być tu ze swoim mężczyzną, choćby na jeden spacer. Na jedno spojrzenie, na to by widzieć miłość w jego oczach, i to, że jego spojrzenie jest tylko dla Ciebie, zauważysz siebie w nim i będziesz wiedziała, że to ten jedyny, że z nim chcesz spędzić resztę życia. Że mimo trudów codzienności razem jesteście w stanie to znieść.

Tego właśnie wieczora spoglądając przez okno, dostrzegłam parę starszych ludzi, starszych ode mnie.
Małżeństwo, kilkanaście może kilkadziesiąt lat stażu, zakochani w sobie jakby dopiero byli ze sobą miesiąc. Usłyszałam ich rozmowę, stojąc na tarasie, przy Paryskim zachodzie słońca.

- Idziemy już do domu? - zapytała kobieta siedząca na ławce

- Jeszcze chwila, chcę popatrzeć na zachodzące słońce.

- Miłośnik różowego nieba.


Po czym kobieta wtuliła się w swojego partnera.
Poczułam od razu taki przypływ szczęścia, endorfiny buzowały we mnie. Chciałam się w tym momencie wtulić w swojego faceta, brak możliwości dobijał mnie. Ale od czego mam telefon.

Wróciłam do swojego pokoju i zadzwoniłam do Justina.

- Skarbie, zgadnij kto.

- No Selenka. Moje kochanie.

- Nie nazywaj mnie Selenką - roześmiałam się.

- Doleciałaś bezpiecznie?

- Tak. Żyję, i się smucę.

- Czemu?

- Nie ma Cię tu. Chciałabym byś był.

- A to czemu?

- Bo bycie w Paryżu mając partnera jest beznadziejne. Zero miłości.

- Mam przylecieć?

- Nie. I tak za dwa dni będę już tam to nie miałoby sensu.

- Ale przecież zawsze możemy tam dłużej zostać.

- Tak uważasz? - dopytałam.

- Tak.

- To ja zapraszam, przyleć jutro wieczorem.

- Czemu nie w południe? - zaśmiał się.

- Bo muszę z braćmi wszystko załatwić, nie chcę, ale muszę.

- Kocham Cię skarbie - dodał.

- Ja Ciebie też. Do zobaczenia. Bądź grzeczny.

Rozłączyłam się i od razu położyłam spać.

Z rana do pokoju wszedł Nick.

- Wstawaj mała. Za godzinę wyjeżdżamy. Ubierz się w miarę ciemno, zielony cokolwiek.

- Już? Czemu mnie tak późno budzisz?

- Wstawaj nie gadaj. Już czas.

- Tak tak.


Wygoniłam go z pokoju wypychając za drzwi. Zadzwoniłam po śniadanie, zamówiłam jaja na szynce, herbatę. Wzięłam szybki prysznic nim przynieśli śniadanie i ubrałam się.
Założyłam czarne legginsy imitujące skórkę, czarną koszulkę i militarną narzutkę. Na nogi narzuciłam czarne oficerki, tak dopełniając strój.

Gdy zapinałam spodnie do pokoju zapukała obsługa hotelowa. Otworzyłam drzwi, kelner wjechał wózkiem serwisowym by zostawić mi tacę ze śniadaniem. Dałam mu napiwek po czym zamknęłam drzwi i usiadłam do stolika i pochłonęłam swoje śniadanie.

Brałam ostatni kęs gdy do drzwi zapukali moi bracia i kazali się zbierać. Wsunęłam buty na nogi, zapięłam kurtkę, wzięłam telefon i wyszłam do nich. Zeszliśmy na dół. Chłopcy mieli już podstawionego czarnego busa, Joe usiadł za kierownicą, a ja z braćmi do tyłu gdzie był mały magazyn broni.

Usiadłam z Nickiem i Loganem na tylnych siedzeniach, właściwie uklęknęłam z nimi na ziemię.
Nick rozdał każdemu z nas broń. Właściwie to chciałam zupełnie dowiedzieć się o co chodzi w tej akcji, dlaczego to robimy.

- Logan, dlaczego tak właściwie i co zamierzamy robić?

- Jedziemy z walizką do wielkiego opuszczonego banku.

- Co w tej walizce jest?

- Pieniądze.

- Za co? Ile?

- Pół miliona dolarów.

- Za co aż tyle?

- Za to by odzyskać Andrea.

- Co z nim?

- Ponoć go gdzieś uwięzili, musimy im to wpłacić, a jeden z naszych ludzi odbierze w tym samym momencie we wskazanym miejscu Andrea. Ale jestem niemalże pewien, że On już nie żyję, dlatego mamy fałszywki.

- I co to Wam da?

- Zabijemy najważniejszych przywódców, by już nigdy nikogo z naszych znajomych, bliskich przyjaciół nie zabili.

- A co jeśli On żyje?

- Sądzę, że jest na tyle mądry, że już by się wydostał.

- No nie wiem Logan, to się może nie udać.

- Jesteśmy na tyle dobrzy, że damy radę.


Westchnęłam niepewnie, po czym schowałam sobie broń w spodnie.
Dojeżdżając na miejsce Logan objaśnił nam, że gdy będzie stawiał na ziemię walizkę, mamy zacząć strzelać, pierw w czwórkę ludzi na przodzie, a później w resztę.

Pomodliliśmy się, wyszliśmy z auta i poszliśmy do opuszczonego budynku z czerwonej cegły.
Weszliśmy na drugie piętro i stanęliśmy w szeregu. Przed nami rozwinął się sztab ludzi, wszyscy z bronią.
Poczułam jak fala gorąca rozpływa się po moim ciele.

Każde z nas było na celowniku strony przeciwnej. Ja i Nick byliśmy po bokach zaś Joe i Logan stali po środku. Z obu stron zaczęli do nas podchodzić mężczyźni z bronią.

 Logan postawił walizkę z pieniędzmi na podłogę. Nick wraz ze mną znokautował kolesi podchodzących do nas. Podstawiliśmy im tak zwanego haka, złapaliśmy w locie. Obezwładniliśmy ich i równocześnie gdy byli w złej pozycji zaczęliśmy z ich broni strzelać w drużynę przeciwną.

Oni natomiast odskoczyli w wielkie donice zupełnie nie reagując na naszą broń.  Logan z Joe zaczęli strzelać prosto w serca "władzy".  Ustrzelili trzech z czwórki.
Ja z Nickiem uciekliśmy ciągnąc za sobą sztab ludzi. Taki był plan. Odwróciliśmy ich uwagę od moich pozostałych tam dwóch braci.

 Schowałam się z bratem w jednym dawnym boksie biurowym.

- Ty pobiegniesz do piwnicy, a ja na dach, w porządku? - zapytał.

- Tak, pewnie.

- Dasz sobie radę?

- Oczywiście.

- Spotkamy się przy naszym busie.

- Okej.

Wyciągnęłam broń spod bluzki, odbezpieczyłam ją, i powolnym krokiem wydostałam się na główną drogę.
Za mną pobiegł jeden tylko jeden mężczyzna.
Zaciągnęłam go na dół. Gdzie okazał się być basen.  Nie sądziłam, że w takim miejscu może akurat znajdować się basen, ale widocznie poza zabieraniem pieniędzy ludziom mieli inne atrakcje  w banku.

Zbiegłam po metalowych schodach na dół i starałam się uciec przed uzbrojonym mężczyzną. Nie byłam już w stanie dalej pobiec, nie miałam po prostu gdzie. Zauważyłam, że przez okno z góry spadł jeden człowiek. Widziałam, że Nick porządnie zabrał się już za swoją robotę.

Stanęłam przy ścianie, gdy mężczyzna podszedł do mnie, odepchnęłam go od siebie i wepchnęłam prosto do basenu. Napełnionego jeszcze wodą. Bank chyba dość krótko stoi pusty skoro jeszcze nie wypróżnili go.
Jak wspomniałam, wepchnęłam uzbrojonego faceta do basenu.

Pech chciał, że zahaczyłam się z jego kamizelką. Wpadłam z nim do wody.
Wpłynęliśmy od razu pod taflę, moja dłoń znalazła się na jego twarzy przecinając ją wskroś.
Miałam tak ostry paznokieć, że na jego twarzy zdecydowanie zostanie blizna.

To zdecydowanie nie był gentleman. Uderzył mnie w nogę z nadzieją, że stracę nad nią panowanie. Niestety, na ból taki byłam odporna, gorzej psychiczny. Uderzyłam go nogą prosto w krocze. Zwinął się z bólu. Wtedy właśnie to wyjęłam swoją broń. Strzeliłam prosto w  niego. Rozszedł się huk.
Mężczyzna zszedł na dno, a wodę powoli zaczynała zabarwiać krew.

Wyszłam cała mokra z basenu i pozostawiając mokre ślady, pobiegłam na dach.
Chyba...

_______________________________________________________
http://instagram.com/newyorkdream_s follow

fback
KOMENTUJCIE! <3

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 41.

JUSTIN

Około pierwszej w nocy, zaprosiłem Selene do siebie. Wziąłem ją pierwszy raz od dłuższego czasu za rękę, splotłem nam palce i pocałowałem w nie.

Selena chwyciła zaś swoje szpilki w dłonie i szła blisko mnie, trzymając zdecydowanie moją dłoń.
Szła boso, nie przejmując się niczym. Czułem, że teraz jedyne co było dla niej ważne to moja obecność.

Tylko gdy doszliśmy do mojego domu, Selena rzuciła z rąk swoje szpilki.

- Więc tak teraz wygląda Twoje pobojowisko.

- Jakie pobojowisko?

- Po rozwodzie.

- Ta, zabrała wszystko.

- Wszystko prócz tego.

Selena podeszła do ściany na której wisiały jej zdjęcia ze mną.

- Czy One tu cały czas wisiały? - powiedziała uśmiechnięta.

- Cały cały. Od kiedy się ożeniłem z Angelą, obserwowała Cię, bo tutaj wisiałaś, więc nie była pewna swojej pozycji. Ale mimo wszystko, cały czas tu byłaś.

- Obserwowała mnie? W jaki sposób?

- No patrzała czy nie pojawiałaś się w naszych okolicach.

- Och, ale tego, że ją zdradzałeś nie zauważyła.

- Głupia i tyle.

- Nie myśl sobie, że gdy będzie u nas taka sytuacja, to ja tego nie zauważę.

- Nie będzie - stanąłem przed nią i musnąłem w usta.

- Mam nadzieję.

- Skarbie, zaczekaj tutaj - posadziłem ją na sofie w salonie.

Wyszedłem na taras gdzie stała moja gitara, wziąłem ją do pokoju.

- Napisałem coś. Kiedyś, kiedy nie byliśmy ze sobą, kiedy byłem zupełnie kim innym, z kimś innym,
 a wiedziałem, że powinienem z Tobą, bo jesteś tą jedyną. Posłuchasz?

- Oczywiście.


Zagrałem pierwsze akordy na gitarze...

Czy Cię rozczarowałem lub zawiodłem?
Czy powinienem czuć się winny lub pozwolić sędziom marszczyć brwi?
Bo zobaczyłem nasz koniec, zanim to się zaczęło
Tak, wiedziałem, że byłaś zaślepiona i zrozumiałem, że wygrałem.
Więc wziąłem to, co nadane mi przez wieczne prawo
Wyprowadziłem Twoją duszę w noc.
To może już koniec, ale to nie skończy się tutaj
Jestem tu dla Ciebie, jeśli tylko ci jeszcze zależy
Dotknęłaś mojego serca, dotknęłaś mojej duszy.
Zmieniłaś moje życie i wszystkie moje cele.
A miłość jest ślepa i wiedziałem to, gdy
Moje serce było zaślepione przez Ciebie.
Całowałem twoje usta i dotykałem Twego policzka
Dzieliłem z Tobą sny, dzieliłem z Tobą łóżko
Znam Cię dobrze, znam Twój zapach.
Uzależniłem się od ciebie

Żegnaj, moja ukochana.
Żegnaj, moja przyjaciółko.
Byłaś tą jedyną.
Byłaś tą jedyną dla mnie.

Jestem marzycielem, ale kiedy się budzę,
Nie możesz zniszczyć mojego ducha - zabierasz jedynie moje marzenia.
I kiedy ruszysz na przód, pamiętaj o mnie
Pamiętaj nas i o tym, czym byliśmy.
Widziałem jak płaczesz, widziałem jak się śmiejesz.
Obserwowałem Cię gdy spałaś
Mógłbym być ojcem Twojego dziecka.
Mógłbym spędzić z Tobą całe życie.
Znam Twoje lęki, a Ty znasz moje.
Mieliśmy wątpliwości, ale teraz jest dobrze
I kocham Cię, przysięgam, że to prawda.
Nie potrafię bez Ciebie żyć.

Żegnaj, moja ukochana.
Żegnaj, moja przyjaciółko.
Byłaś tą jedyną.
Byłaś tą jedyną dla mnie.

I wciąż trzymam Twoją dłoń w mojej.
Kiedy śpię.
Obnażę przed Tobą swoją duszę
gdy będę klęczał u Twych stóp

Żegnaj, moja ukochana.
Żegnaj, moja przyjaciółko.
Byłaś tą jedyną.
Byłaś tą jedyną dla mnie.

Jestem taki pusty, kochanie, jestem taki pusty.
Jestem taki, jestem taki, jestem taki pusty.





Z każdym słowem jakie wypowiadałem widziałem jak narastają łzy w oczach Seleny, aż w końcu wulkan wybuchł.  Rozpłakała się i wtuliła w moją klatkę piersiową. 

- Skąd taki tekst?

- Pisałem to co czułem. A czułem wtedy jak wszystko we mnie się rozrywało. \

- Aż tak mocno? 

- Oczywiście. Dlatego teraz się cieszę każdą chwilą z Tobą.

- Wszystkim tym co robię? - zapytała przygryzając wargę.

- Wszystkim. 

- Witaj skarbie... - powiedziała ponętnie - Nie zabłądziłeś? Pragniesz mnie?

- Tak - dodałem, wodząc dłońmi po jej ciele.

- Wiem, każdy chce. Chcesz tego? Dobrze trafiłeś skarbie, ale uważaj, czasem gryzę. 

Selena wodziła dłońmi po moim ciele i przygryzła moje ucho, wypowiadając sprośne rzeczy. Wziąłem ją na ręce. Oplotła nogi w okół moich bioder, moje ręce zaś znalazły się pod jej pupą. 
Zaniosłem ją na swoje łóżko i delikatnie opadając z nią na nie pozbywałem się z niej sukienki. 

- Czy to nowa pościel? - zapytała

- Ciekawa gra wstępna.

- Nie nie, chodzi mi o to czy zmieniłeś ją po rozwodzie i Angela na niej nie spała?

- Nowa nowa. Możesz siebie tutaj zostawić. 

- Świetnie. 


Selena wstała z łóżka i zsunęła z siebie jednym ruchem sukienkę.


- Nie musiałeś się tak trudzić.

- Chodź już tu do mnie. 



Oddała mi się. Jak za pierwszym razem, obydwoje nie pozostawaliśmy sobie dłużni.  Im więcej dawałem tym więcej otrzymywałem. 

Selena starała się robić wszystko dokładnie i czule, tak bym czuł, że mnie pragnie, oddawałem jej to co mogłem z podwójną siłą. Starałem się jej dorównać i dogodzić.  Tego wieczora po trzech godzinach, kilku orgazmach, przeżyłem wraz z Seleną najsilniejszy, najintensywniejszy orgazm dotychczas.

Żadna z moich partnerek ani kochanek nie doznała ze mną tak mocnego uczucia jak dzisiaj ja z Seleną. 
Sytuacja obróciła się w nieco komiczną dopiero gdy usłyszeliśmy, że ktoś od-klucza drzwi od mojego domu.

Zerwaliśmy się z Seleną z łóżka, założyłem luźną koszulkę i spodenki, Selena natomiast wciskała się 
w swoją sukienkę w której tu zagościła. 

W takim momencie po takim seksie powinniśmy odpoczywaćleżećrelaksować się i pieścić się jeszcze przez chwilkę, a nie zrywać z łóżka i udawać, że nic nie zaszło.
W ostatnim momencie gdy Sel zapięła sukienkę w domu pojawiła się moja mama. 

Kazałem mojej ukochanej zostać na górze by nie drażnić lwa.

- Selena zaczekaj tutaj - szepnąłem

- Dlaczego? Nie chcesz by mnie poznała?

- Chcę, ale nie dzisiaj, nie teraz.

- Czemu? Coś zrobiłam?

- Ten rozwód, to wszystko, Ona jeszcze nie jest gotowa. Chwila, zaczekaj, zaraz wracam.


Selena westchnęła znacząco. Usiadła na łóżko  po turecku podwijając sukienkę. 


SELENA

Nie wiem dlaczego nie chciał poznać mnie ze swoją mamą. Czy się mnie wstydził? 
Chciałam ją poznać, zobaczyć jaka jest, jak traktuje Justina i jego związki, ale w ogóle nie dano mi na to szansy. Justin powiedział, że za chwilę wróci, a jego rozmowy z mamą dłużyły się i dłużyły w nieskończoność.

Wzięłam więc po cichu kąpiel, ubrałam koszulkę Justina i położyłam się do łóżka. Nie zamierzałam wyczekiwać, aż książę wróci. Od razu zasnęłam, nawet gdy obudziłam się około ósmej rano nie pamiętałam kiedy Justin  przyszedł.

Wstałam z łóżka, ubrałam się i zeszłam na dół. Wzięłam tylko butelkę wody z lodówki i ubrałam szpilki na nogi. Nie zaczekałam aż Justin wstanie. Wzięłam jedne z dziesięciu jak nie dwudziestu par okularów, założyłam na oczy i wyszłam z jego domu.

Wyszłam z jego rezydencji, upiłam łyka wody z butelki i skierowałam się w stronę domu. Widziałam spojrzenia ludzi, wiedziałam, że traktują mnie jak dziwkę, ale szłam przecież od swojego faceta... Który chyba się mnie wstydzi. 

Szłam w swojej wczorajszej sukience z wczorajszym makijażem. Moje nogi powoli odpadały już przez noszenie tych szpilek tyloma osiedlami, alejami, ulicami. Po drodze spotkałam kilku znajomych. Nie byłam zadowolona, bo widzieli mnie w takim stanie, ale no już trudno, nie zmienię tego.

Około trzydziestu minut później byłam dopiero w domu. Moi bracia wciągnęli mnie sprzed wyjścia do środka i kazali być cicho. 

- O co chodzi?

- Wyjeżdżamy. 

- Znów coś zrobiliście?

- Nie. Wyjeżdżamy, by coś zrobić. 

- I ja też muszę?

- Oczywiście. 

- Po co?!

- Obiecałaś, że z nami będziesz to się tego trzymaj. I się pierw umyj. 

- Coś nie tak?

- Twój zapach, makijaż, strój. 

- Odwal się. Zaraz będę gotowa.


I tak w trybie natychmiastowym pobiegłam na górę, wzięłam na prawdę szybki prysznic, mniej niż pięć minut. Zrobiłam nowy makijaż, założyłam czarną  koszulkę i jeansy.

- Gdzie w ogóle jedziemy? - krzyknęłam

- Lecimy. 

- Kurwa. Nie pytam jak czy co, tylko gdzie, nie wiem w co się ubrać, ani ile rzeczy wziąć. 

- Już Cię spakowaliśmy.

- Co!? Grzebaliście w moich rzeczach? 

Zeszłam do nich zapinając spodnie.

- Świnie - dodałam wpychając telefon do kieszeni. 

- Musieliśmy, spakowaliśmy Ci takie wiosenne rzeczy.

- I tak pewnie nic do siebie nie będzie pasowało, ale jakoś przeżyję te...dni.

- Trzy dni. 

- Czemu aż tyle?

- Dzisiaj lecimy, jutro cała akcja, a pojutrze wracamy. Taka droga.

- Gdzie lecimy? - Joe uśmiechnął się - Gdzie lecimy?

- Do Paryża. 

- O - dodałam - Mogę...

- Nie nie możesz wziąć Justina. 

- Skąd wiecie, że ja z nim jestem, i niby dlaczego?

- Napisał nam sms, że się pogodziliście, że jesteś u niego, i że nie mamy się martwić. 

- I tak się byście nie martwili. 


Napisałam Justinowi już w drodze na lotnisko sms'a, że wyjeżdżam. Żałowałam, że nie mogę go zabrać ze sobą w tak magiczne miejsce jakim jest Paryż, stolica zakochanych.  
Mimo wszystko chciałam by był ze mną, w takim momencie. 

Nie lecieliśmy samolotem jak normalni pasażerowie. Mieliśmy wynajęty swój prywatny samolot, bez odpraw, bez zbędnych ludzi, bez marnowania czasu. Weszliśmy do samolotu, walizki ułożyliśmy na bezpiecznych miejscach, zapięliśmy pasy, i tak gdy było wszystko gotowe wylecieliśmy. Umierałam już z głodu, nie tknęłam nic od ponad dwunastu godzin. 

 Gdy tylko można było się odpiąć, poszłam od razu po coś do jedzenia. Poprosiłam jedną stewardessę, która była na pokładzie o paczkę ciasteczek, kanapki, wodę. Razem z  chłopakami zjedliśmy jeszcze ze trzy paczki chipsów, i usnęliśmy oglądając film.

I tak sama podróż zajęła nam około dziesięciu godzin.
Więc w samym hotelu byliśmy około dwudziestej. 
Dostałam osobny pokój, tuż koło chłopaków ale jednak sama! 

Od razu gdy dojechaliśmy do hotelu, otworzyłam walizkę by zobaczyć co mi moi bracia naładowali.
 O dziwo rzeczy były ładne, ale prawie wszystko jeszcze z metkami. 
 Czyli z tych rzeczy jeszcze mogłam w sklepie zrezygnować.

Trudno darmo, poradzę sobie. Oderwałam wszystkie metki, wyciągnęłam szlafrok, spodnie od piżamy, koszulkę. Przebrałam się, umyłam włosy, zmyłam makijaż, założyłam swoją piżamę, szlafrok. Usiadłam na łóżko, wyciągnęłam ze spodni telefon i wybrałam numer do Justina.


____________________________________

KOMENTUJCIE! <3

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 40.

SELENA

Nadeszła w końcu sobota, dzień urodzin Christiana. Wstałam około ósmej nad ranem. Obudził mnie telefon. Tak to była moja przeszłość, w końcu zamierzała się odezwać.
Wstałam dyskretnie z łóżka i zeszłam na dół, chwytając telefon.

Wyszłam na taras. Wszyscy w domu jeszcze spali, nie chciałam by mnie usłyszeli. Narzuciłam więc jakąś bluzę na siebie i wyszłam na taras, z tarasu furtką na plażę.
Miałam czarne spodenki do snu, więc strój nie podpadał.

Justin dzwonił już trzeci raz pod rząd. W końcu odebrałam.

- Halo?

- Selena? Jesteś w mieście?

- Tak. Ja się nigdzie nie wybierałam.

- Musiałem.

- Oczywiście, tak.

- Na prawdę, wolałem wyjechać do rodziny.

- Po co dzwonisz?

- Wracam do miasta. O dziewiętnastej będę czekał na Ciebie w parku.

- Po co?

- Jeśli zdecydujesz się pozostać ze mną, przyjdź będę czekał do północy. Jeśli nie, odejdę, obiecuję.

- Akurat dzisiaj musisz takie coś robić?

- Dlaczego by nie?

- Christian ma dwudzieste pierwsze urodziny.

- Wiesz gdzie mnie szukać. Nasza altanka.

Rozłączył się. Nic więcej nie dodał. Ja nic więcej nie powiedziałam. Wróciłam do domu, poszłam do kuchni
szybko przyrządziłam naleśniki, dodałam bitej śmietany, owoców leśnych, żelków, ciasteczek.

W sam środek wbiłam świeczkę, jedną czerwoną świeczkę w znaczki z kart do gry w oczko. Poszłam na górę, przekraczając próg pokoju zaczęłam nucić Christianowi sto lat.
Obudził się z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Sto lat skarbie, żeby Cię otaczali sami pozytywni ludzie. Czego duszyczka Ci zapragnie.

- Mam wszystko czego potrzebuję.

- Pomyśl życzenie i zdmuchnij.

- Życzę sobie, abyś została na zawsze - brał oddech.

- Nie! - zakryłam świeczkę - Nie możesz mówić na głos, bo się nie spełni.

- To nawet nie jest tort, nie będzie się liczyło.

- To teraz sam sobie to jedz - zdmuchnęłam świeczkę i przechyliłam naleśniki w jego stronę, upadły na jego klatkę - W dupie mam te urodziny. Nic docenić nie umiesz.

Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Nie miałam najmniejszego poczucia winy. Przestało mi na facetach
i ich humorkach zależeć. Nie przejmowałam się czy to jego urodziny czy nie.

Wzięłam prysznic, po czym owinęłam się w ręcznik i umyłam włosy. Tak zleciała mi godzina. Gdy stanęłam przed lustrem, pojawił się za mną Christian. Objął mnie w pasie i szepnął ciche przepraszam do ucha.

Ręką zjechał w moje miejsce intymne, wciąż ocierając się o mnie swoim kleistym ciałem.
Zagryzłam wargę z rozkoszy, jaką mi dał.  Musiałam to zrobić, chociażby dlatego, że miał urodziny, nie chciałam mu sprawić przykrości.

Akurat z tego powodu, nie mogłam. Zrobiłam to, tylko dla czystej przyjemności Christiana, a dla siebie?
Żeby spalić kilka kalorii. Żeby mieć jakiś może trening kardio.

Robiłam to z nim... Około trzech godzin. Nie wiem dlaczego i jakim sposobem tyle wytrzymaliśmy. Ale wiedziałam, że muszę się znowu wykapać, od nowa ułożyć fryzurę, umalować się, ubrać sukienkę, szpilki, rajstopy, być gotowa na dziewiętnastą na przyjęcie Chrisa.

Byłam dopiero gotowa około godziny siedemnastej. Zadzwoniłam więc do swoich przyjaciółek i powiedziałam im o Justinie. Chris  jeszcze się szykował, więc miałam okazję chwilę się wygadać ze swojego sumienia.

Zrobiłam połączenie konferencyjne z Amy i z Natalie.

- Justin dzwonił do mnie, chce mnie zobaczyć, mam wybrać albo jego albo Chrisa, pogubiłam się.

- Pójdziesz?

- Nie wiem.

- Nie idź, zrani Cię.

- A może chce cokolwiek wyjaśnić?

- Nie idź.

- Jednogłośnie?

- Tak. Zabraniamy.

- Poradzę sobie.

- Nie wolno Ci, to urodziny Christiana. Powinnaś z nim tam być.

- Tak tak, dziękuję za poradę - dodałam sarkastycznie i rozłączyłam się.

Czekałam na Chrisa do osiemnastej. Zszedł poddenerwowany.

- Co się stało?

- Nie chcę tej imprezy.

- Dlaczego?

- Mam dziwne przeczucie.

- Jakie?

- Że coś się stanie. Mi.

- Nic Ci nie będzie, nie panikuj.

- Bądź przy mnie.

- Będę.

Chris musnął mnie w usta, wyszliśmy z domu i poszliśmy do auta.
Pojechaliśmy do restauracji, gdzie czekali rodzice i znajomi. Przywitałam się z nimi, przedstawiłam się, opowiedziałam trochę o sobie. Okazali się być bardzo ciepłymi ludźmi.

Poznałam ich od środka. Opowiedzieli mi wszystko o sobie, o swoich przyzwyczajeniach, corocznych wycieczkach na Hawaje. O tym jak rodzina jest dla nich ważna, o tym jak wierność stawiają na pierwszym miejscu.  Poczułam się dziwnie... Zupełnie jakby jego rodzice mnie przed czymś przestrzegali.

Jakby mówili - nie popełniaj błędów.
Ale w tym samym momencie uświadomili mi, że warto popełniać błędy. Błędy w szczególności miłosne.
Nie nauczę się za wiele, jeśli sama nie doświadczę czegoś na swojej skórze.

Niedaleko do północy wnieśli tort, zdjęcia Christiana ze mną były na nim, Christian ze znajomymi, rodziną, wiele wspomnień. Wszyscy zaczęli śpiewać mu sto lat, uśmiechał się cały czas, uśmiechnięty, zadowolony. Aż w końcu musiał nadejść mój huragan.

Tylko gdy Christian pokroił tort, poprosiłam go ze sobą na zewnątrz restauracji.


- Coś Ci się stało? - zapytał

- Duszno tam mi troszkę było. Muszę iść sobie.

- Gdzie? Czemu? Jeszcze impreza dobrze się nie rozkręciła. Rodzice już idą.

- Muszę, po prostu muszę.

- Wrócisz?

- Nie wiem, Christian, na prawdę nie wiem.

- Co takiego się stało?

- Zrobiłam coś złego. Nie powinnam się z Tobą w  ogóle umówić.

- Selena. To moje urodziny, na prawdę to zrobisz?

- Muszę. Chcę....

Stanęłam delikatnie na opuszkach palców u stóp, delikatnie musnęłam go w policzek.
Odwróciłam się i machnęłam ręką przy ulicy aby taksówka się zatrzymała.

Wsiadłam do środka i poprosiłam by zawiózł mnie do parku. Byłam ubrana zupełnie jak księżniczka. Czerwona sukienka, szpilki, umalowana, wyszykowana jak na bal.

Gdy tylko dojechałam do parku, zegar wskazywał za pięć minut północ.  Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam
z auta. Ścieżka prowadziła mnie wprost na altankę. Kawałek drogi był do przebycia, zdjęłam więc swoje seksowne szpilki i skierowałam się na odludnioną altankę.

Z daleko dojrzałam Justina, siedział i czekał na moje pojawienie się. Jak mówił tak był. Czekałby całą noc, tylko po to bym się zjawiła. Justin niemalże usypiał. Gwizdnęłam cicho, automatycznie na jego widok uśmiechnęłam się.

Przyspieszyłam kroku, Justin wstał z miejsca i uśmiechnął się szeroko.
Dobiegłam na altankę, Justin przybliżył się do mnie i objął w pasie. Upuściłam szpilki na ziemię, oplotłam ręce wokół szyi Justina, zmierzwiłam delikatnie jego włosy i musnęłam w usta. Justin podniósł mnie w górę, wyszeptał Kocham Cię, okręcił mną, złożył pocałunek na ustach.

- Ostatnio budziłem się sam. Wywalczyłem swój własny kąt. I teraz chcę Cię tylko przytulać. Jedyne czego teraz pragnę to poczuć smak Twoich ust. Moja, moja, moja, moja.

W tym momencie wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka, gdy się czegoś przestraszy.

- Obdaruj mnie swoją miłością, jak nigdy dotąd - dodał - Ostatnimi dniami pragnąłem Cię jeszcze bardziej. Może i minęło trochę czasu, ale ja wciąż czuję to samo. Możliwe, że powinienem pozwolić Ci odejść.

- Nie powinieneś - złożyłam pocałunek na jego ustach.


Justin przechylił mnie ku ziemi.

- Przebywanie z Tobą, to jedna z moich ulubionych rzeczy.

- Justin - przeciągnęłam - Spędź ze mną noc - uśmiechnęłam się.

- Ale jeszcze nie teraz, mamy dopiero północ skarbie.

- Czy skarbie oznacza, że do siebie wróciliśmy?

- Ta cała sytuacja to oznacza - odpowiedział stanowczo - Jeśli tego chcesz - dodał.

- Najmocniej na świecie.


Justin odszedł ode mnie na kawałek, wziął ze sobą iPoda, włożył mi jedną słuchawkę do ucha, drugą sobie.
Włączył nam piosenkę, i poprosił mnie do tańca. Taki nietypowy romantyk.


Moje życie jest wspaniałe
Moje życie jest wspaniałe 
Moja miłość jest czysta. 
Zobaczyłem anioła. 
I tego jestem pewien. 
Uśmiechnęła się do mnie, kiedy byliśmy w metrze. 
Była z innym mężczyzną. 
Lecz nie poddam się i nie prześpię tej nocy, 
Ponieważ mam plan.

Jesteś piękna. Jesteś piękna. 
Jesteś piękna, to prawda. 
Zobaczyłem twoją twarz w zatłoczonym miejscu, 
I nie wiem, co zrobić, 
Gdyż nigdy nie będę z tobą. 

Tak, przyciągnęła moją uwagę, 
Kiedy mijaliśmy się. 
Mogła ujrzeć w mojej twarzy, że byłem, 
Cholernie odurzony,
I nie sądzę, że ją jeszcze kiedyś zobaczę,
Ale dzieliliśmy chwile, które trwać będą do końca. 

Jesteś piękna. Jesteś piękna. 
Jesteś piękna, to prawda. 
Zobaczyłem twoją twarz w zatłoczonym miejscu, 
I nie wiem, co zrobić, 
Gdyż nigdy nie będę z tobą. 

Jesteś piękna. Jesteś piękna. 
Jesteś piękna, to prawda. 
Gdzieś musi być anioł z uśmiechem na twarzy,
Gdy wymyślił, że powinienem być z tobą.
Lecz nadszedł czas, aby zmierzyć się z prawdą, 
Że nigdy nie będę z tobą.








niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 39.

SELENA

Kochałam się z Justinem, w trakcie pobytu jego żony u przyjaciółek. Zaś Christian był u swojej rodziny, wracał dopiero nazajutrz. Justin musiał wyjść, miałam zostać sama, poczekać na niego, aż wróci ze spotkania. Nie chciałam, ale po dłuższym przekonywaniu przez Justina zgodziłam się.

Justin wyszedł, zmieniłam mu pościel, pochodziłam po domu. Na szafkach, ścianach, tapetach znajdywały się zdjęcia Justina i Angeli. Wiedziałam już, że lubi plażę, czas z przyjaciółmi, wrotki... I teraz przekonałam się, że lubi wracać bez zapowiedzi do domu.

Uciekłam do pokoju, ubrałam się, wzięłam swoje rzeczy i bezszelestnie chciałam przemknąć na dół.

Niechcący kurtką zahaczyłam o krzesło stojące w kuchni. Dlaczego tam byłam? Tylko o tych drzwiach ewakuacyjnych wiedziałam. Angelica zaczęła za mną biec. Musiałam pokonać jeszcze kilka schodków by uciec. Angelica biegła za mną.

- Selena! UGH Moreno! Widzę Cię.


Uciekałam dalej.

- Wiedziałam, że z nim sypiasz, ale żeby u mnie?! Moreno stój!


Angelica w tym samym momencie upadła na ziemię. Nie mogłam jej tam samej zostawić.  Mimo swojej winy podeszłam do niej i uniosłam jej głowę. Z jej ust sączyła się krew.

- Krew - dodała.

Zaprowadziłam ją do swojego auta, musiałam z nią pojechać na pogotowie. Nie mogłam jej zostawić bez zęba i z poczuciem winy. Dwadzieścia minut później znalazłam się z nią w szpitalu. Wyjaśniłam sytuację pielęgniarce.

Wzięli ją na szycie rany, na wstawianie zęba. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Justina.

- Przyjedź do szpitala.

- Po co?

- Twoja żona, miała niefortunny wypadek.


Jak gdyby nigdy nic, dwadzieścia minut później Justin wszedł do szpitala w okolicy naszych domów.
Wszedł zmartwiony, jakby ktoś umierał. Podszedł szybko do mnie.

- Co z nią?

- Wszystko będzie dobrze.

- Co się stało?

- Przyjechała za wcześnie, złapała mnie u Ciebie w domu, a gdy uciekałam drzwiami kuchennymi, wybiegła za mną, potknęła się na schodach, rozcięła wargę, wypadł jej ząb...


Justin złapał się za głowę, pokręcił nią chwilę i ponownie przeniósł swój wzrok na mnie.

- Dziękuję, że ją tu przywiozłaś.

- Nie zostawiłabym jej tam samej, mimo wszystko.

- Strasznie się o nią boję.

- Trzeba było o tym wszystkim pomyśleć, nim komuś stała się krzywda.


Wstałam z krzesełka w poczekalni i poszłam w stronę wyjścia. Justin zatrzymał mnie.

- Zadzwonię do Ciebie.

- Tylko po co? - zapytałam go unosząc ramiona


Nie odpowiedział mi, uśmiechnął się i puścił oczko. Pokręciłam głową i odwróciłam się. Wyszłam ze szpitala, poszłam do swojego samochodu i wsiadłam do środka. Odpaliłam silnik i pojechałam prosto do swojego domu.

Był czas kiedy myślałam, że zrobiliśmy wszystko dobrze, żadnych kłamstw, żadnych błędów. Musiałam wtedy postradać zmysły. Myślę o czasie, kiedy go kochałam, okazał się dupkiem, i dopiero wtedy zobaczyłam go prawdziwego.

Dzięki Bogu zawalił sprawę, dzięki Bogu uniknęłam problemów. Zdecydowanie wyleczyłam się z niego.
Życzę mu powodzenia. Bardzo go pragnęłam, skończyłam już z tym. Szczerze? Okazał się najlepszą rzeczą jakiej nigdy nie miałam.

Założę się, że beznadziejnie jest teraz być nim.

Dojechałam do domu zamyślona, zaparkowałam auto. Dokładnie wraz z moim wyjściem z auta z nieba lunął deszcz.
Pobiegłam do domu i otworzyłam sobie drzwi. Zatrzasnęłam je za sobą, zamknęłam bramę od domu. Zrzuciłam na dół swoją torebkę, zdjęłam kurtkę.

- Niespodzianka - krzyknął Christian

Wystraszona spojrzałam na niego.

- Skąd Ty się tu wziąłeś?

- Wróciłem wcześniej, nie cieszysz się?

- Cieszę, cieszę. Zaskoczyłeś mnie po prostu.

- A Ty gdzie od rana się podziewałaś?

- Zakupy.

- I nic nie kupiłaś?

- Nic nie było.

- Chyba chodziłaś po perfumeriach co?

- Czemu pytasz?

- Musiałaś chyba męski dział penetrować.

- Tak aż mocno pachnę? Masz rację. Przyłapałeś mnie. Chodziłam.

- Nie musisz. Mam wystarczająco. Nie musisz mi kupować tego na prezent.

- Co?

- No na urodziny. Nie musisz.

- Nie chciałam na urodziny, od tak.

- Mam wystarczająco. Kochanie, nie planuj nic na tą sobotę, moje dwudzieste pierwsze urodziny spędzisz ze mną, moimi znajomymi, rodziną.

- W sobotę?

- Tak, akurat się złożyło, sobota urodziny, impreza, pasuje. Będziesz, tak?

- Oczywiście, że będę. Nie mogłoby mnie zabraknąć.

- Chcę Cię przedstawić moim rodzicom.

- Dobrze Christian, dobrze. Pójdę wziąć prysznic.


Poszłam do łazienki, zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o umywalkę i opłukałam twarz. Spojrzałam
w swoje odbicie w lustrze. Krople wody spływały po mojej twarzy. Tusz rozpływał się i opadał.

Nadszedł czas by postawić sprawę jasno, to ja jestem tą która odeszła. Ten dzień dokończyłam ze swoim chłopakiem. Leżeliśmy razem, rozmawialiśmy, jak gdyby nigdy nic. No z jego strony nic, z mojej zbyt wiele.

Nazajutrz spotkałam się ze swoimi przyjaciółkami. Wiedziały o całej sytuacji. Od początku śledziły mój mały romans. Spotkałam się z Ashley, Kim, Natalie w restauracji. Natalie okazuję się być najlepszą przyjaciółką jaką mam w sytuacjach kryzysowych.

- Cześć dziewczynki - dodałam.

- No no, witamy. Promieniejesz - dodały - Czyżby coś się stało?

- Nie. Może mnie trzyma ostatnio po małym co nieco.

- Christian jest taki dobry? - zaśmiały się.

- Z Justinem.

- Nadal to robisz?

- Nie. Już nie.

- Od kiedy? - spojrzały przeszywając mnie wzrokiem.

- Od...

- No?

- Wczoraj.

- Rzeczywiście, szmat czasu. Selena, no wiesz.

- Jeny, już więcej tego nie zrobię.

- Wiemy.

- Skąd?

- Od Natalie.

- Natalie - dodałam.

- Opowiedziałam im o wypadku Angeli na schodach.

- Śmiałyśmy się, ale to poważna sprawa.

- Dlatego odeszłam.

- Nie Ty jedna - dodała Natalie.

- Co masz na myśli?

- Angela zostawiła Justina.

- Co? - powiedziałam zaskoczona.

- Wczoraj gdy ją pozaszywali, powiedziała, że chce rozwodu i odeszła. Od tak po prostu.

Złapałam się za głowę.


- Ale ani waż mi się do niego pobiec - dodały.

- Nie zamierzam, po prostu mnie zszokowałyście.  Fatalnie pewnie teraz jest nim być.

- Z tego co wiem pojechał do swojej mamy. Nie ma go nawet tutaj.

- Prawidłowo. Nie chciałabym go teraz spotkać, zwłaszcza idąc sobie za rękę z Christianem. Nawet nie wiecie jak mnie zżera sumienie. Nie mogłam wczoraj zasnąć.

- A ją chcesz spotkać?

- Nie.

- To się nie odwracaj.


Chciałam się obejrzeć za siebie, i zobaczyć czy to na prawdę ona. Jednak coś mnie skłoniło do tego by nie ściągać na siebie kłopotów.
Angela dostrzegając jednak moje przyjaciółki. Przeszła obok naszego stolika ze swoimi dwiema przyjaciółkami. Spojrzały na mnie jak na ostatnią dziwkę na ziemi. Poczułam się fatalnie.

Tak źle... Nie do opisania. Miałam jednak to szczęście, że miałam ze sobą przyszłą panią adwokat.
Ashley, była na studiach prawniczych, wstała i podeszła do całej paczki Angeli.

- Przepraszam - powiedziała.

- Słucham?

- Angela, tak?

- Tak.

- Ashley. Jestem przyjaciółką siedzącej przy stole tamtej niewiasty.

- Tej dziwki?

- Jaki jest powód tego, że ją nazywasz tak?

- To, że mój facet mnie z nią zdradzał? Tłumaczył, że to wypadek. Wierzę głęboko, że nie.

- Zdrada to nie wypadek, to wybór. Skoro wybrał, że woli ją nie warto się z tym pogodzić?

- Nie. To dziwka i tyle.

- Nie trzeba było na nią tak mówić. Znów będziesz musiała sobie nowy ząbek wstawić.


Ashley zamachnęła się pięścią i uderzyła Angele prosto w spuchnięte miejsce, wciąż świeże.

- Ostrzegałam.

Ash podeszła do naszego stolika, wzięła swoją torbę.

- Zbieramy się dziewczyny - dodała.

- Tak, tak - dodałyśmy i pozbierałyśmy swoje rzeczy.

__________________________________________________________


KOMENTUJCIE! <3



czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 38.

JUSTIN

Pierwszy raz od dłuższego czasu byłem tak zadowolony, szczęśliwy, uśmiechnięty. Byłem dumny z siebie, że mam znów ją  u swego boku. Wiem, nie byłem dla niej fair, nie zagrałem tego tak jak powinienem.

Od początku winny byłem jej uczciwość, i nie powinienem pozwolić by nasze uczucia kwitły, ale gdy dzisiaj zobaczyłem ją w tym pokoju hotelowym, nie mogłem postąpić inaczej.  Słowa które wypowiadałem...

- Zdejmij te buty, połóż się w moim łóżku, szepcz niegrzeczne sekrety, gdy ja szarpię Cię za włosy. Moje ciało na Twoim ciele, przyklejone niczym klejem. Bądźmy niegrzeczni, tylko raz czy dwa. Zajmę się Twoim ciałem, będę dżentelmenem, nie krzycz. 

Rano gdy obudziliśmy się po drugim stosunku, nie chciałem  by to się kończyło. Selena ubrała się i zamówiła nam śniadanie. Była godzina ósma dwadzieścia, wstałem niby po wyczerpującej nocy, a jednak byłem wyspany, zrelaksowany. 

Selena usiadła w mokrych włosach opływających jej uśmiechniętą twarz, spojrzała na mnie. 

- Wiesz, że to się nie powtórzy? 

- Ślicznie wyglądasz. 

- Justin, nie mówię o tym teraz.

- Ja mówię, i o niczym innym nie chcę.

- Skarbie - pochyliła się do mnie - Na pewno pamiętasz łzy spływające po mojej twarzy, chciałam powiedzieć, że nie dam Ci odejść.

- Zgasiło to Twoje światło? - zapytałem zdziwiony

- To wszystko umarło, odeszło, przeminęło dzisiejszej nocy. 


Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem jakbym kompletnie nie słuchał co ma mi do powiedzenia.

- Po prostu zamkniesz oczy, słońce uchyli się ku zachodowi. Będzie dobrze. Ty i ja będziemy cali i zdrowi.

- Selena, po tej nocy ja nie chcę być bez Ciebie.

- Ale my mój drogi, jesteśmy jak ta pościel pod którą spaliśmy.

- To znaczy?

- Sam pomysł dobry, ale w połączeniu z pokojem, nie pasuje. Tak jak mój związek z Harrym.

- Co?

- Wizualnie okej, wewnętrznie klapa.

- Wszystko od kiedy odeszłaś się zmieniło. Och, ale jest jedna rzecz, która się nie zmieniła.

- Jaka? To, że ja nie odeszłam, tylko Ty?

- Nadal nienawidzę mówić, że się myliłem.  Ale powiem Ci tak.

- No słucham.

- Kochanie, wróć do mojego świata, ostatnio było trochę samotnie. Może nie potrafię żyć bez Ciebie.

- Jeśli otworzyłabym znów te drzwi, rozważałbyś zaglądnięcie?

- Jeśli to zrobisz, możesz być pewna, że będę tam na kolanach, błagał Cie.  Każdy zasługuje na szansę by rekompensować swoje błędy. Moim największym było pozwolenie na Twoje odejście.

- Justin, nie rozumiesz, że to Ty odszedłeś?! Masz jakieś zaćmienie?

- Zamierzam zrobić wszystko.

- Musiałbyś powiedzieć to swojej żonie, że ją ze mną zdradziłeś.

- Mam to zrobić? - chwyciłem telefon.


Wyciągnęłam mu telefon z ręki.

- Chciałaś bym to zrobił.

- Nie w ten sposób.

- Ty po prostu nie chcesz od niego odejść.

- Nie, to nie tak. Nie wiem - schowała głowę w poduszkę.

SELENA

Nie chciałam dzwonić do Christiana. To by nie było fair wobec naszego związku. Ani jego. Nie było fair
w ogóle to, że tu zostałam, jestem z Justinem, nie z nim, w moim łóżku, wygrzewając się.

Powinnam teraz robić zupełnie co innego, być z kim innym i przede wszystkim czuć co innego. Nie powinnam zdradzać Christiana z Justinem. Wiedziałam, że nie powinnam, a jednak brnęłam w to dalej.

- To jak jest? - zapytał

- Nie wiem. Nie chcę niczego nowego teraz zacząć, zwłaszcza po tym co mi zrobiłeś.

- Obiecuję, to się nie powtórzy.

- Nie chcę ciągle czuwać nad Tobą, bać się, że coś możesz zrobić. Za dużo było tego wszystkiego. Przykro mi, ale to co było między nami się skończyło.

- A dzisiejsza noc?

- Była jedną okazją, nic więcej.

- Selena..

- Skończyło się - pogłaskałam go po poliku.

- Tak?

- Tak.

- To dlaczego jeszcze tu jesteś?

- Emm...

- Nie zakończyłaś jeszcze ze mną wszystkiego. Nie umiesz tego zakończyć.  Kręci Cie ból, kręci Cię to, że jesteś ze mną. Boisz się, że każdy okaże się nudniejszy, że lepszej okazji niż ja nie będzie.

- Oszalałeś?

- Lubisz ból, co?

- Uwielbiam - powiedziałam sarkastycznie.


Fakt faktem, trochę racji w tym wszystkim było. Zawsze wracałam po więcej.
Tego dnia, wróciłam przed dwunastą do domu. Christian zszedł do mnie od razu i przywitał czułym pocałunkiem. Miałam nadzieję, że nie wyczuje zapachu Justina.

Że nie będzie czuł jego pocałunków na mojej szyi, na moich plecach, na moich piersiach, i ustach.


- Cieszę się, że wróciłaś - dodał.

- Cieszę się, że już Cię widzę - musnęłam go w usta.

Na prawdę się cieszyłam. Czułam, że to wszystko ze mnie spada, cały ciężar. Przytuliłam się do niego, mierzwiąc jego włosy muskałam jego usta. Myślałam, że będę niewinna.

To chyba nie byłabym ja. Myślałam, że wszystko z Justinem skończone, a sama okazałam się teraz zdradziecką suką. Nie umiałam się niczemu powstrzymać.  Gdy tylko któreś z nas miało wolne... Miało czas.

Ech. Spotykaliśmy się... O dziwo, teraz układało się lepiej niż kiedy byliśmy ze sobą. Aż w końcu doszło do tego, że zrobiliśmy to w jego domu. Po raz pierwszy... Sami, nikogo nie było.

Zaś drugi raz okazał się być bardziej pechowym.

___________________________________________________

KOMENTUJCIE! <3

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 37.

SELENA

W południe dnia następnego kiedy Chris był niedaleko domu, w chińskiej restauracji zamówić nam coś do zjedzenia, na obiad, otrzymałam dziwny telefon. Dziwny? No po prostu się go nie spodziewałam.

Nie sądziłam, że w ogóle zadzwoni. Oczywiście odebrałam, chciałam się dowiedzieć co ciekawego Justin ma jeszcze mi do powiedzenia.

- Tak słucham? - powiedziałam cichym głosem

- Selena?

- Tak, wybierając mój numer mogłeś do mnie się tylko dodzwonić.

- Bałem się, że odbierze Twój kochaś.

- Christian.

- Justin.

- Mówię jego imię. Eh - westchnęłam - Co chcesz? Po co dzwonisz?

- Pamiętasz co wczoraj mówiłem?

- Tak. Pamiętam.

- Byłem pijany. Nie mogę tego zrobić.

- Justin... - przeciągnęłam

- To by za dużo mnie kosztowało. Sam sobie pościeliłem, i teraz ja na tym muszę spać

- A żebyś wiedział - rozłączyłam się


Za dużo by to kosztowało... Tak jasne, ale za to łamanie mnie go wcale nie kosztuje. Wkurzyłam się, na prawdę. Tak bardzo martwił się  o swoje koszty, o małżeństwo, pieniądze, rozwód, że nie dbał już o to kogo dookoła rani.

Ale właściwie... Nigdy o to nie dbał. Nawet będąc ze mną nie przejmował się tak bardzo tym czy kiedykolwiek cierpiałam. Gdy tylko przyszedł Christian do domu, zbiegłam do niego.

- Cieszę się, że jesteś - dodałam z uśmiechem


Na prawdę tak było, cieszyłam się, że wrócił. Miałam pewność, że teraz wszystko będzie dobrze, że będę bezpieczna.   Wzięłam od niego jedzenie i wyłożyłam na stoliku. Brązowy ryż, kurczak w pięciu smakach, kurczak w brokułach.

Usiedliśmy przed telewizorem i włączyliśmy wiadomości, zajadaliśmy się pysznościami, usłyszałam mój telefon dzwoniący na górze. Wstałam z kanapy i podbiegłam. Chwyciłam telefon w rękę i przesunęłam palcem po ekranie by go odblokować.


- Mów Jamie.

- Możemy się spotkać? W hotelu Balzac?

- Dlaczego akurat tam?

- Bo to niedaleko mnie. Proszę, powiem recepcjoniście, żeby dał Ci klucz do pokoju 169, weźmiesz i poczekasz w pokoju na mnie, dobrze?

- Coś poważnego?

- Tak, bądź tak.

- Za ile?

- Pół godziny. To ważne.

- Dobrze, będę.


Przebrałam się w białą bluzkę, czarne spodnie, narzuciłam na nogi jakieś balerinki i wzięłam do ręki telefon, a na głowę zarzuciłam okulary.
Zeszłam do Christiana.

- Kochanie, muszę iść do Jamie, niebawem wrócę.

- Jak to? Teraz?

- Dzwoniła, była jakby wystraszona, wolę się upewnić czy wszystko z nią w porządku niż później mieć ją na sumieniu, że nie przybyłam na czas. Idź popływać, biegać, na plażę, cokolwiek, niedługo wrócę.

- No dobra - powiedział jakby smutny - Tylko bądź niedługo.

- Porób coś dla siebie, ze samym sobą, pływaj, biegaj, jeździj po mieście, coś wymyślisz - musnęłam go
 w wargę.

Wyszłam z domu, wsiadłam w swoje auto i ruszyłam w stronę hotelu. Wyjechałam spod domu i pojechałam w miarę szybko do hotelu Balzac, w którym potencjalnie miała czekać na mnie Jamie.

Stanęłam na hotelowym parkingu, zaparkowałam auto i poszłam do recepcji. Powiedziałam im o kluczu. Odmówili mi podania klucza, kazali zaczekać po czym zadzwonili do Jamie.

Gdy tylko odłożyli słuchawkę, ja zadzwoniłam do niej.

- Miałam dostać ten klucz od razu, co Ty wyrabiasz?

- Już wszystko wyjaśnione, idź do recepcji, weź klucz, i idź do pokoju.

- Na pewno?

- Tak, idź.


Wstałam z sofy, podeszłam do recepcji, poprosiłam o wydanie klucza, tym razem obyło się bez problemów.
Weszłam do windy i pojechałam na czwarte piętro gdzie znajdował się pokój Jamie.

Otworzyłam go i weszłam do środka. Od początku ten pomysł wydawał mi się trochę dziwny, nigdy nie sądziłam, że Jamie będzie chciała się tu spotkać. No i Ona nie chciała. Do pokoju wszedł Justin. Stanęłam przy drzwiach chcąc się cofnąć.

- Będę krzyczeć - dodałam.

- Muszę Ci coś powiedzieć. Coś czego nigdy nie mówiłem.

- No słucham. Ostatni raz.

- Chciałem to powiedzieć, ale nigdy nie miałem okazji.

- Tak? - powiedziałam ciężko, czułam jak nogi mi się uginają

- Zawsze byłaś, jesteś i będziesz tą jedyną. Sam sobie nawarzyłem tego piwa i muszę je pić, nie chciałem by nasz mały film tak się kończył, ale chyba nie mamy innego wyjścia. Boże, jaka Ty jesteś seksowna.

Justin powoli ściszał swój głos, zaczynał wolniej mówić, jego ręce znalazły się na moich biodrach. Telefon
i kluczyki upadły na ziemię.

- Justin, a Jamie, Ona może tu przyjść, z nią się umawiałam.

- Poprosiłem ją o to.

- Jak mogłeś?


Justin wsunął swoją dłoń w moje spodnie, oczywiście pod bieliznę, i błądził swoją ręką po moich czułych punktach. Ja zaś cicho pojękiwałam mu do ucha, coraz bardziej przyspieszając oddech. Jego usta muskały moją szyję, barki, schodziły po ramionach.

- A Twoja żona?

- Ona jest zimna, nie przerywaj tego, jesteśmy w tej strefie.

- Możesz trzymać ręce na mnie. Dotknij mnie tam, zawiruj mym ciałem, nie zamierzam z tym walczyć, pragnę tego.

- Moje ciało woła Cię. Po prostu bądź. Na mnie.

I w tym momencie Justin wysłał w diabły mój uroczy związek z Chrisem.
Wziął, położył mnie na łóżko, niemalże zdarł ze mnie spodnie. Koszulki pozbyłam się sama, podobnie jak
i mojego stanika. Justin zajął się moimi majteczkami, ściągnął je zębami i zadbał o mój wzgórek łonowy.

Powoli nie wytrzymując z podniecenia gdy Justin bawił się we mnie językiem, dociskałam do siebie jego głowę, i czułam jaką przyjemność mu tym sprawiam, zaciskając lekko nogi na jego głowie i dociskając ją do swoich soków.  Justin czując, że szczytuję zdjął swoje spodnie i wbił się we mnie z impetem.

Jęknęłam głośno rozkoszując się Justinem we mnie. Moje dłonie wplotłam w jego gęste brązowe włosy, przeczesywałam je i delikatnie muskając go w obojczyki.  Justin zdecydowanie coraz mocniej się we mnie ruszał. Temperatura wzrastała, czułam jak oboje zaczynamy się coraz bardziej pocić.

Było mi tak dobrze, a za razem tak źle. Czułam się tak winna, że to robię, ale było mi tak przyjemnie, po minie Justina było widać, że mu także jest dobrze.

Justin coraz szybciej poruszał się we mnie, zaczęłam szczytować, coraz głośniej, mocniej, czułam jak jego penis coraz bardziej przyspiesza, Justina zlał pot, starłam mu go z szyi. Justin poruszał się delikatnie ale z pełną parą. Obydwoje doszliśmy w równym czasie.

Justin padł na mnie zmęczony, mokry, z pełną satysfakcją.

- Chyba czas na nas.

- Skarbie skąd ten pośpiech?

- Czas wrócić do swoich połówek i udawać, że to się nie wydarzyło, prawda?

- Nie możemy jutro? Angelica jest dzisiaj na noc ze swoimi przyjaciółkami. Będę sam, opłacony pokój... Zostań.

- Mój facet czeka na mnie w domu.

- Zadzwoń i powiedz, że Jamie Cię potrzebuje.

Przygryzłam wargę zastanawiając się...


- Robię to tylko pierwszy i ostatni raz.

Wstałam z łóżka i poszłam podnieść telefon z ziemi, jak i kluczyki. Położyłam je na stolik nocny, zadzwoniłam do Chrisa. Bałam się tej rozmowy, wiedziałam, że będzie miał mi za złe, ale łaknęłam Justina, bardziej niż kiedykolwiek. Przeczę sama sobie, wiem.

- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie

Położyłam palec na ustach Justina by się nie odzywał.


-  Skarbie - powiedziałam - Będę rano, wybacz.

- Mówiłaś, że wrócisz.

- Wrócę rano. Nie chcę Jamie zostawić w takim stanie.

- Kochanie no.

- Będę rano Ju..Christian - poprawiłam się natychmiastowo

- Jutro?

- Tak, będę przed południem, obiecuję.

- Idę się położyć.

- Śpij dobrze skarbie.

Stanęłam przed łóżkiem, i rozłączyłam się. Odłożyłam telefon na pościel i ułożyłam dłonie na biodrach.

Justin spojrzał się na mnie z zadziornym uśmiechem.

- Co? Zadowolony?

- I to jeszcze jak - dodał

Justin spojrzał na mnie ponownie a jego penis stanął na baczność.

- Nie, nie, nie - pogroziłam palcem

Justin wyciągnął w moją stronę ręce, oplótł je w talii i przyciągnął mnie do siebie. Nigdy nie byłam jeszcze tak uśmiechnięta jak tego dnia.


________________________________________

KOMENTUJCIE! <3


czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 36.

SELENA


Później tego dnia poszłam na plażę, chciałam tam posiedzieć - sama, pomyśleć, nad wszystkim.
Wiem, cały czas sobie to uświadamiam, że teraz i tak nic nie zmienię, ale zawsze jednak, to słowo więcej by się dopowiedziało, zmieniło.

Gdybym wiedziała, że to się tak potoczy - zmieniłabym wszystko. Najchętniej nigdy bym się w nim nie zakochała. Ale jeśli miałabym zmienić cokolwiek to nie pozwoliłabym mu jechać. Myślałam, że na prawdę można go kochać, poczuć się jak ta wybrana, jak ta jedyna, którą kocha.

Usiadłam na piasku i spojrzałam w niebo.

- Czas nie będzie na nas czekał, więc wybaczmy sobie to co było w nas złe, nie umiem żyć bez Ciebie, dzisiaj dobrze już to wiem.

- Co masz na myśli?

- Wróćmy do siebie, nie umiem już tak bez Ciebie, nie chcę być tą drugą, chcę być z Tobą, dla Ciebie.

- Selena, to nie takie łatwe.

- Łatwe było moje życie dopóki nie pojawiłeś się w nim, chciałabym się obudzić i nigdy w nim Ciebie nie spotkać.

I wtedy zaczął padać deszcz, potrząsnęłam głową i wstałam z piasku. Gdy ktoś jest dla Ciebie ważny, to taki pozostanie, choćby nie wiadomo co się wydarzyło. Tak mam bujną fantazję, wiele razy dzisiaj wyobrażałam sobie co może się stać. . Aż na szczęście w końcu zmorzył mnie sen. Spałam jak zabita, odsypiając wakacje.

Obudziłam się dopiero o dziesiątej, dzwonkiem do drzwi, moi bracia jak zwykle leniwi, albo spali, wtedy to nawet wojna nie byłaby w stanie ich obudzić. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi. Na moich ustach automatycznie wyrysował się szeroki uśmiech.

- Chris! - krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję

To było to czego potrzebowałam, mężczyzna. Wpuściłam go do domu cały czas go obejmując.

- Mała udusisz mnie, eej - powiedział delikatnie

- Wybacz, tęskniłam.

- Dwa dni?

- O dwa za dużo.

- Nie mówiłaś, że wylatujesz.

- Nie chciałam, ale musiałam.

- Miałaś dosyć?

- Tak, dokładnie. Tego wszystkiego zebrało się za wiele.



Tak bardzo chciałam być niezbędna, potrzebna. Chciałam by powiedziano mi, że jestem dla kogoś najważniejsza, ale nie wszystko jest odwracalne.  Przestałam o tym tak rozmyślać i cieszyłam się obecnością Christiana.


- Niedługo będę musiał iść - dodał

- Co? Czemu? - przeciągnęłam i powiedziałam smutna

- Mam pokój w hotelu, doba się zaczyna, trzeba się zameldować.

- Przestań! Nie będziesz spał  hotelu, kiedy możesz tutaj, mamy pokój wolny, a na noc do mnie - uśmiechnęłam się łobuzersko

- A Twoi rodzice?

- Nie będą mieli nic przeciwko, gwarantuję Ci to.

- A rodzeństwo?

- Akurat ich najmniej to interesuje co i z kim robię.

Pomogłam Christianowi rozpakować się w pokoju gościnnym, swojej szafy mu nie użyczę, co to to nie.
Ułożyliśmy wszystko na półkach, po czym zeszliśmy czymś zapchać żołądki. Christian zrobił nam naleśniki, po czym podał je z owocami. Było pysznie, lepszego kucharza w okolicy nie znajdę.

Wyszliśmy z Chrisem na taras. Chciałam mu pokazać, gdzie, jak i dlaczego tu mieszkam. A wychodząc na taras wszystkie pytania znajdują swoje odpowiedzi.  Stanęłam przy barierkach i wskazałam mu widok rozchodzący się na piękną błękitną wodę, na plażę, kazałam się mu wsłuchać w szum fal.

- Selena - powiedział wpatrując się w wodę i obejmując mnie

- Tak?

- Bądźmy razem, co myślisz?

- Sądzisz, że to się uda?

- Tak, jak najbardziej. Może nie znamy się za długo, ale mamy w końcu czas na to by się dobrze, bardzo dobrze poznać.

Ponoć po rozstaniu trzeba cierpieć. Trzeba czuć ból przez co najmniej połowę związku który był. Sama nawet nie wiem ile musiałabym cierpieć.  Postanowiłam przemóc tą złą passę. Chciałam spróbować
z Chrisem.

- No dobrze, skoro chcesz, musisz wiedzieć co uwielbiam, czego nienawidzę, kogo nie lubię.

- Słucham Cię.

- Uwielbiam czekoladę, żelki, naleśniki z rana, kakao z tatą, nienawidzę hm. Przede wszystkim ludzi.  Nienawidzę kłamstw, oszustw, zdrad, no i ludzi.

- Coś jeszcze?

- Tak, ale nie chcę palić nam mostów od razu.

- Myślę, że pewna cześć mnie, zawsze będzie czekała na niego. Ale postaram się zapomnieć. Co z oczu to
z serca.

- Jesteś pewna, że chcesz to zaczynać?

- Tak. Jestem pewna Chris - musnęłam go w wargi.

Chris odwzajemnił mój pocałunek i uśmiechnął się szeroko do mnie. Zeszliśmy z tarasu i skierowaliśmy się w stronę wody. Tego samego dnia, na tej samej plaży spotkaliśmy moją byłą miłość.
Justin  był ze swoją żoną i kilkoma znajomymi.

Mocniej ścisnęłam dłoń Chrisa, i uśmiechnęłam się szeroko by pokazać to jaka silna jestem.
Chris pogładził mnie palcem po ręce, i trzymał moją dłoń pewnie.


- Selena! - krzyknął wesoło Justin

Przewróciłam oczami, i spojrzałam w jego stronę. Justin podszedł do nas ze swoją żoną, kilkoma znajomymi.

- Selena to Angelica, znacie się już, a to nasza mała ferajna. Co tu robicie?

- Mieszkam niedaleko. Zapomniałeś? Spałeś tam nawet kiedyś.

- A co to za chłopak? - zmienił temat

- To Christian, mój chłopak, mówiłam Ci o nim kiedy się spotkaliśmy niedawno na plaży. Z pamięcią gorzej?

- Już pamiętam. Możemy zamienić słówko na osobności?

- O czym chcesz jeszcze gadać?

- Selena skarbie, spokojnie - dodał Chris

- Poczekaj tu chwilkę - odpowiedziałam - No chodź już jak musisz.

Odeszłam z Justinem kilka kroków dalej.

- Więc?  Fu, Justin, śmierdzisz alkoholem.

- Selena - jąkał się

- No mów, nie mam czasu.

- Rozwodzę się.

- Nie mów bzdur.

- Na prawdę. Mam dość.

- Powinieneś wiedzieć na co się decydujesz. Masz odwagę by to zrobić? Wybieraj ostrożnie, bo ja jestem zdolna do wszystkiego.

- Jestem pewien, Twój chłoptaś mi przeszkadza.

- On ma na imię Christian - uderzyłam go w ramię - I Ty go denerwujesz.

Pobiegłam do swojego chłopaka, i wtuliłam się w jego ramię.

- Miło było was spotkać - dodałam.

Odeszłam z Chrisem ciągnąc do za rękę.

- Co się stało?

- Nic. Justin chciał coś od siebie dodać. Nic ważnego.

- Coś z jego małżeństwa?

- O właśnie, tak.