niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 35

SELENA

Poznaliśmy się dwa lata temu, już wtedy wiedziałam, że to będzie coś wielkiego i, że nie będziemy sobie obojętni, aż przyszedł czas na zaręczyny i ślub.

- Czego Wam brakuje jeszcze do szczęścia?

- Dziecka - śmieje się Angelica w wywiadzie.

No kurwa, czytałam to na głos i myślałam, że chyba sobie jebnę shotgunem w czaszkę. Ani słowa Justina, nic a nic z jego wypowiedzi, tylko Angelica i tylko Ona, to czego Ona chce, to o czym marzy, jej plany na przyszłość, jedyne co było z Justinem, to wspólne zdjęcie.

Kto normalny w tych czasach kupuje miejsce w gazecie, żeby pochwalić się ślubem, czy to miało być dla mnie na złość?

Och i ich historia miłosna od początku - nie zapominajcie o korektach i ubarwieniu przez redakcję całego artykułu...

- Mieliśmy słoneczny czerwiec kiedy pierwszy raz zobaczyłam Justina w Barcelonie. Był tam ze swoimi rodzicami, ja ze swoimi, mieliśmy wakacje, więc było nam przeznaczone się spotkać. Byłam akurat na plaży El Masnou spacerowałam brzegiem plaży, Justin biegł akurat tą plażą, jogging oczywiście.

Niechcący - śmieje się Angelica - wpadł na mnie, przeprosił, powiedział, że to niechcący. I tak zaczęła się nasza powiedzmy przygoda. Następnego dnia na tej samej plaży spacerowaliśmy, już wspólnie, aż żal było mi kiedy musiałam powiedzieć mu, ze wyjeżdżam  i wracam do Los Angeles.

Justin zaskoczył mnie pozytywnie mówiąc, że też jest stamtąd, ucieszyłam się, bo to oznaczało więcej czasu z moim mężem - no wtedy jeszcze znajomym - dodaje Angelica - Jak już mówiłam wróciłam do L.A., Justin kilka dni po mnie. Spotykaliśmy się przez długi czas, aż w końcu padły słowa miłosne. Kocham Cię..

Pamiętam, że miałam tamtego dnia łzy w oczach gdy to mówił, nie sądziłam nigdy, że się mógłby we mnie zakochać. Ale sceneria tego dnia była jeszcze lepsza.  Padał deszcz, a staliśmy na środku parku i właśnie wtedy powiedział mi te słowa. Nie byłam wtedy tego pewna, ale powiedziałam mu tak :

- Nie znasz mnie, nie poznałeś.

- Mam więc resztę życia by to zrobić.

To było jak scena z filmu, zawsze chciałam by moje życie było filmem, tam zawsze wszystko się kończy happy endem, i w końcu przed ślubnym kobiercem stało się.

Nie było nam oczywiście zawsze kolorowo, Justin zniknął z mojego życia na długo, bardzo. Ale wiedziałam,
zawsze wierzyłam w to, że się odnajdziemy, i znów będzie jak dawniej, i tak było, niedaleko jak sięgnąć pamięcią wrócił do Londynu, gdzie akurat byłam, nie był to przypadek. Nic się przecież nie dzieje przypadkiem.

Spotkałam go w kawiarni gdzie był z przyjacielem, i kilka dni minęło, a Justin i ja już byliśmy zaręczeni. Nie minęło wiele czasu, a teraz, kroczymy przez życie z obrączkami, zawsze mój - uśmiechają się oboje.

Tak to tyle... Artykuł jest dłuższy, ale boję się, że dalsza cześć może mnie zabić.
Złamało mi to serce, kompletnie rozerwało je na strzępy. Bałam się, że nic już z tego nie zostało.

Z nas, z serca, ze znajomości... Wtem znów zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran - Justin.
Jeszcze tylko tego brakowało.

- Halo? - odebrałam rozgoryczona

- Powiedz mi tylko proszę, że tego nie czytałaś.

- Czego nie czytałam?

- Tego pieprzonego wywiadu.

- Może czytałam, może nie. Po co do mnie dzwonisz?

- Chciałem to wyjaśnić, ja się tam nie udzielam, zrozum mnie.

- Ty mnie zrozum - powiedziałam stanowczo - Nie dzwoń do mnie nigdy więcej, zapomnij, że mnie znałeś, że kiedykolwiek ze mną sypiałeś, nic kompletnie nic nas nie łączyło i nie będzie nigdy więcej.

Rozłączyłam się, usunęłam jego numer z telefonu, skasowałam nasze zdjęcia i wzięłam się pod wpływem emocji do czytania dalszej części artykułu.

- Nigdy nie sądziłam, że można kogoś tak kochać - bo kurwa nie wiesz jak się kocha - skomentowałam
 Zawsze przy Justinie jestem taka szczęśliwa - a może po prostu wpycha Ci zioło do jedzenia i cieszysz ryj - dodałam.
Nigdy mi nie odmawia, troszczy się o mnie - chce Cię przelecieć idiotko.
Wszystko staramy się robić razem - bo się kurwa boisz, że jakaś Ci go sprzątnie sprzed nosa.

 A to dziwkarz, więc nie odmówi żadnej która pomacha mu cipką czy cyckami przed twarzą.
Poszłam do laptopa w domowym gabinecie taty i wpisałam sobie jej dane, wydrukowałam zdjęcie tak by było na całą kartkę.

Wzięłam je i zeszłam do naszego "tajnego" pokoju, ach no i oczywiście usunęłam odcisk dłoni Justina z pamięci komputera, by nie odczytywało go więcej.
I tak przecież się tu nie zjawi, bo po co.

Poszłam tunelem na naszą piwniczną strzelnicę, włożyłam jako tarczę zdjęcie żony Justina. Guzikiem przesunęłam ją daleko, wzięłam broń w dłoń i wystrzeliłam ogień z pięć razy pod rząd niszcząc zdjęcie kompletnie.  Przysnęłam ponownie do siebie tarczę.

Oczy podziurawione, usta i nos także, a co najważniejsze - czaszka. Nienawidziłam jej za każde słowo jakie wypowiedziała w tym wywiadzie. Nienawidziłam wszystkiego co związane z nią, nienawidziłam Justina.

Nienawidziłam wszystkiego co z nim związane, nienawidzę tego, że żyłam tyle czasu w kłamstwie, tyle mu poświęciłam, a zdradzał mnie i swoje wcześniejsze partnerki, wszystko sprowadzało się do jego żony.

Nie rozumiałam już go, czy cierpienie innych sprawiało mu taką przyjemność?  Jaką miał z tego satysfakcję? Podobało mu się ranienie wszystkich?

I jeszcze jego wielkoduszne teksty gdy dzwoni - martwię się o Ciebie - nic sobie nie zrobiłaś?

Nie nie zrobiłam, nie będę umierała dla niego. Nie będę znów robiła z siebie idiotki tylko po to by mu imponować. Nie byłam jedną z tych, które by zrobiły wszystko byleby mnie zauważył. Z resztą teraz już po wszystkim, ma żonę.

Mówią, że kobieta nie mur, da się przesunąć, ale jednak w tym momencie z tym artykułem przestałam wierzyć w cokolwiek, przestałam myśleć, że coś się może zmieni.  Jak mogłam kiedyś żyć w złudzeniu,
w takiej iluzji, że on kiedykolwiek coś w sobie zmieni.

Jak mogłam uwierzyć, że będzie inaczej?  Wiedziałam w co się pakuję - może ja po prostu sama lubię ten ból. Może sama prowadzę z facetami grę, niestety, sama w niej za każdym razem przegrywam, za każdym razem ponoszę klęskę.

Za każdym razem upadam i jest jeden - zero.




czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 34.

SELENA

Nie wierzyłam kiedyś, że spotkam na prawdę jak ze snu uczucie, miłości smak.
Dzisiejszy dzień nie był dla mnie może i udanym, ale na szczęście już mija. Leżałam cały dzień w łóżku, musiałam jednak trochę odtajać.

Następny dzień zapowiadał się zdecydowanie lepiej. Wyszłyśmy z dziewczynami na plażę, Christian nie naciskał na wczoraj, zrozumiał co się działo, powiedział, że wszystko jest dobrze, miałam nadzieję, że się na mnie nie wypnie.

Spotkałyśmy go i jego trzech kolegów na plaży, przynieśli zapas alkoholu, wszyscy wypiliśmy - dużo wypiliśmy. Dziewczyny niestety tej nocy nie pozwoliły mi z nim spędzić. Wyszłyśmy na miasto, piłyśmy, wyzywałyśmy policję, unosiłyśmy środkowe palce w górę. Byłyśmy niedaleko naszego hotelowego parkingu.


Niestety nie wypadało nam, wsiadłyśmy więc w samochód i odjechałyśmy, policja jechała za nami wyjąc tymi swoimi syrenami policyjnymi. Uciekałyśmy mimo tego, że nie powinnyśmy. W końcu gdy policja nas dogoniła musiałyśmy się zatrzymać. Policja kazała nam wyjść z pojazdy.

Byłyśmy wstawione więc jednocześnie i nieodpowiedzialne, rozbawione i w pełni nieświadome tego co robimy. Policjanci sprawdzili poziom alkoholu w naszej krwi. Cały czas się śmiałyśmy z nich,z całej sytuacji.
Tak to było bardzo nieodpowiedzialne, zwłaszcza dlatego, że byłam już notowana, za gorsze rzeczy.


Funkcjonariusze kazali nam przejść po prostej linii, udało mi się fuksem, ale dziewczyny zawaliły. Dmuchałyśmy w alkomat, podrywałyśmy policjantów. Ale niestety to nic nie dało. Jazda pod wpływem alkoholu, narkotyki we krwi, i podrywanie funkcjonariuszy.

Policjanci zapinali nas od tyłu kajdankami.

- Uu, proszę Pana, nie tak mocno mam delikatne ręce - roześmiałam się

- Zachowaj milczenie młoda damo, może być gorzej - uśmiechnął się

Nie był całkiem poważny więc wiedziałam, że nic się nam nie stanie. Ale niestety wsadzili nas do radiowozu
i zawieźli na komisariat, zamknęli nas w celi i dali nam jedynie koce na ogrzanie się.

Była trzecia nad ranem a my nadal nie mogłyśmy spać.

- Nie planowałam tego, nie sądziłam, że to tak wyjdzie - dodałam.

- Żadna z nas tego nie planowała.

- Gdybym tylko go nie spotkała - oparłam się głową o ścianę - Gdyby go tu nie było.

- Justina?

- Tak.

- Może czas by o nim zapomnieć.

- Staram się, ale od kiedy go zobaczyłam to przestało być takie łatwe.

- I co zrobisz?

- Nie umrę dla niego, przez niego.

- Przestań. Zapomnisz o nim, Chris Ci pomoże czyż nie?

- Może. Zadzwońcie do niego, niech da tą pieprzoną kaucję i nas stąd wyciągnie. Chcę do domu.

- Co Ty jeszcze tydzień.

- Nie dla mnie.


Policjanci pozwolili nam zadzwonić. Wyszłam sama i poprowadzona przez policjanta do telefonu zadzwoniłam do Chrisa.

- Halo? - powiedział zaspany

- Chris, proszę Cię odbierz nas za kaucję w areszcie.

- Co zrobiłaś?

- Przyjedź to Ci opowiem.


Rozłączyli nas, miałam tylko nadzieję, że Christian będzie wiedział gdzie znajduje się areszt i, że wpłaci te pieniądze. Około piątej nad ranem, policjanci przestrzegając nas i robiąc nam zdjęcia wypuścili nas stamtąd.
Wyszłyśmy przed bramę aresztu owinięte w koce, Chris czekał w aucie.

Wsiadłyśmy do niego, przywitałam się z nim całusem i poprosiłam od razu o podwiezienie do hotelu.
Chciałam się spakować, jechać stąd do swojego domu.

Liczyłam, że tam zapomnę o wszystkim. Dom to jednak najlepsze miejsce dla mnie, nie czuję się tak komfortowo gdzie indziej. Moje miasto, mój pokój, moja rodzina. To wszystko czego teraz bym potrzebowała.

Gdy tylko wróciliśmy do hotelu, jedna z dziewczyn pojechała taksówką odebrać auto, które stało na poboczu niedaleko hotelu. Reszta poszła spać, no prócz mnie.

Wyciągnęłam swoje walizki i spakowałam je, zabukowałam sobie bilet lotniczy na dziesiątą.  Dziewczyny wymęczone dzisiejszą nocą spały twardo, nawet  Gizzle, ta która pojechała  po auto, gdy wróciła od razu padła na swoje łóżko i usnęła. Około siódmej poszłam do pokoju Chrisa. Zastukałam w drzwi i czekałam aż otworzy.

- O Selena - otworzył delikatnie drzwi zaspany - Myślałem, że już się położyłaś.

- Nie, chciałam Ci tylko podziękować. Oddam Ci te pieniądze, dziękuję.

- Nie ma za co, nie musisz, cieszę się, że jesteś wolna. Jak się czujesz?

- Dobrze, niewyspana.

- Może wejdziesz i pośpisz ze mną? - uśmiechnął się

- Chciałabym bardzo, ale nie mogę. Zostawiłam pokój otwarty,  spotkamy się na plaży.

- Na pewno nie chcesz wejść do mnie?

- Nie. W swoim łóżku najlepiej - uśmiechnęłam się.

- No dobrze marudo - zaśmiał się - Spotkamy się na plaży.

- Pamiętaj fioletowy parasol.

- Pamiętam - musnął mnie.

Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, ucałowałam go i wydostając swoją rękę z jego dłoni poszłam do siebie do pokoju.

- Do później.

Wróciłam do swojego pokoju, wzięłam swoje walizki bezszelestne i całując Gizzle w czoło chciałam wyjść
z pokoju.

- Gdzie idziesz? - zapytała

- Na dół, po coś do jedzenia. Strasznie zgłodniałam.

- Przynieś mi coś - uśmiechnęła się i padła na poduszkę.

Wyszłam z torbami z pokoju i zeszłam na dół. Ominęłam recepcję i wzięłam taksówkę. Na dworze nie było prawie nikogo, wszyscy jeszcze spali po libacjach alkoholowych.

Włożyłam swoje walizki do taksówki i poprosiłam o przewiezienie mnie na lotnisko. I ruszyłam.
Nie pożegnałam się z nikim, nie chciałam by mnie zatrzymywali. Położyłam się na tylnych siedzeniach taksówki, a łzy z oczu same spływały po moich policzkach.

Otarłam je, miałam strasznie suchą twarz, przepitą, podkrążone oczy, totalny wrak człowieka. Za mało snu, za dużo imprez. Minęło około dwudziestu minut i byłam na lotnisku. O dziesiątej tak jak było umówione wyleciałam do swojego domu.

W samolocie odespałam cześć wyjazdu, gdy tylko doleciałam na miejsce wróciłam do domu, mama, tata
i bracia przywitali mnie cieplutko.  Stęsknili się za swoją kochaną córką, siostrą.

Poszłam na górę się rozpakować, nikt z rodziny mi nie przeszkadzał.  Zeszłam do nich wieczorem, posiedziałam z nimi trochę opowiedziałam co się działo na wyprawie.  Gdy rodzice poszli spać, dopiero wtedy zwierzyłam się braciom z nowo poznanego chłopaka, policji, libacji.


- Tylko jeśli powiecie cokolwiek rodzicom o policji, zginiecie, a ja znów pójdę siedzieć.

- Nie siedziałaś.

- Logan, tak wiem, Ty siedziałeś, poważnie, ale nigdy mi się nie zdarzyło aresztowanie. Tak czy tak na jedno wychodzi, o.

- Pff.

- Dobranoc - uśmiechnęłam się i poszłam na górę.


Wzięłam prysznic, umyłam włosy, zęby, zmyłam makijaż, i poszłam spać.  Całą noc przespałam, zupełnie jak zabita, nic mnie nie było w stanie wybudzić, no chyba, że wizyta upierdliwego listonosza, który napierdala dzwonkiem, dopóki mu ktoś nie otworzy.

Wypadło na mnie, chłopaków nie było w domu, więc przyjęcie tego namolnego listonosza przypadło mnie.
Odebrałam listy do rodziców. Odłożyłam je na półeczki gdzie kazali, gdyby ich nie było.

Poszłam do kuchni i zjadłam sobie płatki na śniadanie. Nikt mi dzisiaj nie dawał spokoju, jadłam sobie śniadanie a z pokoju rozchodził się dźwięk mojego telefonu.
Zerwałam się z krzesła i pobiegłam na górę.

- Halo? - odebrałam

- Gdzie Ty kurwa uciekłaś?

- Mówiłam Gizzle, że wracam do domu. Nie chciałam tam dłużej siedzieć i wyniszczać siebie.

- Wszystko przez Justina?

- Nie, w dupie go mam. Nie chciałam tyle już imprezować, palić, pic.

- Nie umiałaś odmówić czy co? Rozumu nie masz? Martwiliśmy się, Chris najbardziej.

- Powiedzcie mu gdzie mieszkam, jak chce niech mnie odwiedzi. Żaden problem.

- Tyle, że On nie jest z Los Angeles.

- Jak mu będzie zależało zna mój numer, niech sam dzwoni.

- Oj Selena.

- Co?

- Dobra, nic. Za kilka dni będziemy, policzymy się.

- Powodzenia.

Rozłączyłam się i usłyszałam charakterystyczne uderzenie o drzwi, taki cichy stukot. Gazeta rzucona na nasz podjazd.
Wyszłam więc w piżamie na zewnątrz i wzięłam swoją gazetę.  Opadłam na kolana gdy zobaczyłam pierwszą stronę. Oficjalnie skreślił nasze uczucia. Stało się... Justin jest żonaty.

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 33

SELENA

Od razu po powrocie do hotelu z zatłoczonej już plaży zaczęłam wybierać strój na wieczór. Tak by podobał się Christianowi. Nie mogę teraz dać mu się wyślizgnąć.

Wybrałam spódnicę do ziemi delikatną i dziewczęcą i bralet także delikatny - biały.   Spódnica była brzoskwiniowa więc z bielą idealnie się zgrywały. Zrobiłam sobie delikatny makijaż, włosy rozpuściłam, tak by delikatnie opadały na ramiona.

Dziewczyny dziwiły się dlaczego dzisiaj tak elegancko, a nie po prostu w stroju kąpielowym.
Miałam go, ale pod spodem, pod swoją całą stylizacją. Około dziewiętnastej czterdzieści wyszłyśmy z hotelu i taksówką pojechałyśmy do lokalu który zwał się Bahamas.

O równo dwudziestej byłyśmy na miejscu, wyszłyśmy z taksówki i weszłyśmy do restauracji, dyskoteki, pubu, czego dusza zapragnie. Weszłam do środka, przy barze czekał na mnie Chris, uśmiechnęłam się, podeszłam do niego i przywitałam całusem w polik. Zjadłam z nim szybką kolację po czym chwilę potańczyliśmy. To co później zobaczyłam zszokowało mnie.

Nie wierzyłam, kompletne oszołomienie. Justin stojący przy barierkach, spoglądający na wodę.
Podeszłam, kompletnie niczego się teraz nie bałam. Przeprosiłam na chwilę Chrisa i poszłam do swojego byłego kochanka.

Stanęłam za nim dotknęłam jego ramienia lekko w nie uderzając tak by się obrócił. Justin ze swoim uśmiechem, który łamał mi serce za każdym razem obrócił się. Jego oczy powiększyły się ze zdziwienia.

- Więc.. Dzień dobry - dodałam.

- O Selena, co Ty tu robisz?

- Dobre pytanie. Nie wiem czy patrzę na zjawę, czy na prawdę tu jesteś.

- Jestem, ale było inne pytanie, co tu robisz?

- Bawię się z przyjaciółkami, ale akurat tutaj jestem z Chrisem.

- Chrisem?

- Tak, a Ty co tu robisz?

- Interes nie wypalił, rodzina się obraziła, musiałem wrócić.

W tym samym momencie do Justina podeszła ubrana w białą zwiewną sukienkę dziewczyna, złapała go za rękę i zbliżyła się.

- Selena to Angelica.

- Selena?  Miło mi Cię poznać, na prawdę wiele o Tobie słyszałam - dodała - Justin kończ już, za chwilę idziemy z rodzicami na kolację.

Angelica - tak było jej na imię - odeszła do swoich rodziców a Justin i ja staliśmy w niezręcznej ciszy... Przerwałam ją.

- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że wróciłeś?

- Miałem dzwonić.

- Chciałem, nie miałem kiedy.

- Co to za laska?

- Moja narzeczona.

- Co?

- Selena, nie zrozum mnie, było nam doskonale, ale to będzie lepsze dla nas.

- Dwa tygodnie i zaręczyny?

- Ponad dwa lata.

- Nie rozumiem..

- Znam ją znacznie dłużej, od zawsze prowadziliśmy mały flirt, teraz gdy ją spotkałem w Londynie, wszystko się wyjaśniło, zaręczyliśmy się. Przepraszam.

- Nigdy więcej nie upadnę dla Twoich kłamstw - strzeliłam Justinowi prosto w twarz.

- Selena - powiedział jak zbity szczeniak

- Nie potrzebuję Twojego współczucia, nie ma nic co mógłbyś powiedzieć, zrobić dla mnie. Nie chcę żadnego cudu. Ty się nigdy nie zmienisz, dla nikogo.

- Zmieniłem się, dla niej.

- Była tego warta? Była?!



Uciekłam na plażę, mój oddech stał się płytki. Nie wiedziałam co myśleć. Usiadłam na piasku, chciałam płakać, tak bardzo, a nie mogłam, nie mogłam z siebie wydobyć płaczu. Czy moje łzy przeznaczone na Justina są już wytracone?

Jestem wystarczająco silna by wytrzymać bez niego, by żyć, nie będę płakać, nie mam czym ani nie ma już po co, to nic nie zmieni. Jestem na tyle silna by zrozumieć, że musiał odejść.

Nie mam mu nic więcej do powiedzenia, wstrzymam oddech a On po prostu odejdzie, nie ważne co by powiedział, jestem wystarczająco silna, zrozumiałam wszystko.
Zdałam sobie sprawę z tego, że to ja w tym związku byłam sama.

Nie spałam po nocach, a On żył tak jak chciał. Ona nawet w połowie nie jest warta tyle co ja. To jest prawda, szczera prawda. Mogłabym napisać książkę o tym  jak byłam wykorzystana. Teraz poczułam się jak zabawka którą wywala się gdy cokolwiek się zepsuje, albo znudzi.

Tak jak dziecko, zabawka staje się czymś nowym, takim ekstra, aż w końcu się nudzi, w końcu znajduje się nową lepszą, ciekawszą, która ma inne opcje, czy zadania, jest lepsza, jednak tą pierwszą zabawkę pamięta się najlepiej, w pewnym czasie zawsze się do niej powraca, czy porównuje nową do starej.

Moje przyjaciółki przybiegły od razu za mną na plażę.

- Co się stało? - zapytały przytulając mnie i głaskając

- Justin..

- Co z nim?

- On tam jest. Ma narzeczoną, pobierają się, wrócił, jest tu...

- Suka - skomentowały Angelę - Będzie dobrze skarbie - pogłaskały mnie po głowie


Sama nie wierzyłam w to czy będzie dobrze, nie znałam przyszłości, mogłam jedynie ufać losowi, który najwyraźniej jest ślepy. Zawsze trzeba dostać kopa w dupę, za dobrze być nie może.

Dziewczyny zabrały mnie z lokalu do restauracji powiadamiając Christiana o zaistniałej sytuacji.
Ułożyłam się w pokoju wygodnie na łóżku i usnęłam, brakowało mi chęci do rozmów z nimi, czy do czegokolwiek. Gdy się obudziłam nad ranem, wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno padał deszcz.

Uwielbiałam deszcz, zawsze. Ale te ciemne chmury na niebie dzisiaj okazywały się być zakończeniem czegoś ważnego. Zjawił się Justin - pojawiły się ciemne chmury, zakończył się nasz związek.
Deszcze - zamiast moich łez, spływał po oknach jak łzy po policzkach.

Usiadłam na tarasie i wyjrzałam przed siebie. Wydaje mi się, że to co się stało to dobre rozwiązanie.
Może nie rozstaliśmy się najlepiej, ale za to na dobre.







czwartek, 20 marca 2014

Rozdział 32

SELENA

Jakoś specjalnie nie poruszył mną wyjazd Justina, byłam zła, zraniona, ale starałam się jakoś to znosić.
Zaprosiłam dziewczyny na dziś wieczór, oczywiście jak dobre przyjaciółki już o dziewiętnastej były u mnie.

Wpuściłam je do środka, o dziwo trzymałam się dobrze. Przetrzymam całą wiosnę.
Nie powiem, wódka w moim pokoju polała się soczyście, po czym zaprawione poszłyśmy do klubu.
Dziewczyny zawsze były świetnym pocieszeniem.

Miałyśmy swoją lożę, byłam ubrana w zwiewną niebieską sukienkę i czarne szpilki. Siedziałyśmy w loży co chwila śmiejąc się z czegoś, wygadując głupoty, gwiżdżąc na chłopaków.

- To co? Za tydzień wyjeżdżamy?

- Tak! Zdecydowanie. Pojedziemy na największą imprezę, na wiosenne ferie.

- Umrzemy z przepicia.

- Nie ma co się przejmować! - dodałam - Czy ktoś kiedykolwiek o nas dbał? Nie!

- Same mamy tylko siebie?

- O właśnie. Po co komu Ci idioci do życia?

- Oni sami sobie - roześmiałyśmy się

Tego wieczora z kilkoma chłopakami skończyłyśmy jeszcze pływanie w morzu. Z kilkoma nawet się całowałyśmy, przytulałyśmy, siedziałyśmy wtulone na plaży.
Nie przejmowałam się tym mimo, że następny dzień miałam cały na kacu. Głowa mi pękała.

A więc tak najbliższy tydzień spędziłam na szykowaniu się do wyjazdu z dziewczynami.
Byłam na prawdę szczęśliwa, że pojadę gdzieś sama z przyjaciółkami, bez braci, bez Justina, tylko ja, sama ze sobą. Wtedy da się na prawdę o wszystkim pomyśleć. Bez obaw, bez natłoku myśli.

I tak blisko czternastego lutego, tego pieprzonego dnia zakochanych, nienawidzę komercji - byłyśmy na płycie lotniska, wchodziłyśmy już powoli na pokład, przy wejściu do samolotu stewardessa zatrzymała nas
i wspomniała o wyłączeniu telefonów. Nigdy nie słuchałam, zostawiałam włączony na trybie : samolot.

Wyciągnęłam telefon by przestawić tryby i nagle w mojej dłoni telefon zaczął dzwonić. Na ekranie wyświetlił się Justin. Zdołałam odebrać. Przecież nie będę wiecznie się skrywać.

- Selena - napomknął - To Ty?

- No a kto niby?

- Myślałem, że nie odbierzesz - jąkał się - Jak sobie radzisz?

- Świetnie, nigdy nie było lepiej.

- Chciałem pogadać.

- Nie mam czasu dla Ciebie kochanie - dodałam złośliwie - Albo jesteś mój albo nie. Zastanów się słodziutki. To nic nie znaczy jeśli nie jestem Twoją dziewczyną, cieszę się, że to zrobiłeś.
Jeśli Cię przekreślę dlaczego nie odejdziesz? Tracisz swój czas tymi kłamstwami.

- Złamałaś mnie, już starczy. I tak będę to robił znów i znów.

- Mam nadzieję, że wkrótce znikniesz, nie mogę już więcej. Nigdy więcej nie upadnę dla Twoich kłamstw.

Rozłączyłam się i tym razem wyłączyłam telefon. Miałam gdzieś co On teraz ze sobą robi, co zamierza, przestałam się nim interesować.  Poczułam jak spadają ze mnie kajdany.  To wszystko było takie teraz inne. Na szczęście nie czułam już ciężaru. Nie czułam się winna zerwania, ani tego, że któreś z nas teraz cierpi.

Ujmę nasz lot tak - picie, alkohol, dużo alkoholu. Po czym musiałyśmy jeszcze ruszyć w dalszą podróż.
Po wylądowaniu na miejsce czekał na nas autobus zawożący nas na miejsce, do hotelu. Wzięłyśmy więc swoje walizki i poszłyśmy do autobusu.

Wesoły autobus ruszył w stronę hotelu. W autobusie były  same osoby w naszym wieku.
Oczywiście zaprzyjaźnienie się z nimi nastąpiło od razu. Polewaliśmy sobie alkohol w czerwone kubeczki, do pełna, żadna kropla nie mogła być obojętną.

Autobus jechał około trzydziestu minut, my w tym czasie na dwadzieścia osób obaliliśmy kilka flaszek, robiliśmy shoty, koktajle. Autobus był strasznie wesoły, opary alkoholu, marihuany, wszystko na prawdę wszystko co mogło unosiło się w powietrzu.

Po trzydziestu minutach wyszliśmy z autobusu i zameldowaliśmy do hotelu. Z dziewczynami poszłyśmy na górę do swojego pokoju. Rozpakowałyśmy się, założyłyśmy stroje kąpielowe, okulary i poszłyśmy na plażę.
Na plaży czekali już nasi nowi znajomi, polewali dalej alkohol, dawali lufki, kreski, co dusza zapragnie.

Zdjęłam z siebie koszulkę i zostałam na samych spodenkach i staniku od stroju kąpielowego. Nie brałam ani telefony, ani żadnego dowodu tożsamości, nic. Dziewczyny cały czas były ze mną. Wygłupiałyśmy się, robiłyśmy gwiazdy na plaży, piłyśmy, wskakiwałyśmy do wody.

Biegałyśmy cały czas, znów byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, którym przeszkadzali mężczyźni. Aż do wieczornej imprezy. Poznałam tam chłopaka o imieniu Christian. Był miły, ciepły, zwariowany, zabawny, ale w pewnym sensie od początku imprezy dbał o mnie. Podawał drinki, uważał by nikt nic na mnie nie wylał.

Byliśmy wszyscy w strojach kąpielowych, więc nawet nie poczułabym jakby mnie ktoś oblał.
Ale wracając do tego, całą imprezę tańczyliśmy z Chrisem. Po alkoholu oczywiście wzięła nas ochota na zwierzanie, alkohol niszczy psychę.

- W co wierzysz? - zapytał

Wierzę, że jeżeli bym wiedziała, gdzie idę, to zgubiłabym drogę. Wierzę, że słowa, które Ci mówiłam, nie są takie ważne. Wiem, że to nie my jesteśmy obciążeniem wszystkich naszych wspomnień. Wierzę w rzeczy, które boję się wymówić. Wierzę w zgubione możliwości, których nie można zobaczyć. Wierzę, że ciemność przypomina nam gdzie może być światło. Wierzę, że jutro będzie silniejsze od wczoraj. Wierzę, że twoja głowa jest jedyna rzeczą na twojej drodze. Marzę o tym, żebyś zobaczył, jak twoje blizny stają się piękne - wskazałam na jego dłoń. 

- Aż tak?

- Tak. A Ty w co wierzysz?

- Wierzę, że spadłaś po to, abyś wylądowała obok mnie. Wierzę, że  dzisiaj jest okej. Dla mnie dzisiaj to nie koniec, a dopiero początek.

- To mało - roześmiałam się

- Gadam masę bzdur kiedy piję, jestem znany z pośpiechu. Nie zwracaj uwagi na moich przyjaciół, wiem, że są szaleni, ale to jedyni przyjaciele jakich mam. Wiem, że Cię nie znam, ale chciałbym pominąć nic nieznaczącą rozmowę i romans. To wszystko co mam do powiedzenia, więc może Selena, zatańczymy?

- I znów to samo - pomyślałam - Dobrze - powiedziałam.


Ruszyłam z Christianem trochę potańczyć.  Wybiła czwarta nad ranem, wszyscy byliśmy zmęczeni, wypompowani, upici, zjarani.

- Zabierz mnie ze sobą - powiedziałam do Chrisa

I tak, byłam u niego około czwartej trzydzieści w pokoju hotelowym. Tak, wynikło z tego coś więcej, coś czego nie miałam w planach, ale nie żałuję. W pokoju panowała gorąca atmosfera.

- Ubierasz się by zachwycić? - zapytał

- Nie. Rozbieram się by zaimponować - dodałam przygryzając wargę

Chris wziął mnie w swoje ramiona i już wtedy pragnęłam mieć więcej. W jego oczach widziałam pożądanie, dziką rządzę. I tak poddałam się temu.

Tak zrobiłam z nim to mimo, ze znałam go tylko dzień, było niesamowicie, doskonale, gorąco.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Około szóstej, po udanym stosunku gdy Chris zasnął, musnęłam go , ubrałam się i wyszłam z jego pokoju.

Złapałam się za głowę... Czy przez to, że pierwszej nocy z nim się przespałam reszta znajomości też będzie beznadziejna? Czy to co zrobimy na pierwszej randce, wpłynie na naszą dalszą znajomość?


Tak wiem, że zachowałam się jak dziwka, ale brakowało mi tego uczucia, tego męskiego ciężaru na mnie.
Męskiego zapachu, go we mnie.

Po cichu na palcach weszłam do swojego pokoju. Widząc dziewczyny leżące na łóżkach z facetami, każda jak jedna z nich leżała z kimś, wiedziałam, że nie byłam najgorsza tej nocy, i bynajmniej ja zachowałam dyskrecję.

Schowałam się do łazienki gdzie umyłam się po całej nocy, imprezie, i po seksie. Umyłam ząbki, włosy, ciało, po czym zrobiłam makijaż. Słyszałam jak dziewczyny zrywają się z łóżek i coś szepczą o tym, że pewnie niedługo wrócę i nie będę zadowolona z takiego widoku i chłopakach na moim łóżku.

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Poczekałam aż ostatnia z nich zamknie drzwi za swoim nocnym partnerem, po czym wyszłam z łazienki i stanęłam w progu drzwi.

- Nie musiałyście się tak spieszyć z żegnaniem kolegów - roześmiałam się - Niespodzianka.

- Jak Ty tu? Skąd?

- Wróciłam. Nie zostawiajcie na noc nigdy uchylonych drzwi, nieproszeni goście mogą coś Wam zrobić.
Macie szczęście, że nie gwałcę.

- A Ty gdzie całą noc byłaś?

- Z Christianem?

- Oj tak - uśmiechnęłam się szeroko

- Jaki jest?

- Hmm... Doskonały.

- Lepszy niż Justin?

- Musiałaś?


Nastąpiła niezręczna cisza, przerwała ją na szczęście jedna z przyjaciółek.

- To co? Idziemy się opalać?

- Jest siódma rano - powiedziałam.

- Zjemy śniadanie, szybki shocik i idziemy, co Wy na to?

- Jestem za

- Ja też

- No i ja - dodałam


Tak więc zrobiłyśmy, wyszykowałyśmy się, nim każda to zrobiła była już godzina dziewiąta. Zeszłyśmy do hotelowej restauracji zjeść w końcu coś porządnego, niż sam alkohol. Wzięłam tosty i sałatkę owocową, dziewczyny zamawiały podobnie. Kelnerka po dziesięciu minutach zrealizowała nasze zamówienie.

Zjadłyśmy z dziewczynami te pyszności. Po czym zamówiłyśmy kamikaze, dla każdej po cztery shoty.
Czyli cztery małe kieliszki. Wyciągnęłam z torby telefon, dopiero teraz przypomniało mi się by sprawdzić telefon od dwóch dni. Tym razem wzięłam bo nie zapowiadało mi się na wielką imprezę.

Nieodebrane od Nicka i Joego, Justina, taty... Nim kelnerka przyjdzie zdążę zadzwonić do rodziny.
Wstałam od stolika i wyszłam na ogród z restauracji.
Zadzwoniłam do taty od razu by przekazał moim braciom, że jestem cała i zdrowa.


- Tato?

- O w końcu! Czemu nie dzwonisz? Nie odbierasz? Ciesz się, że matka nie dzwoniła.

- Nie brałam ze sobą telefonu. Wybacz, plaża, piasek, pijani ludzie, nie wypada na plażę i do wody brać telefonu.

- Pijani ludzie?

- Tato to chyba normalne gdy ma się wakacje?  Wieczorami?

- Odzywaj się częściej. Myślisz, że się nie martwimy?

- Nie tylko Wy - zaśmiałam się.

- Uważaj na siebie córeczko. I żeby mama nie musiała dzwonić. Bo już by tam była.

- Lepiej nie - uśmiechnęłam się do siebie.

- Uważaj na chłopców, nie rób głupstw.

- Dobrze tato.


Rozłączyłam się i wróciłam do przyjaciółek. Kelnerka akurat w tym czasie postawiła szesnaście kieliszków
z kamikaze. Każda z nas wypiła to na raz wlewając sobie do szklanki. Położyłyśmy pieniądze na stół po czym poszłyśmy na plażę.

Rozłożyłyśmy się z wypożyczonymi leżakami i rozebrałyśmy się. Nasmarowałyśmy się olejkami i usiadłyśmy na leżakach łapiąc słońce. Ja tymczasem zabrałam się za usuwanie zdjęć z telefonu z Justinem. Na telefonie nie są mi już potrzebne, zachowałam tylko jedno na pamiątkę. Takie zwykłe, ale kochane, nie umiałam się go pozbyć z telefonu.

Akurat przy usuwaniu ostatniego zdjęcia słońce zasłonił mi cień, spojrzałam się w górę i dostrzegłam Chrisa.
Uśmiechnęłam się,a Chris uklęknął przy mnie na piasku.

- Ojej, co tu robisz?

- Szukałem Cię, w pokoju nie byłaś, więc gdzie mogłaś się schować?  Tylko tutaj.

- Ach no tak tak. Tu tylko albo hotel albo plaża.

- Przejdziemy się?

- Pewnie.


Schowałam telefon do torebki, którą powierzyłam dziewczynom i poszłam wzdłuż plaży z Chrisem.
Obydwoje byliśmy lekko nieśmiali, a pewnie w obu głowach prześwitywała wczorajsza noc.

- Zrobiłem dzisiaj rezerwację na wieczór w restauracji.

- Uu, dzisiaj nie mogę. Umówiłam się z dziewczynami na babski wieczór.

- Jeszcze Cię nie zaprosiłem - roześmiał się

- Wybacz-  złapałam się za głowę - Nie chciałam

- Nie szkodzi, haha. Chciałem Cię zaprosić, ale skoro umówiłaś się z przyjaciółkami przełożę randkę na jutro.

- A wiem, może spotkamy się wieczorem?

- Gdzie?

- Na tej imprezie w tej małej restauracji Bahamas?  Impreza poza lokalem. Znaczy i w środku i poza lokalem.

- Pewnie, o której będziesz?

- Powinnam mniej więcej o dwudziestej.

- To do zobaczenia?

- Zdecydowanie - uśmiechnęłam się

- To uciekam na skutery wodne z przyjaciółmi. Mam nadzieję, do zobaczenia.

- Do zobaczenia.


________________________________________

KOMENTUJCIE <3









poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 31

SELENA

Tydzień - nie odzywał się... Pomyślałam wtedy może, że to ja zawiniłam i powinnam zadzwonić.
Nie zrobiłam tego. Powstrzymałam się od zadzwonienia i powiedzenia mu, zrobienia wielkiego wyrzutu o to jakim jest egoistycznym dupkiem.

Drugi tydzień - stał się przesadą. Obsesyjnie sprawdzałam telefon czy nie dzwoni, nie pisze, może po prostu nie słyszałam. Z nadzieją szłam, odchodziłam rozczarowując się, za każdym razem.

Dwa długie tygodnie samotności, w końcu zadzwoniłam z telefonu brata do przyjaciółek, nie blokując swojego gdyby Justin chciał zadzwonić.

Około trzynastej z naładowanym na sto procent telefonem poszłam się spotkać z przyjaciółkami.
Poszłyśmy do restauracji, z której wychodził ogródek, tam właśnie usiadłyśmy.
Zamówiłyśmy sobie po koktajlu i jakimś cieście.

Kelnerka po kilku minutach nam przyniosła zamówione wcześniej dania i już nam nie przeszkadzała.
Dziewczyny spojrzały  na mnie jednoznacznie, ja biorąc łyżeczkę do ust z nałożonym deserem, spojrzałam na nie nieświadoma.

- Co? - zapytałam z pełnymi ustami

- Co chciałaś powiedzieć?

- Chciałam się po prostu z Wami spotkać, ale skoro już zaczęłyście, to tylko dodam, że Justin nie odzywa się od dwóch tygodni, i to On w tym związku umrze samotnie.

- Zapisz się do psychologa.

- A niby co ze mną jest nie tak?

- Wszystko. Nawijałabyś tylko o nim, On to, On tamto, a tego nie zrobił, a powinien. Selena obudź się, nie żyjemy w czasach gdzie mężczyźni są romantykami. Im albo wykłada się kawę na ławę, albo się do nich wcale nie odzywa.

- To tak samo jak moja koleżanka Tessa - dodała Alexis - Była z kolesiem na randce w sobotę, ale dupek nie zadzwonił aż do wtorku, oczywiście by nie pomyślała sobie, że mu zależy, a potem nie odbierała jego telefonów aż do poniedziałku. I co, teraz są ze sobą.

- Ale co to ma do mnie?

- Wiesz co. Zawsze jak masz faceta postępujesz tak samo. Czekasz aż okaże się wielką miłością, a i tak wychodzi z tego jedno wielkie gówno.

- I co?

- Postępujesz schematycznie. Jak każda z kobiet. Zmień to. Może tym razem powinnaś Ty zadzwonić.


Tym samym sposobem wieczorem w domu spojrzałam na telefon leżący na łóżku. Chodziłam dookoła niego, zastanawiałam się czy dzwonić czy odpuścić sobie. W tym samym momencie usłyszałam dzwonienie do drzwi. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi.

Justin jak zbity pies wszedł do środka, minę miał zupełnie jakby mu się coś stało.


- O co chodzi? - zapytał

- Tamtej nocy nie chodziło mi tylko o papierosy.

- To chyba oczywiste. O co?

- Nie...

- Co nie?

- Nienawidzę gdy oglądasz się za innymi, nienawidzę gdy palisz przy mnie, nienawidzę tego, że nie zauważasz, że ja też jestem w Twoim łóżku. Nawet nie wiedziałeś, że tam byłam. Nienawidzę tego, że muszę zawsze czekać na Ciebie, nienawidzę tego, że nie mam własnego klucza.

- Wiedziałem, ale to moje łóżko, i lubię gdy w nim jesteś. Spóźniam się, ale nie każdy może tak perfekcyjnie jak Ty być na czas. Palenie - mogę tego przy Tobie nie robić.

- W ogóle nie chcę.

- Negocjacje?

- Yup - przytaknęłam.

- A co do klucza...

- Tak? - zapytałam zaciekawiona

- Rozdałem już kiedyś kilka kluczy do swoich domów i do tej pory ich nie odzyskałem.

-   Potrafię wstrzymywać oddech. Potrafię ugryźć się w język. 
Mogę czuwać całe dnie, jeśli jest tego chcesz.
Być twoim numerem jeden. Potrafię udawać, że się uśmiecham. 
Potrafię śmiać się na zawołanie. Potrafię tańczyć i grać rolę,
jeśli mnie o to poprosisz. Dać Ci całą mnie.


- Selena -  zaczął Justin


- Ale jestem tylko człowiekiem! I krwawię, gdy się przewrócę. 
Jestem tylko człowiekiem. Upadam i płaczę. 
Twoje słowa w mej głowie, noże wbite w me serce. Podnosisz mnie na duchu, a ja się rozklejam.
Potrafię to włączyć. Być dobrą maszyną. Potrafię utrzymać cały ciężar świata na sobie, jeśli jest tego chcesz
Być dla ciebie wszystkim. 
Potrafię wytrzymać naprawdę dużo..Dopóki nie będę miała dość... 


- Selena - powiedział melodyjnie - Odpuść mi już, zamknij się i wróć do mojego życia.

- Mam się uciszać?  A co z tego będę miała?

- Znów negocjujesz?

- Owszem.

- Zostanę dzisiaj na noc, zjemy w łóżku lody, obejrzymy czarno biały film, znów będzie tak miło jak dawniej.

- Może...

- Znów negocjujesz? Widzę to może trwać całą noc - uśmiechnął się łobuzersko i wszedł na górę.


Oczywiście poszłam za nim. Justin w pokoju zdjął buty i postawił je przy szafie. Usiadł na łóżko a ja na komodę naprzeciw wygodnego łóżka. Zaciągnęłam nogi po turecku i spojrzałam na niego.

- Zachowujesz się strasznie niedojrzale.

- Ty też - burknął.

- Ty zacząłeś.

- Weź przestań - roześmiał się.


Już wtedy wiedziałam, że wszystko się zmieni, i w naszym życiu i w naszym związku.
Jeszcze nie wiedziałam wtedy, że na gorsze.

Kolejny miesiąc - wszystko było w porządku, wszystko idealnie, cieszyliśmy się swoim towarzystwem.
Nie było żadnych zgrzytów. Wszystko jak we śnie, ale przecież zawsze trzeba się obudzić. Szkoda, że niedługo przed walentynkami.

Weszłam po jakieś jedzenie na wynos dla mnie i Justina i poszłam do niego. Zastukałam delikatnie w jego drzwi i weszłam do środka. Justin od wejścia wydawał się taki dziwny - niespokojny.

Poszłam uśmiechnięta do kuchni i zaczęłam wyciągać pudełeczka z jedzeniem.

- Co wolisz? Spaghetti, chińszczyznę czy burgera?

- Cokolwiek.

- Coś się stało?

- Wyjeżdżam.

- Co? Gdzie? Znów?

- Do Londynu. Jadę do rodziny, mam kilka interesów.

- Kiedy wyjeżdżasz? Zamierzałeś mi cokolwiek napomknąć?

- Za dwa dni. Tak.

- Kiedy? Gdy wsiądziesz do samolotu?!

- Selena, nie dramatyzuj.

- Jadę z Tobą.

- Nie. Chyba, że chcesz na swój koszt, dla mnie nie masz tam jechać.

- Justin! - krzyknęłam spychając jedzenie ze stołu - Nie wierze, że znów mi to robisz. Jak idiotka biegnę do Ciebie w tym seksownym stroju z jedzeniem dla Ciebie, a Ty kurwa znów coś takiego mi robisz?! Nie widzę sensu takiego związku. Nienawidzę Cię. Smacznego.

- Zadzwonię - dopowiedział.



Nie rozumiałam, nie chciałam, nie wiedziałam dlaczego to robi. Czym ja mu zawiniłam? Czy ja byłam powodem tej nagłej ucieczki do Londynu? Rodzina - tak na pewno.
Przez cały miesiąc było dobrze, a teraz? Spieprza stąd niczym tchórz.

Nie wiem czy dla niego miesiąc w związku to a długo i trzeba to przerwać?
Minęły te dwa dni, wyleciał. Czas zleciał tak szybko, szczególnie gdy o tym opowiadam.

Dzwonił to fakt, powiedział, że tak zrobi i chciał. Nie odbierałam, nie chciałam się żegnać, mimo, że wiedziałam o tym, wiedziałam, że to nasze ostatnie pożegnanie. Nie ma powrotów.  Nie po tym co Justin robi.

Mama mówiła mi, że będę przez niego płakać, mama mi mówiła, że ta "miłość" jest zła.
Ślepo wierzyłam w to co mówił mi, nic tylko On się liczył. Kochałam całym sercem dziś już wiem, nie było to nic warte.  Ostrzegał, każdy mi udzielał rad, nie chciałam tego słuchać. Wiem teraz, że przed nim bronili mnie.

Wierzyłam, że tak jak ja On kocha też, i nigdy mnie nie skrzywdzi. Żal miałam, że ktoś chce na siłę nas rozdzielić. Ale On gra i szuka wciąż nowych wrażeń. On nie wie co to miłość, a ja byłam jedną z zabawek.

Chyba lubię to cierpienie jakie mi daje, chyba już do tego przywykłam. Nawet tym razem po jego wyjeździe nie zatęskniłam. Nie odczułam tego, że wyjechał.  Może nie byłam już tak do niego przywiązana...


___________________________________________
Chcecie akcji? MUSICIE POCZEKAC.
Przemęczcie się trochę, każdy wątek jest ważny.



macie INSTAGRAMA? - FOLLOW ME - http://instagram.com/newyorkdream_s

https://www.youtube.com/watch?v=OmxLFWF4jY8 ZAPRASZAM DO OBEJRZENIA! <3
komentujcie! <3 






czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 30.

SELENA

Po imprezie wróciliśmy do mojego domu, znajomi także, mieliśmy miejsca do spania, rodziców nie było, dwa pokoje gościnne i salon. Daliśmy radę, było miejsca dla każdego, wszyscy wygodnie spaliśmy.

Zasnęłam w sypialni z Justinem, ale historia dnia wczorajszego powtarzała się przez najbliższe dni.
Ciągle się oglądał za innymi. Tydzień po imprezie byliśmy już w Los Angeles.
Wróciliśmy do domu wraz z deszczem, chyba przywieźliśmy go stamtąd. Na szczęście minusowa pogoda to rzadkość.

Justin odwiózł mnie do domu i pojechał do siebie. Myślałam, że zostanie, ale nie nic z tego. Umówiliśmy się wieczorem na kolację. Nawet mnie nie pocałował na pożegnanie. Eh. Co się z nim stało? Od kiedy przyjechał od rodziny się tak zachowuje.

Wzięłam swoje walizki , trzasnęłam drzwiami od jego samochodu - znacząco -  poszłam do domu.
Nick, Joe i Logan siedzieli na kanapie, każdy z nich miał dla mnie bukiet róż.

- Przepraszamy - powiedzieli chórkiem, po czym się uśmiechnęłam - Nie chcieliśmy.

- Zmówiliście się? Nie gniewam się już, po prostu pozwólcie mi dorosnąć samej.

- Już nigdy tak nie zrobimy. Baliśmy się, że stracimy kompana do akcji.

- No co Wy chłopcy, nigdy!  Na siostrę możecie zawsze liczyć.


Ucałowałam każdego w polik, i biorąc trzy tuziny kwiatów poszłam na górę. Wstawiłam je do wazonu, po czym ustawiłam je w rogu pokoju, tak by ładnie go rozświetliły.

Rozpakowałam całą walizkę i wstawiłam ją do szafy na górę na strychu.  Zeszłam do swojego pokoju, umalowałam się na wieczór, założyłam sukienkę i czekałam na pojawienie się Justina przed moim domem. Był dopiero około dwudziestej, mimo, że umówiliśmy się pół godziny prędzej.

Znów padało, pogoda nie sprzyjała ani nam, ani naszemu związkowi. Mam nadzieję, że wraz z burzami, deszczem, odejdą nasze zakłócenia.

Wyszłam z domu i szybko pobiegłam do auta Justina, wsiadłam, lekko otarłam się z kropel chusteczką którą znalazłam w torebce i wytarłam swój dekolt.

- Dobry wieczór - powiedziałam

- Dobry dobry.


Justin nawet nie nachylił się do pocałunku, odjechał od razu samochodem i pojechał w stronę restauracji, gdzie mieliśmy zarezerwowany stolik na kolację. Nie rozumiałam teraz jego postępowania. Kompletna masakra.

Dojechaliśmy w milczeniu do restauracji, na dworze nadal padał deszcz, Justin przyszedł, otworzył mi drzwi, złapał pod rękę jak prawdziwy gentleman, i zaprowadził do wejścia. Wziął mój płaszczyk i podał swoje nazwisko w rezerwacji.

Usiedliśmy do stolika i zamówiliśmy dwa dania, specjały restauracji. Po jedzeniu Justin wyciągnął papierosy z kieszeni, wziął zapalniczkę i odpalił jednego. W tym samym momencie podeszła do nas kelnerka.

- Tu nie wolno palić.

- Jest Pani pewna?

- Mnie to osobiście nie przeszkadza, ale inni goście...

- Znaczy, że jak się upewnię, że im to nie przeszkadza, mogę zapalić?

- Oczywiście.


Justin wstał, swoim urokiem osobistym oczarował wszystkie Panie w restauracji, więc pozwoliły mu zapalić.
Nie miałam odwagi mu powiedzieć, że mi przeszkadza. Nienawidziłam gdy kiedykolwiek ktokolwiek palił
w mojej obecności.

Ale i tak palenie nie było najgorsze. Najgorsze było oglądanie się za kobietami.

- I tak żadna Ci nie odmówi, i nie powie, że nie lubi palenia.

- I prawidłowo. Nie lubię sprzeciwów.

- Ta jasne. Chodźmy stąd, dobrze?

- Jasne.


W skrócie - Justin odwiózł mnie do domu, następnego dnia, wieczór, miałam spać u niego.
Powiedział, że mam być na osiemnastą, ja byłam, On nie, przyszedł spóźniony godzinę. Jak idiotka czekałam.

- Miała być osiemnasta.

- Opóźnienie drobne. Raz się zdarzyło.

- Raz. Gdybyś dał mi klucz do domu, nie byłoby takiego problemu.


Justin już nic nie powiedział. Chciałam już to wszystko mieć za sobą, cały wieczór, całe czekanie aż książę przyjdzie. Kochaliśmy się, można tak powiedzieć, nie był tak obecny jak zwykle, nie zgraliśmy się tego wieczora, On doszedł, ja nie. Zablokowałam się na niego.

Justin oczywiście zadowolony poległ koło mnie i zapalił papierosa.

- Od kiedy Ty w ogóle palisz?

- Od świąt.

- I nie powiedziałeś mi?

- Mam Ci się ze wszystkiego spowiadać?

- Nie, ale chociażby z tego, że się trujesz mógłbyś, nikomu to by nie zawadziło.

- Nawet paczki dziennie nie spalam, więc obejdzie się bez Twojej troski.

- Tak, dobra. Zamknij się już i śpij.

Usnęliśmy, każde na swojej połowie, tak mi się wydawało.  Justin stopniowo się do mnie przysuwał, aż
w końcu finalnie zepchnął mnie z łóżka.

- Kurwa! - krzyknęłam

- Co jest?! - zapalił lampkę przy łóżku

W tym samym momencie moja ręka wylądowała na jego twarzy.

- Kurwa Selena!

- Nawet nie zwróciłeś uwagi na mnie, nie wiedziałeś, że tu jestem. Rozepchnąłeś się jakbyś był sam - krzyknęłam

- Na prawdę tego chcesz?  Proszę bokserze. Masz całe łóżko dla siebie - rozłożył ręce


Klęknęłam przy łóżku, opierając się o materac. Justin zabrał koc i poduszkę, wyszedł z pokoju gasząc mi światło.

- Śpij - dodał.


Zupełnie jak do psa, nie kłóciłam się z nim. Wstałam z podłogi i usiadłam na łóżku, całą noc się kręciłam.
Mimo wszystko gdy go nie ma nie mogę znaleźć sobie miejsca do spania.
Około piątej nad ranem, ja nie spałam, myślałam, że On też nie.

Zeszłam do kuchni i owinęłam kilka kostek lodu ścierką, robiąc mu okład. Nie chciałam mu tak obić nosa ani oka. Poszłam do niego do salonu i delikatnie przyłożyłam okład na jego nos, po czym musnęłam go w głowę.

- Co Ty robisz? - powiedział zaspany

- Żeby Ci nos nie spuchł.

- Już o mnie się nie martw.

- Pójdę już.


Zostawiłam okład na jego nosie, zamówiłam sobie taksówkę i poszłam się ubrać. Założyłam na siebie koszulkę, jeansy i  zeszłam na dół. Justin nawet mnie nie zatrzymał. Nie chciałam się więcej z nim kłócić, nie widziałam już sensu, i tak nic z tego nie uzyskiwałam.

Wyszłam z jego domu i celowo głośno trzasnęłam drzwiami, z nadzieją, że nie zaśnie już tej nocy.
Czułam się zupełnie jak dziwka, która rano ucieka nieuczesana, niedomalowana, po zjebanej nocy
z czyjegoś domu. Od zupełnie obcej osoby.

Wsiadłam w taksówkę, która już czekała pod domem Justina, odjechałam.


_____________________________________________________

KOMENTUJCIE!



poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 29.

SELENA

Nigdy nie miałam tak poważnej kłótni ze swoją przyjaciółką. Zwłaszcza o faceta, o drobnostki owszem.
Ale nigdy o faceta, nie rozumiem jej zachowania. Zrobiła się z niej straszna egoistka.

Gdy Ona miała faceta i jej słowa zmieniały się w my, to było kolorowo i pięknie, ale gdy już ja mam kogoś, kogo kocham, z kim chcę być - przede wszystkim komu oddałam swoje dziewictwo.

Nie rozumiałam jej oburzenia, nie sądziłam, że akurat mój związek z Justinem ją tak denerwuje. Niczym przecież oboje nie zawiniliśmy. Nic się nie stało przez to, że jestem z nim, nic a nic.
Poszłam do parku stanęłam na mostku przy stawie, musiałam wszystko przemyśleć.

Oparłam się i oddychałam głęboko.  Dokładnie kilka minut później dostałam od Jamie sms'a.

- Nie chciałam tak wybuchać. Ale zmieniłaś się. Od kiedy On pojawił się w Twoim życiu, gdy przyszedł z Loganem, nie jesteś już taka sama, nie widywałaś się ze mną za często.

Nie rozumiem, dlaczego Ona nie inicjowała nic? Dlaczego zawsze wszystko musiałoby ode mnie się rozpoczynać. Ona była zajęta swoimi sprawami, może i ja nie chciałam się wtrącać?

Nie rozumiem jej toku myślenia, kompletne dno, bo nawet nie wiedziałam co chorego może siedzieć jej
w tej łepetynie. Gorzej niż kobieta w ciąży, w trakcie okresu czy głodna, nawet takie kobiety się tak nie zachowują jak Jamie.

Odetchnęłam troszkę i porwał mnie szał zakupów. Kupiłam mnóstwo prezentów, popakowałam je
w punktach sprzedaży. Ale kochani może po prostu przejdę do dnia wyjazdu Justina. Było to najtrudniejsze rozstanie w moim życiu, wtedy jeszcze nie wiedziałam,  że może być gorzej, nie powinnam była zaprzeczać.

Co do Jamie - wyjechała, szybciej niż planowała - nie pogodziłyśmy się, od tamtego dnia poróżnili nas mężczyźni, poglądy, słowa. Nie będę na siłę starała się polepszyć tej sytuacji, tak się nie da.
Justin dzień przed wyjazdem powiedział, że będzie tutaj jeśli ja tu jeszcze będę, dopiero w Sylwestra.

Miały być tylko dwa dni, nie tydzień. Ale niestety nie mogłam go już przekonywać, starać się by został.
W końcu On też potrzebuje swojej rodziny. Nie mogłam, nie powinnam.

Ale wracając do tego co dzisiaj się działo. Mieliśmy wtorek, dwudziesty trzeci grudzień, wieczór. Justin, ja, lotnisko, w zasadzie puste.

- Kochanie - spoglądam na niego - Powiedz mi, że jestem i będę jedyną, którą masz i kochasz.

- Jesteś moją jedyną, kocham Cię, chcę tylko Ciebie.

Niejedne lotniska widziały najszczersze pożegnania kochanków...

Myślałam, że lotnisko będzie pełne ludzi biegających szalenie za znalezieniem kolejki  do swojego samolotu. Tymczasem na lotnisku były małe grupki ludzi czekający spokojnie na swój lot, no i my.
Justin i ja.

Justin przytulił mnie mocno do siebie i pocałował w głowę.

- Skarbie, tydzień, będę.

- Obiecaj - poprosiłam

- Obiecuje.


Wtedy poproszona pasażerów lotu 269 na samolot. Justin pochylił się i pocałował mnie w usta, namiętnie, zupełnie jakby to miał być ostatni nasz pocałunek.  Poszedł, wszedł za drzwi i już go nie widziałam.

Ale co mam Wam opowiadać, święta były, były, minęły. Spędziłam je w rodzinnym gronie, dostałam fajne prezenty. Ale co mnie ucieszyło najbardziej? Kwiaty od Justina, dostałam je o ósmej rano dwudziestego piątego grudnia. Nie byłam nawet zła, że dostawca mnie obudził. Spojrzałam na karteczkę, z dopiskiem Kocham Cię, i na trzydzieści czerwonych róż.

Wstawiłam je do wazonu u siebie w pokoju, pachniały rewelacyjnie, zdobiły pokój, stały w samym jego centrum. Zadzwoniłam od razu do niego na skype i podziękowałam. Justin niestety nie posiedział ze mną za długo, szedł z rodziną do kościoła.

Ale nie będę opowiadała Wam o minionym tygodniu - zacznę od trzydziestego pierwszego grudnia.
W ciągu tygodnia nic się nie zmieniło, codziennie to samo, rodzina.

Dzisiaj wstałam w euforii, Justin miał wrócić do mnie od swojej rodziny. Mieliśmy razem spędzić noc Sylwestrową, na największej imprezie Sylwestrowej w Nowym Jorku, znajomi nawet specjalnie do mnie przyjechali. Lista - Alexis, Tamara, Jenny, Tom, Nick, Logan, Joe, Justin - tak! Roger, i ewentualnie Jamie.


Powiedziałam jej o imprezie, ale czy przyjedzie na nią to się okaże. Połowa znajomych już była, druga połowa stała na lotnisku, czekając za bagażami. Jamie - nie było i wątpię, że będzie. Godzina czternasta - zaczęłam pierwsze poprawki nad swoim wizerunkiem.

Poprawiłam brwi, doczepiłam rzęsy, nabalsamowałam ciało, po całym domu naginałam w stroju, by nie pobrudzić niczego samoopalaczem i balsamem.  Około szesnastej zaczęłam się malować i robić fryzurę.
Skończyłam blisko dziewiętnastej, robiłam jeszcze fryzurę Tamarze.

Założyłam na siebie sukienkę, która bardzo ładnie mi opięła ciało. Zaczęłam chodzić już nerwowo...

- Justin powinien już tu być- komentowałam gdy zadzwonił telefon.

- Halo?

- Skarbie, przepraszam, że mnie tam jeszcze nie ma, będę później, znacznie później. Idź beze mnie. Powinienem dołączyć.

- Ale co się dzieje?

- Samolot stoi, nie możemy lecieć dalej. Stanął na niewłaściwym lotnisku, kurwa. Musimy czekać, jeszcze muszą zatankować.

- Justin - westchnęłam - Miałeś... Dobra, nie ważne, miłego lotu, bezpiecznego skarbie. Poczekam.


Byłam zawiedziona. Stęskniłam się za nim, a kto wie czy w ogóle tu doleci. Chciałabym by był, ale nie miałam na nic teraz wpływu. Założyłam swoje szpilki, i zeszłam na dół do wszystkich znajomych.

- Co taka smutna?

- Nic, Justin będzie później, chodźmy już.

- Nie zaczekasz na niego tutaj?

- Nie. Nie będę się dosmucała siedzeniem w domu.

Wyszliśmy w domu i pojechaliśmy do centrum miasta świętować Nowy Rok. Nowe zmiany, nowe postanowienia...

Stanęłam ze znajomymi w centrum, kamery i gwiazdy dookoła, popijaliśmy szampana, tańczyliśmy, dobrze się czułam w ich gronie, mimo, że myślałam cały czas o Justinie. Aż w tłumie dojrzałam Jamie. Podeszłam do niej.


- A do nas na imprezę to nie, nie przyszłaś.

- Właśnie, Selena - uśmiechnęła się - Jestem tutaj dzięki niemu - wskazała palcem za moje plecy


Obróciłam się w tył i zobaczyłam swojego mężczyznę, z jedną czerwoną różyczką. Uśmiechnęłam się bardzo bardzo szeroko, pospiesznym krokiem pobiegłam do niego, stanęłam mu na przeciw.

Justin zatopił swoje usta w moich, przytulił mnie zupełnie jakbyśmy nie widzieli się miesiącami.
Pokazali nas na wielkim ekranie, który był na scenie. Onieśmieliło mnie to, wtuliłam się w Justina, On zaś zaczął się śmiać, i pomachał do ekranu.

Po długiej chwili zdjęli nas z niego, a Justin ponownie musnął moje wargi.

- Ale jak Ty tu, skąd?

- Skarbie, byłbym wcześniej, ale poleciałem po Twoją przyjaciółkę.

- Jamie jest tu dzięki Tobie?

- Tak, i chyba ma Ci coś do powiedzenia. Jamie - powiedział niczym rodzic.

- Przepraszam - powiedziała - Nie chciałam zachowywać się tak egoistycznie.

- Tak jasne, niech Ci będzie.  Justin, więc tylko dlatego jesteś tu... Kilka minut przed północą.

- Tak, ale skarbie. Przez Ciebie już mi stoi - wyszeptał

- Co niby takiego zrobiłam? - roześmiałam się

- Ubrałaś taką sukienkę.

- Peszek misiu.


Z tymi słowami zaczęło się odliczanie do północy.
Cztery, trzy, dwa, jeden! Szczęśliwego Nowego Roku!

W tym momencie równomiernie wszyscy się pocałowali. Każdy kto miał z kim zrobił to.
Justin ze mną, Alexis z moim bratem Joe... Nawet Jamie, znalazła jakiegoś przystojniaka.

I dopiero po północy po fajerwerkach zaczęła się impreza. Poszliśmy do pobliskiego klubu, gdzie przed wejściem rozłożony był czerwony dywan jak dla gwiazd, specjalnie błyskające flesze, i tłumy ludzi.
Przed klubem jakaś dziewczyna zaczęła do Justina oczywiście "niewinny podryw".

Doskonale widziała mnie idącego z nim za rękę. Ale jednak postanowiła mi się narazić.
Podeszłam do niej zdeterminowana, zła... Mówią sobie w myślach - Oo suko, zaczynamy.

- Jeden krok bliżej, a Cię uderzę - powiedziałam jej wprost

- Skarbie, co Ty robisz? - zapytał Justin

- Jeśli podejdziesz bliżej do mojego faceta, potnę Cię - powiedziałam groźniej


Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, zrezygnowana odeszła. Może i zareagowałam gwałtownie, źle, niestosownie, ale nie dam sobą się już bawić, nie ma mowy.

I tak tego wieczoru zaczęłam dostrzegać coś na co byłam ślepa przez cały okres bycia z Justinem.

________________________________________________________________

KOMENTUJCIE!










czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 28.

SELENA


Wiedziałam już wtedy, że to nie będą dobre trzy dni z dziewczynami. Od razu po wypowiedzeniu przez Jamie ta, wiedziałam, że albo jej nie pasuje mój związek, albo Justin.

Zawsze gdy tak mówiła to coś jej nie pasowało. I zwłaszcza gdy mówiła to z taką opryskliwością, znam ją już tak długo, że nic się nie ukryje. W każdym słowie i geście widzę wszystko co leży jej na sercu. Ale starałam się nie przejmować w tym dniu jej humorkami.

Może po prostu była przemęczona po podróży? Nie pytałam tego dnia. Nie byłam nawet zainteresowana, czy to były po prostu jej kaprysy, jak zwykle.

Złapałam po prostu Justina za rękę i wyszliśmy z domu. Wzrok Jamie wypalał nam dłonie, ale nie puszczałam Justina ani na chwilę. Oprowadziłam ich trochę po mieście pokazałam Statuę Wolności, Times Square, Bulwar, Central Park, drogie sklepy, centra Manhattanu.

Dziewczyny kupowały sobie pamiątki z pierwszej wizyty w mieście, robiłyśmy sobie zdjęcia, nawet z Jusem.
Alexis nie miała nic przeciwko, Jamie owszem.

- Chcę mieć pamiątkę z kimś kto zostanie na stałe w moim życiu, a nie przelotnie.

Cały czas tak komentowała. Wiedziałam, że chodzi jej o to, że Justin prędzej czy później mnie zostawi.
Denerwowało mnie to, że zamiast dopingować nasz związek, zamiast chwalić, że w końcu jestem szczęśliwa, że cieszy się ze mną.. Ech, tylko dołowała mnie i związek z Justinem.

Nie wiem czy z czystej zazdrości czy po prostu bała się o mnie. Troska czy zazdrość?
Toksyczna przyjaźń czy szczera troska? Nawet nie pomyślałam o zerwaniu z Justinem, prędzej o zakończeniu tej zazdrości z jej strony.

Wieczorem gdy rozeszliśmy się z dziewczynami, One do hotelu, my zaś do domu, Justin zapytał mnie.

- Nie zerwiesz ze mną, prawda? - powiedział czule

- Nie, skarbie. Skąd taki pomysł?

- Przez Jamie?

- Nie, nie przeszło mi to przez myśl.

- Uff - odetchnął z ulgą


Doszliśmy do domu, dostałam telefon od rodziców, że będą jutro około piątej nad ranem, wracając z San Francisco. Już jutro i zostają aż do sylwestra w domku.
Zdjęłam buty z nóg i kurtkę z siebie, zawiesiłam na wieszaku i poszłam za Justinem do pokoju.

Justin od razu po zamknięciu drzwi od pokoju wziął mnie w swoje ręce i przejeżdżał dłońmi po całym ciele, pupie, ramionach, plecach. Mój telefon znów się odzywał w kieszeni, Jamie dzwoniła.

- To Jamie, odebrać?

- Kurwa, mówiłem, detektory.

- Co?

- Nic, odbierz. Poczekam.

- No skarbie nie złość się - musnęłam go w dzióbek.

Poprawiłam włosy i oparłam się o Justina, odebrałam telefon delikatnie uspakajając oddech.

- Halo?

- Chyba złamałam rękę!

- Jamie daj spokój, jedź na pogotowie, masz Alexis. Proszę daj mi się wyspać.

- Nie spałaś! Idziesz uprawiać seks z Justinem, co?  To jest ważniejsze, to?

Rozłączyłam się. Nigdy nie słyszałam żeby była tak oburzona o to, że mam kogoś. Może nie chodziło jej
o mnie a o Justina? Może to Ona chciała mieć go dla siebie? Nigdy jej nie przeszkadzało, że kogoś miałam.

Odłożyłam telefon na stolik obok łóżka i usiadłam Justinowi okrakiem na nogi.

- Na czym skończyliśmy - powiedział przybliżając się do mnie - Już wiem - uśmiechnął się.

- Justin - wstrzymałam jego usta palcem - Byłeś kiedyś z Jamie?

- Selena? Czy Ty jesteś niepoważna?

- Pytam.

- A co nagadała Ci coś?

- Nie, nic. Pytam z ciekawości. Byłeś?

- Z czystym sumieniem nie i nie chcę.

- A co nie podoba Ci się? - przygryzłam wargę

- Fu, nie. Podziękuję za taką "dziewczynę". Mam swoją.


Uśmiechnęłam się szeroko i tej nocy znów kochałam się z Justinem. Na górze, na dole, na boku, na stojąco. Kilka godzin, nieprzespana noc kompletnie zero snu dla mnie. Gdy skończyliśmy stwarzać naszą małą magię dookoła, do domu weszli rodzice. Czyli nasz seks z długą grą wstępną trwał wieki.

Po piątej gdy leżałam obok Justina owinięta jedynie kołdrą, gładziłam plecy Justina rękoma, usłyszałam jak do domu wchodzą rodzice. Otworzyłam szerzej oczy, ubrałam się w piżamkę, że niby nigdy nic. Poszłam do łazienki przemyć oczy wodą, zbiegłam do nich na dół i przywitałam się.

- Dlaczego nie śpisz?

- Spałam, obudziliście mnie, poszłam przemyć oczy i jestem.

- Brat jest?

- Jest - chyba - Tak, myślę, że jest.

- Justin jest?

- Tak, ale nie martwcie się, za niedługo wyjeżdża, znów zostaniemy sami.

- Może zostać przecież z nami na święta - dodała mama odkładając płaszcz na krzesło i ściągając buty.

- Chyba nie zostanie, mama go zaprosiła.

- A On Ciebie nie zaprosił? - uśmiechnęła się ściągając drugi but

- Nie. Nie zaprosił.

- Dlaczego?

- Bo to ich rodzinne święta, co ja będę się tam wpychała.

- Oj córciu. Chociaż raz święta z nami będziesz miała.

- To co mnie wyganiasz? - roześmiałam się

- Oj zostań, zostań.

Mama się uśmiechnęła i poszła do kuchni zrobić śniadanie.

- A w ogóle jak lot? Wyspaliście się?

- Ja bardzo, tata jak widać nie.

Tata już zasnął na kanapie, moja mama jak to kochana żona okryła go kocem, dała poduszkę i całusa
w głowę. Widziałam to jak bardzo się kochają, jak nawet w ich wieku, po dwudziestu paru latach małżeństwa nadal podchodzą do siebie z takim ciepłem.

Chciałabym kiedyś stworzyć taki związek z kimś kto będzie kochał mnie tak mocno jak moja mama mojego tatę i wzajemnie.

Usiadłam z mamą w kuchni i upiłam łyk herbaty, którą nam zaparzyła.

- Mamo... Mogę Cię o coś zapytać?

- Oczywiście, zawsze.

- Czy usunęłaś kiedyś dziecko?

- Nie, nigdy, a Ty? Dlaczego pytasz?

- Zrobiłabyś to gdybyś go nie chciała? Była sama?

- Nie, dziecko to błogosławieństwo, zawsze może coś scalić. Niczemu nie jest winne, jedynie ludzkiej głupocie, jeśli jest oczywiście nieświadomie stworzone.

-  Yhm - przygryzłam niezręcznie wargę

- Czemu pytasz?

- Moja koleżanka tak zrobiła i pytam.

- Na pewno koleżanka?

- Tak, dzwoniła wczoraj i mówiła.

- Nieodpowiedzialna gówniara.

Zrobiło mi się głupio, ale chciałam jeszcze zadać jej kilka pytań.  Przełamałam się, w końcu to moja mama.



- Mamo, a mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie, całkiem na poważnie.

- Myślałam, że rozmowa jest na poważnie, a nie tylko pytanie.

- Tak czy tak, chodzi o to, bałaś się kiedyś, że przyjaciółka może Ci zabrać faceta?

- Oj skarbie. Cały czas, boisz się o Justina?

- O niego nie, o Jamie owszem. Cały czas jest taka inna, jakby była zazdrosna o mnie i o niego.

- Nie martw się w końcu się nauczy i zaakceptuje wasz związek, musi, jeśli chce Twojego dobra.

Właśnie jeśli chce mojego dobra. Nie wiedziałam czego chciała. Nie chciałam czekać aż księżniczka wstanie, postanowiłam od razu do niej zadzwonić. O dziwo odebrała, może czatowała nad telefonem?

Umówiłam się z nią o ósmej w kawiarni Starbucks. Pocałowałam mamę w głowę i pobiegłam na górę się szykować. Umyłam sobie na spokojnie głowę, zrobiłam makijaż, nie budziłam Justina, wiem, że był wymęczony zupełnie jak ja. Ubrałam się bezszelestnie, wzięłam torbę, telefon.

Wychodząc tylko ucałowałam go w głowę. Na dole nasunęłam na siebie kurtkę, ciepłe emu i wyszłam.
Pogoda dzisiaj nie rozpieszczała, temperatura na minusie, ludzie pospiesznie pędzący do pracy by odebrać swoją premię gwiazdkową.

Ostatni tydzień ich pracy przed świętami, to zawsze wyzwanie, najwięcej pracy, najmniej czasu. Wszystko
w domu do przygotowania, a czasu tak niewiele. My akurat jedziemy do babci, więc nic nikt nie musi prócz prezentów kupować. A prezenty od moich braci - ehh to już lepszy byłby jego brak.

Ja postanowiłam iść dzisiaj po prezenty, skoro już jestem tutaj, to czemu by tego nie wykorzystać. Nie ma ze mną Justina, więc i mu wypada coś kupić.

Ale wracając do sedna, doszłam w końcu do tej kawiarni i usiadłam na stoliku. Czekałam na Jamie chwilę, po dziesięciu minutach czekania byłam zrezygnowana. Może się wystraszyła? Może po prostu boi się tego co chcę powiedzieć, tak właściwie, sama nie wiedziałam czego chcę.

W końcu Jamie się pojawiła. Usiadła do mnie do stolika zadowolona.

- Hej - powiedziała z uśmiechem

- Spóźniłaś się.

- Ty też nigdy nie byłaś punktualna.

- Nie mówimy o mnie.

- To o czym chcesz porozmawiać, zawsze mówiłaś o sobie. Tylko.

- Nigdy Ci to nie przeszkadzało.

- No nie. Nie przeszkadzało, aż to Twoje ja - gestykulowała - Zamieniło się w my. My zrobiliśmy to, my widzieliśmy tamto, my pójdziemy, my zrobimy.

- Justin to część mnie. Musisz się z tym przecież jakoś pogodzić.

- Nie, Ty musisz pogodzić się z tym, że zanikasz, i że nie ma Cię w tym związku, jest On, nie Ty. Nie widzisz tego, że cokolwiek robisz podporządkowuje się pod niego?

Kelnerka podeszła do naszego stolika w trakcie naszej wzburzonej dyskusji na temat mojego związku, oraz tego, że pewni ludzie nie umieją sobie z niektórymi zmianami, statusami poradzić.

- Nie teraz - krzyknęłyśmy obydwie.

- Ja byłam z Tobą mimo Twoich humorków - powiedziałam - Mimo wszystko, nawet jak miałaś facetów,
i Twoje ja zmieniało się w my, byłam. Nie rozumiem dlaczego Ty nie możesz.

- Bo Justin to nie jest facet, to potwór! Zdradzi Cię, zdradza, zdradzał będzie.

- Dorośnij.

Pierwszy raz się tak pożarłam z Jamie. O faceta. Wstałam z krzesła, nawet nie baczyłam na to, że upadło. Burknęłam cicho i wyszłam z kawiarni.
_______________________________________________________

KOMENTUJCIE!


niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 27.

SELENA

Tak zaczęliśmy tworzyć nasz mały wspólny świat. Wiedzieliśmy, że nie zawsze będzie kolorowo, ale zawsze byliśmy pozytywnie nastawieni.

Tuż po postawieniu mnie przez Justina na ziemię zrozumiałam, że to jest to czego potrzebowałam.
Gdy zjawia się prawdziwa miłość, nie zawsze jest łatwa.

Co chwila nas ludzie szturchali, potrząsnęłam głową i poprosiłam Justina o to czy moglibyśmy sobie stąd iść.
Taki romantyczny zimowy spacer. No akurat śniegu jeszcze nie było, nadal deszcz. Ale obydwoje uwielbialiśmy deszcz i jego zapach.

Justin mocno ścisnął moją dłoń po czym splótł nasze palce, i tak szliśmy przed siebie, jako para. Niebawem
nawet z nieba zaczął prószyć śnieg. Nasz pierwszy wspólny śnieg haha.

- Selena, ale wiesz, że niebawem i tak będę musiał wyjechać?

- Co? Dlaczego?

- Mama zaprosiła mnie na święta.

- Ach, rodzina, dobrze.

- Mam nadzieję, że się nie gniewasz.

- Nie co Ty, rodzina, to zrozumiałe.

- To tylko dwa dni.

- Ja też po sylwestrze wracam do domu.

- Wracamy do L.A?

- Wracamy - dodałam.


Krótki pobyt w Nowym Jorku jest dobrym pomysłem, ale na dłuższą metę zaczyna się mieć dość ludzi, zaczyna brakować ciepłych plaż, znajomych, nawet moich durnych braci. Zaczyna brakować zdrowego słońca na ciele, surfingu, i całej tej ciepłej atmosfery.

Ten tydzień od kiedy jestem z Justinem, jest najlepszym tygodniem w moim życiu. Cały czas przy moim boku, On, ja, Nick który się wtrąca we wszystko.
Mieliśmy środę, jak zwykle spałam z Justinem, i tak pochwalę się, od tygodnia nie było seksu, tylko ciepłe przytulanki.

Dzisiaj odwiedzały mnie moje przyjaciółki. Cieszyłam się, bo pomimo wszystko, mimo tej całej miłości w powietrzu brakowało mi żeńskiego towarzystwa. O dziesiątej dziewczyny miały być już u mnie w domu.
Ach no i tak, wspomnę tatuś też już był. Justina przesłuchał, w każdej kategorii życia.

Wiem, że była lekka spina, ale cóż zrobić, troskliwy tata to zmora wszystkich facetów.
Ale tatuś mnie kocha, i przekonał się do mojego chłopaka. W końcu musiał, mieszka z nami, haha.
Siedziałam sobie na blacie, ubrana, wymalowana, uczesana, czekając na swoje przyjaciółki.

Stwierdziłam, że trzeba im coś do zjedzenia zrobić, postanowiłam zrobić jakieś kanapki z łososiem i takie różne, zrobię też coś z truskawkami.

Wpierw wyciągnęłam truskawki z lodówki, kroiłam je sobie spokojnie, aż poczułam lepkie łapki mojego chłopaka, miotające się po moim brzuchu. Jego głowa spoczęła na moim ramieniu, musnął mnie w policzek.

- Chcesz truskawkę?

- Daj. Aaaam - śmieje się

- Proszę maluszku - podałam mu truskawkę z palców

Justin wziął całą truskawkę do buzi po czym delikatnie polizał mój palec, tak erotycznie, bardzo.

- Mm, sama słodycz - skomentował.

- Skarbie, idź się ubierz, dziewczyny niedługo będą, po co mają Cię oglądać bez koszulki.

- Wstydzisz się mnie?

- Nie! Nie chcę żeby się podniecały.

- Weź przestań. Kto by poleciał na to - Justin napiął mięśnie - I na to - uśmiechnął się

- Au! Justin! Nie rozpraszaj mnie!

W tym momencie gdy spojrzałam się na Justina przecięłam sobie palec.
Kucnęłam na podłogę, po czym położyłam się i krzyczałam.

- Pomocy! Umieram! Justin!

- To tylko przecięcie.

- Przynieś mi wodę utlenioną, zadzwoń po pogotowie!


Cały czas leżałam na podłodze, a moje lekkie draśnięcie było w centrum uwagi. Ale Pan Doktor Bieber zajął się mną, polał moją ranę wodą utlenioną, podmuchał, wytarł krew, nałożył plasterek w serduszka, ucałował i podniósł mnie z ziemi.

- Kryzys zażegnany - skomentował - Będziesz żyć.

- Panie Doktorze - powiedziałam słodko pchając Justina na stolik w kuchni - Dziękuję za pomoc. Jak mogę się odwdzięczyć? - podeszłam przygryzając wargę

- Chyba mam pewien pomysł.

Justin przyciągnął mnie do siebie, pochylił się i pocałował  delikatnie w kąciki ust. Rozchyliłam wargi, więc odpowiedział głębokim, ognistym pocałunkiem. Trwaliśmy tak złączeni, aż wydawało się, że można usłyszeć syk unoszącej się z ciał pary. Kiedy chciał się cofnąć, przytrzymałam go ustami.
Czułam jak ciśnienie w jego spodniach wzrasta. Każda sekunda pocałunku zamieniała się w godzinę. 

Justin zdecydowanie powiększył swój rozmiar w spodniach, moja dłoń specjalnie zaczęła wodzić po tych okolicach. Justin posadził mnie na stoliku, wciąż całując namiętnie, a dłońmi wodząc po moich boczkach.

W oczach Justina widziałam coraz większe pożądanie. Brak seksu wzmocnij tą chęć w nim jeszcze pięciokrotnie. Lekko przygryzłam jego płatek uszny, a On polizał mnie po szyi, w momencie ściągania ze mnie spodni, zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Kurwa, czy Twoi znajomi zawsze są tacy punktualni? - wymamrotał 

- Wieczorem ich nie będzie ze mną, będę z Tobą, nie wszystko stracone - musnęłam go w usta zeszłam ze stołu naciągając sobie spodnie.

- Ta jasne. Sabotażystki - roześmiał się

- Uciekaj się ubrać. 

JUSTIN

Chciałem ją akurat w tym momencie mieć dla siebie, ale nie mogłem, bo królowa Jamie, i jej przydupas Alexis przyjechały.

Lubiłem je, nie miałem nic do nich, oczywiście, że nie, po prostu w tym momencie musiały akurat być idealnie czasowo na miejscu. Po co? Normalni ludzie zawsze się spóźniają jak diwy.

Ale nie One, mają chyba jakieś detektory które mówią co się dzieje w domu i wiedzą wtedy jak i dlaczego przerwać. Super. Pobiegłem na górę, z namiotem w spodniach by się przebrać i ochłonąć delikatnie. Słyszałem z dołu tylko piski dziewczyn, jak to po długim spotkaniu.

Selena była chyba w swoim żywiole, znów stała się typową dziewczyną, piski, rozmowa o paznokciach, facetach, plotki, obgadywanie tych "suk", i ogólnie wpadały w narcyzm i samozachwyt.
Zszedłem do nich by pokazać, że bogowie na prawdę istnieją, haha.

Oczywiście żartuję.
Usiadłem obok Seleny, która automatycznie rozsiadła się między moimi nogami, i podawała mi truskawki ze swoich rąk. Dziewczyny najwyraźniej były speszone tym, że robiła wiele rzeczy na raz.
Rozmawiała z nimi, karmiła mnie, przytulała się, i w dodatku była skupiona na tym wszystkim.

- Może się przejdziemy?

- Pewnie gdzie? - zapytały dziewczyny

-  Park? Zobaczycie jak tam pięknie.

- W porządku.

- Poczekajcie w takim razie na nas, pójdziemy się przebrać, nie jest za ciepło.


Złapałem ją na ręce i zaniosłem do góry. Postawiłem w pokoju.

- One będą tu do wieczora?

- Tak, i jeszcze jutro, i pojutrze.

- Do piątku?

- Tak, ale na noc zostają w hotelu. Nie bój się, nie zabiorą mnie.

- No ja myślę.

- Coś Ty taki zazdrosny się zrobił?

- Nie zrobiłem - odpowiedziałem pewnie

- Jasne, jasne.

Selena zdjęła z siebie spodnie, i pochyliła się do szafy po granatowe jeansy w tym samym momencie moja dłoń klepnęła ją w pośladek.
Selena wstała do pionu i pogroziła mi palcem, zaśmiałem się i ubrałem jeansy z niskim krokiem, bluzę.

Około pięć minut później zeszliśmy na dół do dziewczyn.

- Justin, idziesz z nami? - zapytały

- No tak. To chyba oczywiste?

- Ta - dodała Jamie.


Czułem już od wtedy, że to będzie trudne starcie, między mną a jej przyjaciółkami. Bałem się tylko tego, że to ja nie wyjdę z tego cały i w związku.
Bałem się, że któraś z jej przyjaciółek zabierze mój świat, moją Selenę.

____________________________________________________

KOMENTUJCIE! <3