wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 45.

SELENA

Ostatnia rzecz to stalowa rura w którą uderzyłam wybiegając na taras, do mojego brata.
Nic więcej, nie pamiętam co się później działo. Nie wiem ile przespałam, słyszałam tylko szum... Nie mogłam się obudzić choćbym bardzo chciała.

Szum morza, ciche głosy, szlochanie nade mną. Mój słuch jedyne co to wyostrzył się przez ostatnie chwile. Słyszałam rozmowę mamy z Justinem, i słowa Justina do mnie. Szlochał jak małe dziecko, czułam jego uścisk na dłoni.

Justin wylał na mnie kubeł swoich wszystkich zbieranych dotąd uczuć, potrzeb, ciepłych słów.
Ponoć w związku gdy mężczyzna staje się miękki kobieta musi zacząć okazywać serce, więc był czas na poprawę.

Obudziłam się... Przecież na całym świecie ludzie chcą być kochani, a ja miałam wszystko pod nosem, kochającego faceta, który cierpiał w tych wszystkich słowach. Wiedziałam, że dla mnie działanie z braćmi przestało istnieć... Do pewnego czasu.

Przebudziłam się i spojrzałam na Justina, pierw był smutny, ale gdy tylko zobaczył, że powoli otwieram oczy, na jego ustach wymalował się ogromny uśmiech. Ukazały się jego białe perły.
Jeszcze nie byłam w stanie nic sama zrobić, nie miałam jak.

Leżałam prawie, że przykuta do tego łóżka szpitalnego. Justin nałożył na siebie w końcu uśmiech zaś ja... Ja nie byłam w stanie nic sama teraz zrobić. Było wcześnie rano, miałam tak sucho w gardle, nie dałam rady wykrztusić z siebie słowa.

- Ju...

- Ćśś skarbie. Cichutko - pociekła mu łza - Jak ja się cholernie cieszę, że jesteś.

- Jus..

- Kochanie, cicho.


JUSTIN


Wtedy czułem, że odzyskałem wszystko. Wiedziałem, że czeka nas sporo pracy, nad związkiem, zdrowiem, rodziną. Nad wszystkim co nas otaczało. Bałem się o nią, każdej nocy gdy ponownie zasypialiśmy, bałem się, że znów się nie obudzi. Ale cały czas w strachu żyć nie mogę...

Selena znów kipiała pewnością siebie. I gdy tylko wychodziliśmy tydzień później ze szpitala, miała już odwagę powiedzieć mamie co leży jej na sercu.
Swoją drogą, mama nie przejęła się zbytnio losem swojej córki...

- Mamo. Możemy porozmawiać?

- Oczywiście kochanie, o czym?

- Wiem co chciałaś zrobić. Nawet się nie starałaś.

- O co chodzi córciu?

- Nawet nie wyjeżdżaj mi z tym córciu. Nie starałaś się zawalczyć o mnie.

- O co chodzi?

- Mamo, ja tam mogłam umrzeć, a Ty pozwoliłabyś mi na to. Słyszałam wszystko.

- To nie tak Selena.

- To jak?


Mama nie odpowiedziała. Kręciła się w okół poprawnych odpowiedzi, nie mogąc znaleźć odpowiedniej do tej sytuacji.


- Po prostu nie tak jak myślisz. Lekarze nie dawali Ci szans przeżycia. Straciłam wiarę.

- Wiesz co... Pomimo wszystko, cokolwiek by nie mówili, cokolwiek by robili, powinnaś wierzyć, że tu będę. Że nie poddam się, że wrócę. A Ty od tak dałabyś mi zginąć. Nie sądziłam, że jesteś taka zimna.

- Selena.

- Będę  kontynuować, jako po prostu ktoś inny, kto chce być jedyną z nim, dla niego - wskazała na mnie.

- Co to oznacza?

- Nie wrócę do domu. Dwa dni temu, gdy Ciebie - zaznaczyła - nadal nie było, zgadałam się z Justinem, tak o wspólnym mieszkaniu. Nie możemy wiecznie być oddzielnie.

- Przecież Wy się nawet nie rozstawaliście, mieszkając osobno.

- Trudno. Teraz zamieszkamy u Justina, razem. Na dobre i złe. Będę bezpieczniejsza, i na pewno będzie się troszczył o mnie bardziej niż Ty.

- Kochanie - dodała.

- Nie, wybaczam Ci, za to wszystko, ale nie wracam do domu. Wracam do Los Angeles z Justinem.



Selena wsiadła szybko do taksówki, nie dając dojść do słowa swojej mamie.   Wzruszyłem ramionami, nie miałem co zrobić, nie wiedziałem nawet co mógłbym.
Niczego Selenie nie będzie żal.  No trudno. Nie wracaliśmy już do hotelu. Pojechaliśmy prosto na lotnisko.

Wsiedliśmy do samolotu którym przyleciałem tutaj wcześniej. Mama Seleny pewnie była przybita, zaś ja?
Cieszyłem się, że mam ją już przy sobie, na zawsze.

Wróciliśmy, po kilkunastu godzinach lotu do domu. Do domu który będziemy tworzyć teraz razem, Selena
i ja....

- Jak się czujesz? - dopytałem

- Jesteś po prostu innym facetem.

- Oślepiony Twym uśmiechem - dodałem.

- Zupełnie inny.

- Nie potrafiłem znieść myśli, że możemy być osobno.

- Osobno?

- Tak. Pozwól mi spać w swoich ramionach, pozwól mi oddychać tym czystym jasnym światłem otaczającym Ciebie. Wiem nie jestem bystry, ale ciągle staram się. Pozwól mi być Twym strażnikiem, chroniącym Ciebie, mojego anioła, przed ciemnością.

- Justin, czy to jeszcze Ty?

- Nie będę udawać, myśl o mnie co jakiś czas po prostu.

- Skarbie,w  każdej sekundzie.

Tego samego dnia, gdy wyszedłem spod prysznica, Selena czytała w łóżku książkę. Nie była jeszcze całkowicie w pełni swoich sił. Usiadłem koło niej na łóżku jeszcze wycierając się ręcznikiem.

- Nie zdążyłeś się ubrać?

- Zapomniałem bokserek.

- Wiesz, że nic z tego?

- Nic z czego?

- Tego - poruszyła zabawnie brwiami.

- Nie ma mowy, nic nie zrobimy kochanie.

- Bądźmy grzeczni, dzisiaj.

- Dzisiaj - zaśmiałem się - Dzisiaj mogę.

- To nie będzie prędko, mam nadzieję, że nie zawiodę?

- No co Ty. Związek to nie tylko seks.

- Uff - odetchnęła.

- A teraz mi powiedz.

- Co takiego?

- Jak to się stało, że wylądowałaś w szpitalu.

- Gdybym tylko ja to wiedziała.

- Uderzyłaś w coś? Ktoś Cię pobił?

- Być może i jedno i drugie. Nie wiem.

- Nic?

- Kompletnie nic sobie nie przypominam. Tamten dzień...

- Cokolwiek wiesz, pamiętasz?

- Pamiętam wszystko do momentu basenu.

- Jakiego basenu?

- Byłam z braćmi, wszyscy się rozbiegliśmy by móc zlikwidować tych których trzeba. No i tak się starałam zrobić i ja. Zaciągnęłam jednego z nich na dół do piwnicy, gdzie był basen. Wlecieliśmy do niego, poszedł strzał, rozlała się krew. Wyszłam z basenu, pobiegłam. I to wszystko.

- Ktoś Cię pewnie uderzył, albo i z Twoim fartem sama sobie coś zrobiłaś.

- Nie wiem, chciałabym sobie cokolwiek przypomnieć, ale nie mam jak.

- Oj skarbie. Nie jesteś stereotypowa.

- Co masz na myśli?

- Zawsze robisz wszystko po swojemu, pieprzysz opinie innych.

- Gdybym miała się tym przejmować, już dawno by mnie tu nie było.

______________________________________________________________



46 POJAWI SIĘ NIECO PÓŹNIEJ - NA PEWNO NIE W CZWARTEK.
Wybaczcie, że ten dodałam z opóźnieniem, ale mam mało czasu na internet - swoje życie. Także do napisania :D




czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 44.

JUSTIN


Siedziałem... Czekałem by się obudziła.
Minęły już dwa tygodnie, Selena się nie budziła. Siedziałem przy niej wytrwale, siniaki powoli schodziły z jej ciała.

Jej bracia i ja bacznie czuwaliśmy nad jej stanem, nad tym czy się budzi. Lekarze coraz bardziej zwątpili
w to, że to kiedykolwiek nastąpi. Ja wierzyłem, wierzyłem, że się obudzi, że będzie cała i zdrowa,
 a bynajmniej ze mną...

Kolejny tydzień mijał, trzeci. Rano przychodził lekarz, sprawdzał stan Seleny, spojrzał smutnie i wychodził.
Dzień w dzień tak samo, nic się nie zmieniało, jej stan ani nie był lepszy ani nie był gorszy. Był stabilny. Za to mój i jej rodziny coraz gorszy. Rodzice Seleny mieli coraz bardziej dość tego co tu się dzieje.

Tego samego dnia gdy siedzieliśmy w sali Seleny przyszedł lekarz poprosił jej rodziców na zewnątrz.
W tym samym momencie zadzwonił do mnie telefon. Nie byłem do końca pewien kto to, ale jakaś myśl mi podpowiadała, że znam ten numer telefonu.

Wyszedłem z sali gdzie leżała moja dziewczyna i korytarzem wyszedłem przed szpital by nie nosić echa po budynku. Pierwsze połączenie, wyszedłem na dwór drugie połączenie...
Za trzecim dopiero odebrałem.


- Halo?


Nikt się nie odezwał z drugiej strony, kompletna cisza, można było usłyszeć czyiś oddech, ale nic poza tym, żadnego słowa, cichutko. Rozłączyłem się. Telefon zadzwonił ponownie. Coraz bardziej nabuzowany odebrałem telefon.

- Halo?

- Halo?

- Kurwa. Kim jesteś?

- Justin?

- Może.

- Tu Angelica, Twoja żona.

- Była żona.

- Nie zapomnij, że mamy wspólny majątek.

- Co to zmienia?

- Na papierze nadal jestem Twoją żoną. Póki nie podzielimy naszego majątku ze związku, jesteśmy małżeństwem.

- Co to kurwa za zmiany w prawie? Śmieszni jesteście. Nie możesz tego sama załatwić?

- Rozumiesz słowa wspólne?

- Nic nas nie łączy, my nie mamy nic wspólnego.

- Papiery nas łączą. Więc jeśli jeszcze kiedykolwiek zamierzasz kogoś poślubić, musisz mi oddać trochę naszych rzeczy - powiedziała ironicznie.

- Jeszcze się zobaczy.

- W tym tygodniu.

- Chyba Cię pojebało dziewczynko.

- Nie musisz być osobiście skoro nie chcesz się ze mną widzieć.

- Wyślę prawnika. Nie dzwoń więcej, spiszę na kartce co zostaje moje.

- I jeszcze czego. Nagraj to.

- A weź spierdalaj.


Rozłączyłem się i zdenerwowany poszedłem na górę. Wszedłem do sali gdzie już ponownie siedziała mama Seleny. Jej bracia pojechali do domu, wszyscy konaliśmy z głodu i byliśmy przemęczeni.
Byłem wkurzony na cały świat.


- Co chciał lekarz pani Moreno?

- O Selenie mówił.

- Dokładniej proszę.

- Mówił o jej śpiączce.

- Wyjdzie z tego, tak? Proszę...

- Lekarz powiedział, że jutro będą starali się ją wybudzić.

- A jeśli to się nie stanie?

- Odłączą ją.

- Nie.

- Tak.

- Jak można mówić o tym tak spokojnie jak Wy wszyscy?! Ja dostaję furii.

- Wiem, że masz furiatalny charakter, ale zrozum nas.

- Nie, nie zrozumiem. To tak jakbyście pozwolili jej umrzeć.

- Przestań. Nikt nikomu nie da umrzeć.

- Wy dacie jej.

- Nie. Po prostu pomyśl racjonalnie, Ona się nie obudzi.

- Obudzi!

- Nie.

- Czy tylko ja jestem jedyną osobą w tym towarzystwie która wierzy?!

- Nie.

- Mógłbym na chwilę zostać sam na sam z Seleną? Chcę jej coś powiedzieć.

- Pewnie. Masz dzień przecież.

- To Pani pójdzie do domu, zostanę z nią, tę noc sam. Dobrze?

- Na pewno?

- Tak. Chcę tego.

- Dobrze, przyjdziemy jutro, po zabiegu.

- W porządku.

- Do widzenia.

- Do widzenia Pani.


Mama Seleny wyszła z sali, zostałem ze swoją ukochaną sam na sam. Pierwszy raz od kilku tygodni.
Usiadłem najbliżej jak mogłem Seleny. Złapałem ją za rękę, ogrzałem delikatnie ciepłem swojego ciała.

Chciało mi się płakać, jak małemu dziecku. Bałem się, że ją stracę. Bałem, że będę sam, bez miłości.

- Skarbie, proszę Cię - wymamrotałem - Obudź się, obudź, bądź ze mną.

Pociekła mi łza.

- Nie zostawiaj mnie, nie chcę tu zostać sam. Te wszystkie dni, myślałem. Wciąż za Tobą tęsknię, potrzebuję Cię tutaj ze mną. Więc proszę Cię, przyjdź tu, bądź ponownie, lub ja przyjdę do Ciebie.
Mój dom jest tylko tam gdzie Ty jesteś.

Nie wiedziałem w sumie co mogę jeszcze z siebie wydobyć, co jeszcze jej powiedzieć, czy w ogóle mnie słyszy? Nie wiedziałem sam nic co z nią jest czy jeszcze coś kiedyś z nas będzie? Co jeśli Ona się nie obudzi?

Właśnie o północy zaczęło mnie dobijać sumienie. Czułem się przygnębiony.
Jak kiedyś to mi Selena powiedziała... Jestem tylko człowiekiem, krwawię jeśli spadnę w dół.
I to właśnie chyba był mój dół.

Nie chciałem zasnąć, chciałem jej jeszcze tyle rzeczy powiedzieć. Musiałem dodać kilka spraw.
Usnąłem... Na chyba pięć godzin. Wstałem około piątej trzydzieści i spojrzałem na Selenę. Uśmiechnąłem się szeroko.

Chciałem jej jeszcze powiedzieć, co moja mama mi dopowiedziała. Mieszkałem kiedyś w tych domkach tam gdzie Selena, chyba nawet właśnie na tej samej posesji co Selena. Wcześniej stał tam mój dom, Selena mieszkała w sąsiedztwie, ale jak to dzieci, poznaliśmy się. Robiąc babki z piasku, ganiając za sobą po plaży.

Moja mama powiedziała, że zna Selenę, zawsze do niej mówiła czy może tą łopatkę. Wtedy śmiałem się tak głośno gdy mi to opowiadała. Ponoć ją biłem... Łopatką w głowę.
Nie chciałem...

Miałem jej tyle rzeczy do opowiedzenia, wiem to wszystko stało się takie zawiłe...