czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 26.

JUSTIN

Ta noc była lepszą niż jakakolwiek.  Przytulona Selena do mnie, była lepsza niż w dniu kiedy uprawialiśmy seks. Czułe przytulanie, całowanie, i sen. Zwieńczenie dziwnej, dziwacznej nocy.

Całowaliśmy się zupełnie romantycznie, na deszczu, tak jak dzieje się to w filmach. Tyle, że my byliśmy pijani, dziecinni, i lekko zjarani  dymem w klubie.
Bawiliśmy się cały wczorajszy dzień w kotka i myszkę. Zupełnie jak kiedyś, chodziliśmy w okół siebie, że niby nic,a jednak.

Każde z nas starało się wywołać w drugim zazdrość, i tak jej się udawało bardziej niż mnie, Ona całowała wielu wielu innych ludzi. Ja zaś miałem jedną koleżankę, która po prostu się do mnie przytulała, muskała, delikatnie siadała na kolana.

Z nią nie miałem żadnego uczucia, nawet po takich delikatnych gestach. Gdyby Selena usiadła to zupełnie co innego.  A co do jej zmienionej koszuli, to nie moja wina. Przebudziła się w nocy i przebrała się sama
w moją koszulę.

- Co Ty robisz? - zapytałem w nocy

- Przebieram się, a na co to wygląda?

- Źle Ci w Twojej koszuli?

- Tak. Wolę luźniejszą - roześmiała się i rzuciła na łóżko ponownie spać.


I tak spaliśmy aż do rana... Spaliśmy, tak myślałem. Gdy już się obudziłem zdałem sobie sprawę z tego, że jej nie ma obok mnie. Chciałem się obrócić do niej i ją objąć, a zastałem puste miejsce obok siebie.

Wstałem natychmiast z łóżka, chwyciłem butelkę wody i wyszedłem z pokoju upijając łyka. Zapukałem do jej drzwi i spojrzałem na parapet na którym siedziała.

Uśmiechnęła się, to była pierwsza rzecz jaką zauważyłem, jej uśmiech, drugą - deszcz.
Wystarczy uśmiech, a deszcz znika  aż trudno w to uwierzyć 
Obok mnie stoi anioł , sięgający po moje serce. 

Wystarczy uśmiech i nie ma już powrotu, aż trudno w to uwierzyć
Lecz tam jest anioł, woła mnie sięgając po moje serce. 

Wiem, że teraz będę się czuł dobrze. 
Tym razem, to uczucie jest prawdziwe. 


Uśmiechnąłem się i zdałem sobie sprawę z tego kim Ona jest dla mnie, jaka jest. Otworzyłem usta, powiedziałem to co leży mi na duszy.

- Pokładam moją miłość w Tobie. To jest wszystko, czego chcę, za każdym razem, kiedy oddycham 
Czuję się jak nowo narodzony otworzyłaś me serce 
Pokaż mi swą miłość, i prowadź ją ostrożnie. Tak, jak ja pokładam moją miłość w Tobie 

Zagubiłem się w samotni . Aż trudno w to uwierzyć 
Trwając przy wczorajszych dniach. Daleko, daleko, za długo 

Wiem, że teraz będę się czuł dobrze. Tym razem, to uczucie jest prawdziwe 
Nigdy nie myślałem, że miłość może być tak wspaniała. Jedyna w życiu, zmieniłaś mój świat .


- Justin... O co Ci chodzi? 

- Nie mów nic, tylko proszę Cię chodź tu do mnie.


SELENA


Nie miałam żadnej wymówki w takiej sytuacji, chciałam iść i to zrobić, z jednej strony coś mnie ciągnęło. 
Jednak z drugiej, ta miłość, to mogła być po prostu wymówka. Skoro On tak doskonale się bawił, gdy mnie tylko nie było. 

Podeszłam do niego spokojnie, opanowana, wciąż czując jak woń jego koszuli pieści moje nozdrza.
Opanowałam się i stanęłam z nim prosto w twarz. Nos w nos, usta w usta. Stanęłam na palcach, pocałowałam go w główkę.

- To nie jest dobry czas dla nas. Sam wiesz.

- Selena, na prawdę pokładam w tym naszą miłość.

- W tym? W czym? Tej komedii? 

- W nas. Tak w tej komedii. Może i nie jesteśmy doskonali, osobno, ale razem jesteśmy perfekcyjni. 

- Jak dwie krople wody?

- Dokładnie skarbie. 

- To komedia. 


- Kochanie, możemy z tego zrobić romantyczny film - dodał Justin


Spojrzałam na niego z niedowierzaniem w to co mówi. Mogłabym każdego posądzić o mówienie czegoś takiego, ale żeby Justin? Co tydzień z inną... Flirty, przekręty, kłamstwa... Czy byłam na niego gotowa? Na to by stworzyć z nim romantyczny film...

Życie to nie film, ale jeśli postarać się z kimś kogo się kocha może nawet w delikatnym zarysie przypominać go. Stanęłam przed nim zamyślona... Szczerze? Będąc z Justinem nigdy nie wiesz co się wydarzy nazajutrz.

Może być aresztowany, może mieć inną, może być w świetnym humorze, a za chwilę być rozkapryszoną damulką. Z nim wszystko jest takie nieprzewidywalne.  Takie świeże, nowe... A jednak, zawsze jest się kochanym, mimo wszystko, mimo milionów dziewczyn dookoła, On widzi tylko Ciebie.

Stojąc na środku najbardziej zatłoczonej ulicy w Nowym Jorku, na środku, Justin ani na chwilę nie rozejrzałby się dookoła. Czekałby na Twoją reakcję...

- To co skarbie?

- Mogę tylko coś sprawdzić?

- Oczywiście.

- Ubierz się, wyjdziemy na chwilę. Za dziesięć minut bądź na dole.

- Po co? - dopytywał

- Chcę coś sprawdzić.


Justin wyszedł z mojego pokoju, i poszedł do siebie się ubierać. Ja zaś zostając w jego koszuli narzuciłam tylko na siebie legginsy, emu, i związałam włosy, nie chciałam wyglądać dobrze. Znaczy perfekcyjnie. Chciałam wyglądać przeciętnie, bez makijażu, lepszych ubrań, bez całego blichtru.

Zeszłam do niego, czekał ubrany w zimową kurtkę, opuszczone spodnie jak zwykle, suprach a na głowie beanie.

- Chodźmy - powiedziałam

Zabrałam go na Times Square, gdzie przechodzą miliony ludzi, na prawdę miliony, nikt tutaj się nie zatrzymuje, bo najzwyczajniej nie ma czasu. Ale tym razem byłam z Justinem inna. Stanęłam w centrum tego miejsca, gdzie wciąż przewijało się mnóstwo ludzi. Spojrzałam na niego a On od razu na mnie.

Chciałam tylko sprawdzić swoją wcześniejszą teorię, i tak to ja byłam w jego epicentrum tego zatłoczonego miasta. Wyglądając przeciętnie, bez blichtru, bez poprawiania czegokolwiek, nadal stanowiłam jego centrum.

Widziałam zaś wzrok wielu dziewczyn, które spoglądały na Justina. Wiedziałam już w tym momencie, że to może być nasza ostatnia szansa, zwłaszcza teraz gdy wybaczył mi aborcję. Teraz zdecydowanie będzie czas na nas. Czas na podreperowanie swoich osobowości i patrzenia na innych.

- Dobrze Justin, zgadzam się. Zróbmy swój romantyczny film.

- Mówiłaś, że to komedia.

- Romantyczną komedie - podeszłam blisko niego - Co Ty na to?

- A będziesz mnie już o wszystkim informowała? Nawet o tych najtrudniejszych sprawach? I już nigdy nie postąpisz tak źle, nie zadecydujesz za naszą dwójkę, tylko zapytasz mnie?

- Tak, tak, tak - powiedziałam z uśmiechem.

- Zróbmy tą komedię - zaśmiał się

Podszedł do mnie blisko i objął w pasie, lekko podniósł i ucałował w usta.
W tym samym momencie poczułam się na prawdę jakbym utknęła w filmie, najlepszym który mnie dotąd spotkał.
Justin trzymał mnie w powietrzu zupełnie jakbym była lekka jak piórko, całował delikatnie swoimi różowymi wargami, gładził mnie po plecach, i ustawił na koniuszkach palców.

I w tym samym momencie rozpoczął się nasz film, thriller, dramat, komedia, sensacyjny, o tytule Jelena.


_____________________________________________________
http://instagram.com/newyorkdream_s follow <33


NOWY TRAILER OPOWIADANIA ! OGLĄDAJCIE <3

https://www.youtube.com/watch?v=2y-eZA8uYHs

Od teraz dodaję w poniedziałki i czwartki :)
KOMENTUJCIE! <3 

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 25.

SELENA

Obudziłam się już około ósmej słysząc skrzypienie drzwi wejściowych. Pewnie tata wrócił z delegacji.
Chciałam go powitać jak On kiedyś mnie gdy byłam młodsza.

Chciałam zejść, zrobić kakao, i wyciągnąć ciasteczka z kremem. Gdy byłam mniejsza, tata sadzał mnie na kolanach, w lato wychodziliśmy na taras, siadaliśmy z mlekiem i moczyliśmy ciastka zjadając je.
W zimę zaś z kakaem i ciastkami podziwialiśmy śnieżny krajobraz.

Zbiegłam w swojej piżamce w pingwinki na dół i wbiegłam do kuchni. Wstawiłam szybko mleko, a do kubków wsypałam kakao. Usiadałam w na blacie czekając aż mleko będzie ciepłe. Do kuchni miałam nadzieję, że wejdzie tata, a zawitał Nick z Justinem.

- Niespodzia.... - przerwałam - Co Wy tu robicie?

Mój wyraz twarzy zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, z wesołka zmieniłam się dokładnie prawie, że w demona. Nie dowierzałam co mój głupi brat i jego jeszcze głupszy koleżka Justin tu robią.

Nick i Justin milczeli, zupełnie jakby wiedzieli co się dzieje, czemu jestem zła. Zeszłam z blatu, wyłączyłam mleko i podeszłam do nich.

- Więc? Co tu robicie?

- Selena, chcieliśmy przeprosić.

- Nie prościej postępować tak, by później nie musieć przepraszać?

- Tak się da?

- Dałoby się gdybyście nie byli takimi bucami. A gdzie reszta delegacji?

- Kajają się w domu. Boją się Ciebie i boją się Twojej zawiedzionej miny.

- Ja? Ja się mam świetnie, jestem wolna, lubię się bawić, niczego więcej do szczęścia. Mam pomysł, skoro już tu jesteście pójdziemy wieczorem na imprezę?

- Jesteś tego pewna?

- Tak. Znajomych tu nie mam, no Justin już jest, więc mam, i brat, to o dziewiętnastej.

Uśmiechnęłam się zupełnie uczciwie. Nie chciałam się już gniewać, ani psuć sobie humoru. Cały czas byłam autentycznie miła. Cały dzień, kiedy mamy nie było, tata nie zdawał się przybyć w najbliższym czasie, spędzaliśmy dzień razem.

Dla Justina chyba stałam się już koleżanką, tak po prostu, na pstryknięcie palca, uczuć nie było. Jedynie raz czy może ze dwa w ciągu dnia go przytuliłam.

Wieczorem ubrałam swoją najseksowniejszą sukienkę, szpilki czarne oczywiście, wzięłam kopertówkę, poprawiłam sobie fryzurę, zrobiłam makijaż, i zeszłam do chłopaków, którzy czekali na dole.
Widziałam błysk w oku Justina gdy pojawiłam się niczym gwiazda na czerwonym dywanie.

Widziałam jak rodziło się w nim porządnie, a jednocześnie żal, że coś takiego stracił. Zarzuciłam w lewą stronę włosami i ułożyłam je delikatnie. Tak chciałam z nim pogrywać, ale na seks nie ma co liczyć, ani na miłość z mojej strony. O czym się przekonałam później, On też już na to nie liczył.

Poszliśmy do klubu i bawiliśmy się wspólnie, Nick, Justin i ja. Aż do godziny pierwszej w nocy. Justin poznał jakąś dziewczynę, i od tamtej pory nie zwracał na mnie uwagi. Tak jest zawsze z tą prawdziwą miłością.

Prawdziwą... Nie byłam gorsza od Justina, moje usta zetknęły się tego wieczora jeszcze z ustami chyba coś około pięciu może siedmiu innych facetów. Zawsze w takim miejscu by Justin widział. To było mniej więcej jak zawody, które ja wygrywałam.

Odrobinę czułam się jak dziwka... Ale przecież większość nastolatków na imprezach tak robi, a nawet gorzej. Hollywoodzka dziwka.

Biała królowa kiczu, Amerykański sen .
Co za wzór do naśladowania, odrzuca dopasowanie, robię sceny .
Jakby nie było jutra.



- Przykro mi, ale ta impreza skończona - podeszłam do Justina i kucnęłam mówiąc mu to na ucho

- A Ty co? - powiedziała jego dziewczyna z wilczym spojrzeniem

- Teraz. Justin idziemy.

- Nie jesteś jego matką.

- Ta a Ty niby nie jesteś dziwką?

- Proszę?

-  Ssiesz w showbiznesie. Jesteś tak ułomna, tak nudna, że chcę kopnąć Cię w zęby.
Plastikowy uśmiech pasuje do twojego stylu, możemy powiedzieć, że miałaś lifting.
Jesteś tak próżna, taka podła, jesteś dziewczyną jednego rzutu.


- Przepraszam.

- Impreza skończona, teraz. Obudź się Justin - klepnęłam go w twarz - Idziemy. Ty Nick też.

Wyciągnęłam do Justina rękę, złapał ją i wyszliśmy z tego tłumu. Nick powiedział, że dołączy do nas za kilka minut, musi do toalety. Wyszliśmy z Justinem z klubu by na niego poczekać. Padał deszcz, znów, rzęsisty deszcz. Schowaliśmy się na przystanku i czekaliśmy na Nicka.

Sytuacja była o tyle zabawna, że miałam na sobie szpilki, i strasznie zimno było, mogłam się zabić. Na szczęście Justin był o tyle trzeźwy, na tyle silny, że podniósł mnie i przeniósł pod sam przystanek.

Moje nogi w szpilkach po lekkim alkoholu i zawahaniu myślowym nie były w stanie prosto się utrzymać. Łapiąc mocno Justina za kurtkę wyszłam kilka nieoczekiwanych kroków w tył, wyciągając go za sobą spod przystanku. Śmiałam się cały czas, para leciała z moich ust, w wyniku mrozu.

Justin dotrzymywał mi cały czas towarzystwa, mocno mnie trzymał w biodrach zaś ja mocno trzymałam jego kurtkę, by nie upaść. Przywarłam niemalże do niego. Moje usta żyły wtedy własnym życiem.
Zrobiłam krok w tył, pijane dwa kroki w przód, po czym zetknęłam się ustami z Justinem.

Celowo? Może celowo może nie, jego delikatne wargi, różowe, w kształcie serca pieściły moje wargi.
Wiedziałam już wtedy, że nie powinnam tego robić, ale jednak nie przestałam. Stał się ósmym mężczyzną tego wieczora.
Dopiero po kilku minutach byłam w stanie się od niego odkleić, dopiero wtedy gdy mój brat przyszedł i nas rozdzielił.

Szedł pomiędzy nami byśmy się do siebie nie lepili. Całą drogę mokłam coraz bardziej, do domu doszłam przemoczona do suchej nitki. Zdjęłam z siebie kurtkę i rzuciłam ją na ziemię. Nie wiedziałam w tym momencie gdzie jest wieszak. Zdjęłam szpilki i ustawiłam je na jakiejś półce.

Weszłam na górę do swojego pokoju i tam pozbyłam się sukienki, założyłam krótkie czarne spodenki i szarą koszulkę, a na to koszulę w kratkę by nie zmarznąć. Ale tej nocy nie spałam w swoim łóżku. W drodze do pokoju z kuchni gdzie wzięłam wodę za rękę złapał mnie Justin i wciągnął do swojego pokoju. Zamknął za mną drzwi i położył się.

- I co ja niby teraz mam zrobić? - powiedziałam śmiejąc się

- Spać ze mną!

Położyłam się obok Justina i wtulona w ramie jego usnęłam.
Tak bezpiecznie, tak delikatnie, tak jak kiedyś...

Obudziłam się z pewnym kacem i moralnym i alkoholowym. W innej koszuli niż tu przyszłam, miałam teraz na sobie czerwoną w czarną kratkę, a przyszłam w niebieskiej... Wysunęłam się spod objęć Justina, który nawet nie drgnął. Wyszłam z rozpiętą koszulą, roztrzepanymi włosami, rozmazanym tuszem.

Moja szara koszulka była lekko podciągnięta, a mina mojej mamy z rana bezcenna. Wyszłam na paluszkach a moja mama stała na korytarzu z aktówką pod ręką i zezłoszczoną miną.

- Co? - zapytałam lekko pocierając sobie włosy i ziewając

- Po co byłaś w jego sypialni mało Ci? Czemu zioniesz alkoholem? Jak z gorzelni.

- Spaliśmy tylko, po imprezie, nic więcej mamuś, pamiętam wszystko. Po prostu jak przyjaciele się położyliśmy do łóżka.

- Żeby dzieci z tego nie było.

- Nie będzie, nie martw się.


Wróciłam do swojego pokoju i usiadłam na parapecie. Na dworze zaczął znów padać deszcz, a na mojej buzi ponownie zagościł uśmiech. Mimo, że wiedziałam, że nic z tego nie będzie - ponownie.

________________________________________
Od teraz dodaję w poniedziałki i czwartki :)
KOMENTUJCIE! <3




środa, 19 lutego 2014

Rozdział 24.

SELENA

Byłam wściekła, nie dlatego, że usunęłam dziecko, a dlatego że poniekąd zginęło Ono przez moich braci.
Niczemu niewinne, a przez dupków jakimi są Joe, Nick i Logan zginęło. Wmówili Oni Jusowi, że jest moim bratem, dlatego przestał się do mnie odzywać.

Jakim prawem to zrobili?! To miała być zemsta za cokolwiek? Miałam ochotę każdego teraz właśnie zabić. Za to co zrobili. Kompletnie nie pojmowałam sensu tej sytuacji, dlaczego, co im to dało?
Po co kłamali?

Nie ogarniam już chyba mężczyzn. Chociaż w tym wypadku zachowali się jak niedojrzałe dzieciaki, więc mężczyźni, to dla nich za dużo, to nadal chłopcy. Kurwa no, nie pojmuję. Cały czas siedzę w tym parku
i nie mogę zrozumieć ich logiki. W to chyba nie da się sięgnąć głębiej. Ale na szczęście niebawem będą święta, więc i Oni podczas świąt może zrozumieją co zrobili. Dokładnie im wyjaśnię o co chodziło.

Ten telefon, znów dzwonił. Justin, Justin, Justin, co chwila Justin. Nieodebranych piętnaście, trzy wiadomości, i liczba nadal rosła. W końcu się przełamałam.

- Halo? - powiedziałam niewinnie

- Selena! Co Ty kurwa myślisz? Dlaczego to zrobiłaś?!

- A może nie zrobiłam?

- Nie zrobiłaś?

- Zrobiłam. Nie będziesz rządził moim życiem.

- Mogłaś urodzić i je oddać, ale nie zabijać!

- Nie chciałam by cokolwiek nas łączyło.

- Tak czy tak będzie, jesteśmy rodziną.

- Nie jesteśmy. Mówiłam, nigdy nie wierz Moreno.

- Tobie też?

- Akurat ja jestem najuczciwszą osobą w tej rodzinie.

- Wątpię, zabiłaś dziecko.

- A Ty naszą miłość! Ile już laseczek się obróciło dookoła Ciebie od kiedy mnie nie ma?

- Selena, za kogo Ty mnie masz?

- Mów, a nie odwracasz kota ogonem.

- I tak z Tobą nie mogę być bo jesteśmy rodzeństwem!

- Kurwa, nie rozumiesz, że nie jesteśmy?! Dzwoniłam do taty, pytałam o wszystko, nie jesteśmy rodziną! Nie mamy żadnego pokrewieństwa.

- Jak to?

- Zróbmy sobie testy jeśli tego chcesz. Bądź tu jutro, pójdziemy, zrobimy i zobaczysz jaki jesteś głupi wierząc mojej rodzinie.

- A co z nami?

- Nie ma nas. Z taką łatwością znajdujesz nowe dziewczyny po takiej wielkiej miłości jak nasza, skoro tak to mówiłeś, to nigdy mnie nie kochałeś.


Rozłączyłam się i schowałam telefon w trybie offline do kieszeni. Pojechałam do domu, gdzie czekała na mnie mama i Pani z apteki. Nie wiedziałam wtedy jeszcze co u nas robiła. Ale spokojnie zdjęłam buty, przedstawiłam się, i podałam jej dłoń w geście powitalnym.

- Skarbie, może mi powiesz po co Ci ten test ciążowy był?

- Jaki test?

- Ten co opakowanie zostawiłaś na toaletce.

- Chciałam coś sprawdzić, a ta Pani co tu robi?

- Powiedziała mi, że go kupowałaś. To moja przyjaciółka, i wie jak wyglądasz, więc powiedziała mi.

- A nie powinna jakiejś tajemnicy zawodowej dotrzymywać?  A nie pleść jęzorem, co ślina przyniesie.

- Nie ważne, wyrażaj się z szacunkiem. Jaki był wynik?

- Negatywny, a jaki miał być?

- A dlaczego nie znalazłam tam wyniku?

- Wyrzuciłam.

- W śmietniku nie ma.

- A istnieje tylko jeden śmietnik? Wzięłam ze sobą i wyrzuciłam.

- Ukrywasz coś?

- Nie, mamo!  Idę do siebie.

Cały dzień wysłuchiwania kazań, z każdej strony. Standardowo zamknęłam się w pokoju, i nie wyszłam. Do następnego dnia. Oglądałam Tv, odpoczywałam, pisałam sobie trochę piosenek, nawet nagrałam dwie. Takie amatorskie rzeczy. Dopiero około północy sen mnie zabrał do siebie.

JUSTIN

Nigdy w życiu nie byłem tak zagubiony. Może to śmiesznie zabrzmi, ale nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Ostatnie dni ostro imprezowałem, dzisiaj też byłem jeszcze na kacu, kolejny raz. Dzień jak co dzień. Nie doleczę kaca, a już mam następnego.

I moralniaki się zdarzały. Byłem w klubie, tak cholernie nieobecny, zgubiłem przyjaciół, klucze od domu. Ale oszałamiałem wszystkich będąc samotnym. Nawet nie wiem, jak wracałem do domu, ale jest okej, jest
w porządku.

Przysięgałem zeszłej nocy zrezygnować z picia, takie kłamstwo co ja sobie wtedy myślałem?
Widzę swoich znajomych, widzę ich, ruszających się na parkiecie, otwierających butelki, jakby to była dla nich nowość. Chciałem do nich dołączyć, ale wyglądało na to, że są zbyt daleko ode mnie.

Ostatnia noc, nie pamiętam ostatniej nocy, powiedziałem, że nigdy... ostatniej nocy. Co ja sobie myślałem?
Muszę na prawdę skończyć z piciem. Nie mam zamiaru już więcej pić, ale kogo ja oszukuję. Znów dzwoniłem do swoich przyjaciół i wszystko powtarzamy.

Wracam świeży z łazienki, czuję taką ulgę. Robię sobie drogę do VIP
Potknąłem się na stopniu, co do cholery, szybko się rozglądam i sprawdzam swoją świeżość
Potem kontynuuję moją misję, widzę lśniące butelki wódki
Dobry Panie one wyglądają tak uroczo. Wybaczcie mi na chwilę, idę po tego szampana


Naprawdę nie powinienem pić następnej kolejki, ale po prostu czerpię z tego za dużo zabawy
Więc nalej kolejny kieliszek, dla siebie, dla mnie i twojego przyjaciela, trochę Henny black z kostkami lodu
Pozbądźmy się wszyscy wstydu u zachowujmy się jak celebryci.



Ocknąłem się dopiero po sms'ie Seleny, obudziłem się i dopiero wtedy zobaczyłem co napisała. Było za późno bym cokolwiek mógł zrobić. 

- Justin, wiem, że tego chcesz, ja również, to nie jest odpowiednia pora by było to co mogło nastąpić. Podjęłam decyzję za naszą trójkę. Usunę to dziecko, nie chcę go teraz, Ty też nie, Ciebie właściwie już chyba też nie potrzebuję. Nie pożegnałeś się nawet ze mną. Szkoda, ale widocznie tak miało być. Usunę
i obydwoje będziemy szczęśliwi. Nic nas już nie łączy.

Ta wiadomość postawiła mnie na nogi. Od razu starałem się dodzwonić do niej, nie odbierała. Pewnie bała się moich kazań, ale musiałem z nią porozmawiać.

Dlaczego to zrobiła, miała zrobić, nie wiem. Pytania pytania pytania.

Oczywiście porozmawiałem z nią, ale zwyzywała mnie przy okazji od najgorszych, ale wyjaśniła dlaczego to zrobiła, czysto ogłupiałem. Musiałem tam być. Ani chwili dłużej bym tu nie zniósł. Wykupiłem bilet na wieczór, spakowałem się, i wyszykowałem. Lot miałem na północ, czyli około siódmej powinienem być w Nowym Jorku.

Miałem ochotę przywalić każdemu z braci Seleny, no i sobie w sumie też, za własną głupotę. Miałem ochotę zajebać każdemu, dlaczego to robili? Nie wiem, idioci i tyle. Bali się, że ją stracą?

Nim pojechałem na lotnisko odwiedziłem jeszcze braci Moreno w ich domku w Los Angeles. Moja pięść wylądowała na twarzy każdego z nich.

- Za co to?

- Przez Was Ona wyjechała. To Wam uwierzyłem w nasze pokrewieństwo, i to przez Was poroniła nasze dziecko.

- Mówiłem, że tak będzie! - krzyknął Nick - Mówiłem. Jedziesz do niej?

- Ta, i powiem jej wszystko, cokolwiek kiedykolwiek mówiliście o niej.

- Jadę z Tobą - dodał Nick.

- Po co?

- Muszę być przy swojej siostrze.  A Ty niby po co?

- Kocham ją, więc to chyba oczywiste?


Logan i Joe spuścili swoje głowy w dół. Czuli się winni, wiedziałem, wiedziałem doskonale, że tak będzie. Po co ja im wierzyłem. Sam sobie jestem winien... Czas by to odkręcić.

________________________________________________________
NIE WIEM JAK Z ROZDZIAŁEM 25 BĘDZIE, BO W RODZINIE MAMY WESELE SIOSTRY, NIE WIEM JAK WYPALI DODAWANIE :)
POZDRAWIAM.
KOMENTUJCIE!

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 23.

SELENA

Kilka dni spędzonych z rodziną w Nowym Jorku i już byłam w szpitalu. Niestety...
Stało się to co nie powinno się stać. Nie chciałam tego, Justin pewnie też nie. Sami się pewnie domyślacie co zrobiłam.

Poczułam zmiany już po dziesięciu dniach tutaj, wiedziałam, że powinnam natychmiast iść do lekarza.
Sama zawiozłam się do szpitala, nie chciałam by ktokolwiek, cokolwiek wiedział. Weszłam do rejestracji,
i w miarę szybko zostałam przyjęta do doktora.

Stwierdził to co myślałam. Ciążę. Chodziłam od kilku dni opuchnięta, głodna, mieszane smaki, lekkie mdłości.  To nie dla mnie. Zdecydowanie nie. Justinowi też by się to nie podobało. Zdecydowałam za nas oboje. No za nas troje. Teraz po zabiegu już dwoje.

Ale postanowiłam mu objaśnić co zamierzam. Na moje szczęście, jego nieszczęście nie odebrał telefonu.
Dwadzieścia minut przed zabiegiem, gdy lekarz się już szykował, zadzwoniłam do niego i powiedziałam mu małą wiązankę słów.
W skrócie

- Justin, wiem, że tego chcesz, ja również, to nie jest odpowiednia pora by było to co mogło nastąpić. Podjęłam decyzję za naszą trójkę. Usunę to dziecko, nie chcę go teraz, Ty też nie, Ciebie właściwie już chyba też nie potrzebuję. Nie pożegnałeś się nawet ze mną. Szkoda, ale widocznie tak miało być. Usunę
i obydwoje będziemy szczęśliwi. Nic nas już nie łączy.


Wspomnienia, to jedyne co zostało.
ALE ZACZNIJMY OD RANA.

Wstałam około dziesiątej, i nagle złapał mnie mega skurcz w środku, zupełnie jakbym miała wymiotować, ale nie mogła. Dziwne na prawdę dziwne uczucie. Poszłam do łazienki i umyłam twarz, czułam jak mój brzuch się zmienia.

Umyłam zęby i zrobiłam makijaż. Uczesałam swoje włosy i zakręciłam loki, założyłam na siebie białą koszulę, czarne spodnie i zeszłam na dół, z torbą.

- Mamo, gdzie jest najbliższa apteka?

- Dzień dobry może tak?

- Dzień dobry mamo, gdzie jest apteka?

- A co się stało, że tak na hura potrzebujesz tej apteki?

- Muszę iść po tabletki, nie chcę żeby mnie coś złapało.

- Mamy tabletki.

- Ale ja potrzebuję specjalne, wyczytałam o nich wiele i chcę je. Powiesz mi?

Mama westchnęła głośno - Dwie przecznice dalej, będzie taka wielka apteka Josepha, z wielkim niebieskim krzyżem, znajdziesz od razu, świeci po oczach, nie da się przejść niezauważonym.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się

Założyłam na siebie parkę khaki i czarne botki, wyszłam z domu, założyłam na głowę kaptur i poszłam przed siebie, te dwie przecznice. Znalazłam tą aptekę, weszłam do środka, i podeszłam do sprzedawczyni.

Znaczy się farmaceutki, poprosiłam ją o najlepszy test ciążowy jaki mają i o tabletki na ból głowy. Podała mi wielce zadowolona test, nie wiedząc co szykowałam.

- Dam Pani ten, mi przyniósł bliźniaczki - uśmiechnęła się

- Dziękuję.


Zapłaciłam  jej za leki i wyszłam z apteki. Wróciłam do domu, pokazałam mamie tabletki i zamknęłam się w pokoju. Poszłam do łazienki i zastosowałam się według instrukcji z użyciem testu ciążowego.

Po czym nadeszły najdłuższe trzy minuty mojego życia. Musiałam czekać na wynik, dwie kreski będą pozytywne, a jedna negatywna... Ciągle w głowie sobie wałkowałam, że jeśli będzie pozytywny, jadę do lekarza by się upewnić testu i usunąć.

Uwielbiam dzieci, czyjeś. Póki co nie chcę mieć własnego, może za pięć lat, jestem za młoda i zbyt nieodpowiedzialna na dziecko, i to w dodatku jestem sama, więc nie ma sensu. Dziecko w tym wieku dla mnie to nie jest dobre rozwiązanie, nie sklei mojego związku z Justinem.

W ciągu tych trzech minut zadzwonił mój telefon. Odebrałam go w słuchawce było słychać Justina.

- Halo? - powiedziałam oschle

W końcu nie rozmawialiśmy od dobrych dwóch tygodni. A On jak gdyby nigdy nic dzwoni... No chociaż coś z tego wszystkiego wynikło. Zadzwonił by się upewnić, że żyję, że jest mi dobrze, i że nie mam mu za złe. Powiedziałam, że nie, ale miałam.

- Jak się czujesz? - zapytał z troską

- W porządku, na pewno lepiej niż po tamtych dniach. A Ty?

- Całkiem dobrze. Chyba nie było nam pisane być razem, skoro jesteśmy rodzeństwem.

- Co? Jakim rodzeństwem? Ja mam tylko trzech braci idiotów.

- No Oni mi powiedzieli, że jesteśmy rodzeństwem, mieli niezbite dowody na to, że tak jest siostrzyczko.

- I Ty im uwierzyłeś?

- Tak. Ty też musisz.

- Ja nic nie muszę.

- Powinnaś.

- Ja nic...

- Możesz, Jezu. Moja mama miała faceta przed moim rzekomym tatą, i okazuje się, że to Twój tata, czyli wychodzi na to, że i mój. Pytałem mamy o to, czy miała kogoś, i jak wyglądał. I pasuje do Twojego ojca to wszystko.

- I tak jeszcze to sprawdzę, dzięki za telefon.

- Do zobaczenia.

- Kiedyś może.

Rozłączyłam się, i widząc wynik, i przypominając sobie słowa Justina przez telefon, zdecydowałam, że to zrobię. Zadecydowałam za nas wszystkich. Ktoś musi zginąć by innym było lepiej.

Test wskazywał dwie kreski. Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w takim punkcie życia. Wzięłam go ze sobą w torebkę i zeszłam na dół, zrobiłam mu oczywiście zdjęcie, jakby Justin mi nie wierzył, i sądził, że chcę po prostu by się martwił.

Tak niestety nie było, nie potrzebowałam ani jego pieniędzy, ani troski, ani jego łaski. Po prostu chciałam mieć dowód gdyby coś mi zarzucał. Zeszłam na dół i powiedziałam mamie, że idę do miasta.
Wzięłam jej auto i pojechałam do szpitala. Jak już mówiłam zarejestrowałam się, a już kilkanaście minut później siedziałam w gabinecie lekarza i rozmawiałam z nim dlaczego chcę to zrobić.

Wyjaśniłam mu swoją sytuację, miejsce, zrozumiał mi. Zabieg, nie można chyba tego w sumie tak nazwać. Dostałam po prostu tabletki poronne, i mój organizm pozbył się z niego dziecka, znaczy płodu.

Mogłam iść do domu, pytali czy potrzebuję psychologa, terapii, czy po prostu rodziny. Powiedziałam im, że sama doskonale dam sobie radę, i że moja rodzina mnie w domu wesprze. Doktor był bardzo wyrozumiałym człowiekiem, wiedział, że jestem dzielna.

Wyszłam ze szpitala i poszłam w stronę parku. Sama, na szczęście. Usiadłam sobie na ławce i poczułam wibrację w spodniach, wyciągnęłam telefon, Justin...
Nie mogłam mu powiedzieć, że to wszystko przez to, że jesteśmy rodzeństwem.

Rozłączyłam go, nie chciałam słuchać kazań, bałam się. Ale nurtowało mnie pytanie... Musiałam tatę o to zapytać musiałam. Rozłączyłam Justina po jego ponownej próbie dodzwonienia się. Wybrałam w kontaktach tatę i zadzwoniłam do niego. Był teraz w delegacji, ale musiał ze mną porozmawiać.

Wzięłam wideokonferencję, i widziałam każdą jego minę.

- Tato, musimy porozmawiać.

- Co córeczko chcesz? Mamy dwie minuty, zaraz mam spotkanie.

- Tato, masz tylko mnie, Joego, Nicka i Logana?

- Tak, dlaczego pytasz?

- Nigdy nie zrobiłeś innej kobiecie dziecka?

- Nie. Nigdy nie miałem innej prócz Twojej mamy.

- Jesteś pewien?

- Tak skarbie, dziewczyny owszem, ale tylko z Twoją mamą to robiłem. I oczywiście tylko cztery razy - zaśmiał się

- Dzięki tato. Na pewno - roześmiałam się - Kiedy wracasz?

- Jutro już będę w kraju.

- Oo, to szybko.

- Powiedzmy.

- Do zobaczenia.

- Słonko, a Ty jesteś w Nowym Jorku?

- Tak, długa historia, i to wszystko przez moich durnych braci.

- Pamiętaj masz tylko trzech. Buziaki.

- Nie zmienia to faktu, że są idiotami.

- Nie przesadzaj skarbie.

- Pa tato.

I w tym momencie zaczęłam na siebie być cholernie zła...

___________________________________________
TRAILER DO OPOWIADANIA! OGLĄDAJCIE! 
http://www.youtube.com/watch?v=4SNj1Rs8kLg


FOLLOW : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/NewYorkDream_s

KOMENTUJCIE <3

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 22.

SELENA

Po dniu... Serio. Dzień, nawet nie cały, a już chyba nie miałam chłopaka. Jak tak można robić dziewczynie!?
Co ja mu takiego zrobiłam, że nagle chce stopować? Chce iść dalej? Beze mnie.

Niedawno jeszcze mówił co innego, ale jak widać bardzo szybko mu się zmieniają poglądy na rzeczywistość. Na to jak traktować ludzi.  Nawet nie miałam słów na to by określić co czuję w tym momencie do Justina. Nie wiedziałam kompletnie jak opisać to uczucie.

Złość, ba nawet wkurwienie, irytacja, bezsilność, zagubienie. To wszystko co czułam w tym momencie.
Byłam zła i na siebie i na niego, na swoich braci poniekąd też...
Pamiętam sytuację z przyjaciółką.

Pytała

- Jesteś szczęśliwa?

- Jestem.

- Codziennie?

- Codziennie, nie cały dzień, ale codziennie tak - oznajmiłam.

I teraz tego żałuje, bo życie kopnęło mnie w dupę. Chciało pograć z moimi uczuciami.

Jedyne czego teraz chcę to siedzieć w swoim pokoju, leżeć, spać, płakać?

Czy ja wiem. Płakanie to chyba nie jest rozwiązanie, nie mam  nawet już łez na niego. Część została wydzielona, brak kanalików na to by płakać przez Justina.

I tak zrobiłam, mimo dobijania się do moich drzwi przez braci, Justina, nie otwierałam.
Leżałam pod swoją białą perfekcyjną kołdrą, wycierając tusz w poduszkę i nie wychodząc z pokoju.
Powiedzmy sobie szczerze, nie chciałam ich oglądać.

Siedziałam cały czas przy zasłoniętych oknach, nie chciałam znać nawet pory dnia. Wychodziłam tylko do kuchni, jak słyszałam, że nikogo nie ma w domu, schodziłam do lodówki i kradłam jedzonko dla siebie.

Tak było mi dobrze. W miarę... Spojrzałam w telefon, który milczał. Trzeci dzień samotności.
Trzeci dzień braku zainteresowania kogokolwiek.
I znów poszłam spać, obudził mnie ciepły dotyk. Nie - nie żadnego z mężczyzn. Mojej mamy.

- Skarbie, wstań już. Wrócimy do domu.

- Mamo? Co Ty tu robisz?

- Twoi bracia po mnie tu zadzwonili. Zawsze będę gdy będziesz mnie potrzebowała.

- Gdzie Oni są?

- Na dole. Zostają tutaj. Wracamy do domu.

- My?

- Tak, Ty i ja. Zabiorę Cię do domu. W Nowym Jorku. Z dala od Los Angeles, gdzieś gdzie są normalne pory roku. Ubieraj się, czas jechać.

- Na prawdę? Znów mam się tłuc samolotem?

- Wolisz autem?

- Nie nie. Dobrze mamo - westchnęłam - Wezmę tylko prysznic i będę gotowa.

- Nie pakujesz się?

- Jednej walizki nawet nie zdążyłam rozpakować. Ją wezmę, a te rzeczy zostawię. Tam i tak jest chłodno, akurat została walizka z rzeczami na chłodne dni.

Uśmiechnęłam się pierwszy raz od czterech dni, dzięki mojej mamie. Sama myśl, że mogę sobie stąd jechać, sama z mamą, jest dla mnie pocieszeniem. Na prawdę, nie sądziłam, że kiedykolwiek tak będzie.

Weszłam pod prysznic i obmyłam się truskawkowym żelem pod prysznic. Wyszłam i spojrzałam na siebie
w lustrze. Masakra... Zupełnie jak wrak. Policzki wciśnięte do środka, oczy podkrążone, włosy nieumyte.

Umyłam je natychmiast i osuszyłam, twarz nakremowałam porządnie, oczy opłukałam wodą i podkreśliłam eyelinerem. Od razu lepiej, wróciłam do żywych. Wyszłam do mamy jeszcze w ciuchach sprzed tego wszystkiego. Jakoś wraz z tamtą sytuacją straciłam chęć na cokolwiek, zwłaszcza na dbanie o higienę osobistą.

Nie czułam tego tak mocno w łóżku, ale mój pokój też nie pachniał świeżością i fiołkami. Wzięłam ze sobą czysty biustonosz, majtki, i nowe ciuchy. Weszłam do łazienki i się przebrałam. Nie minęło nawet pół godziny, a byłam już gotowa na wyjazd. Cieszyłam się, bardzo. Nie chciałam z nimi siedzieć.

Wyglądałam pięknie... Jak dawniej, dawniej czyli ponad cztery dni haha. Moja mama oczywiście pościeliła mi łóżko, przewietrzyła pokój i zabrała walizkę do taksówki. Ja zaś po ubraniu się wpadłam do pokoju, założyłam buty, wzięłam telefon i wsunęłam go do kieszeni. Miałam na sobie biały t-shirt, jeansy, czarne botki, i bluzę. Przeciętnie wpasowane do tamtejszej pogody.

Na ramię zawiesiłam sobie torbę i zeszłam na dół. Moja mama czekała przy drzwiach z miną wyrzuty, gdy tylko koło braci przeszłam obojętnie. Przewróciłam oczami i wróciłam się do nich. Każdego z nich uścisnęłam. Prócz Justina. Nie było go. Szukałam go wzrokiem, za każdym przytuleniem braci, ale nic.

Sięgnęłam wzrokiem nawet za okno, nadal nie widziałam. Zniknął, nie chciał się pożegnać, bał się? Nie umiem odpowiedzieć sobie na te pytania, za dużo i za trudne.
Potrząsnęłam ramionami.

- To do zobaczenia, pewnie na święta.

- Pewnie tak.

- Przekażcie Justinowi moje przytulenie? - powiedziałam niepewnie

- Okej.

Nie było go, a co z oczu to z serca.

Wyszłam z mamą z domu, objęła mnie czule ramieniem, jak to matka i zaprowadziła do taksówki.
Wsiadłam do środka i jeszcze raz obejrzałam się za siebie czy Justin nie wyszedł. Nie wiem czego oczekiwałam. Że przybiegnie? Wątpię.

To co dawał mi nadal  płynie w mojej krwi. Gdyby któraś z Was była na moim miejscu, wiedziałaby jak się czuje. Nic nie da rady opisać tego uczucia. Ciągle czuję jego zapach co unosi się w powietrzu. Nadal kocham.

Wszystkie szare dni, zmieniał właśnie On. W moim życiu chwile te zapisane są. Kocham go. Za mocno.
Musiałam odejść,  by nie unicestwić siebie i jego.
Odjechałam. Tak po prostu, bez żadnego dramatu. Pojechałam.
I byłam znów sama...


NORMAL POV.

- Niepotrzebnie to zrobiliśmy!

- I kurwa co? Teraz chcesz ją cofać? Chcesz powiedzieć Selena kłamaliśmy, On nie jest Twoim bratem.

- Prędzej czy później zapyta mamy, a Ona się wygada. Ona nie wie o tym co zrobiliśmy.

- To zadzwońcie jej powiedzieć?

- Nie? Weź się Nick w głowę jebnij. Cały czas boisz się jak panienka.

- Nie. Po prostu nie chcę by Selena do końca życia się na nas wypięła. Bo chcieliśmy ją niby chronić, tak?

- Chcieliśmy.

- Egoiści, po co ja się dałem w to wrobić. Wy myślicie tylko o sobie.

- Hm?

- Tak tylko o sobie. Gdybyście chcieli ją chronić czy chociażby dać jej być sobą, pozwolilibyście na bycie
z Justinem.  On niczemu winien nie jest, Selena tym bardziej. A wmówiliście im kłamstwo.
Jesteście egoistami.

- Niby dlaczego?

- Myśleliście tylko o sobie mówiąc to Justinowi. Baliście się, że Selena będzie tak zaangażowana w związek z nim, że zostawi nasz gang, i odejdzie. Że nie będzie mogła już Wam pomagać, robić za zabawkę, którą dla Was była. Bo jeździła z Wami i wabiła facetów.

- Nie przesadzaj.

- Nie przesadzam, tak jest. Oni nie są rodzeństwem, a wmówiliście im, że ojciec to dziwkarz, że jego matka była jedną z dziwek, i że wszystko to prawda. A Justin pewnie już i tak zna prawdę.

- Od kilku dni nie poznał, nie dzwonił do matki, więc wątpię czy jego mały mózg się domyśli.

- Selena może mamy zapytać, Ona jest inteligentna.

- Ale przecież ponoć Justin jej nie powiedział o rodzeństwie tylko, że chce zwolnić, tak?

- Nie wiem, ale prędzej czy później zapyta któreś z nich i będziemy mieli przejebane. Zobaczycie, coś się stanie, coś co nie powinno. Wiem to.

- Nie przesadzaj Nick, nic się nie stanie.

- Logan, doskonale wiesz, że jak mówię tak jest. I tym razem też tak będzie. Odpowiemy za to.


Stuknął mocno w ścianę lekko ją wginając, i odszedł.

SELENA

Byłyśmy już w samolocie, lecąc do domu, do Nowego Jorku. Nie mieliśmy tam willi, tylko mieszkanie, dwupiętrowe. Zawsze to coś, nie narzekałam. Leciałyśmy kilkanaście godzin. Usnęłam, w końcu.
Tym zdrowym snem, przez cztery dni jakby czuwałam, nazwałabym to tak.

Wiedziałam co się dzieje ze mną, co się dzieje dookoła. A teraz usnęłam, pod kocykiem, na ramieniu mojej mamy. Było mi tam bardzo dobrze. Nie można mnie było dobudzić po wylądowaniu, ale po ocknięciu się, zdałam sobie sprawę, że jestem tu gdzie powinnam być. W domu.

Wyszłyśmy z mamą na zewnątrz, z samolotu, odebrać bagaż. Wzięłyśmy go i wyszłyśmy przed lotnisko. Zarzuciłam na siebie kurtkę, tutaj? Ulewa, tam wieczne słońce. Chciałam w końcu tego deszczu. Wyszłam kompletnie bez kaptura, bez parasola, w dłoni trzymając walizkę, na ramieniu torbę. Zwróciłam swoją głowę w stronę deszczu.

Pozwoliłam by opłynął moją twarz, i delikatnie ją muskał. Stałam tak kilka minut. Czułam się wolna jak nigdy. Deszcz był mroźny, ale przyjemny. Zmoczył moje włosy, przemoczył je na wylot.

Otrząsnęłam się dopiero po tym jak moja mama mnie zawołała. Uśmiechnęłam się i pobiegłam do niej. Miała tutaj pozostawiony samochód, go też lubiłam.
Wsiadłyśmy do środka, rzuciłam torbę na tylne siedzenia, zapięłam pas i włączyłam głośno radio.

- Do domu mamuś. Zabierz mnie do domu.

________________________________________________________
http://www.youtube.com/watch?v=4SNj1Rs8kLg

https://twitter.com/NewYorkDream_s

http://instagram.com/newyorkdream_s

ASK : http://ask.fm/NewYorkDream_s
KOMENTUJCIE! <3





środa, 12 lutego 2014

Rozdział 21.

JUSTIN

- Co chłopcy? Nauczka dobra?

- Za co ta nauczka?

- Nie wolno nikogo wystawiać na niebezpieczeństwo. Zwłaszcza go.

- A Ty co? Głupia?

- Nie kurwa, z policji. Ja pierdole, ani jedno ani drugie.Dlaczego pytasz?

- Nie możesz z nim być.

- Ponieważ?

- To Twój brat.

- Logan, dobrze wszyscy wiemy jaki nasz tata jest, ale Justin nie jest moim bratem i nigdy nim nie był, nie będzie.

- Jeszcze się przekonasz. Co robiliście?

- Ćwiczyliśmy.

Zszedłem dopiero na dół słysząc tą rozmowę. Cieszyłem się, że mnie broni, że jest za mną. Zupełnie jak lwica za swoimi młodymi.

Potem poczułem jak Joe i Nick ciągną mnie do kuchni. Zamknęli za sobą drzwi na taras. Zostawiając tym samym moją dziewczynę na zewnątrz, co z jednej strony było nie fair. W końcu to ich siostra.

Ale Selena w końcu się poddała. A ja? Musiałem wysłuchać kazania...

- Justin, mówiliśmy Ci coś.

- Tak, ja wiem. Ale uczucia nie da się przecież ogarnąć, zmanipulować, i udawać, że wszystko jest okej. Że jej nie kocham. Nie mogę ukryć swojej natury.

- Romantyku... Twoją naturą jest wyrywanie lasek, a nie naszej siostry.

- To akurat jest najlepsza, najcieplejsza osoba jaką poznałem. Kiedykolwiek.

- Zerwij z nią.

- Co?

- Zerwij z nią.

- Niby dlaczego?

- Hm... Jakby Ci to wyjaśnić. Sypiałbyś z siostrą?

- Fu, nie nigdy.

- A to robisz.

- Kurwa, co?!

- Słyszałeś nas. Nasz tata był bardzo rozrywkowym człowiekiem.

- Ale moja mama nie była dziwką. Przed moim ojcem miała tylko jednego faceta.

- Ciekawe... Może jakiegoś Moreno.

- Nie! Nigdy!

- A co? Coś w nas złego? - spojrzeli groźnie

- Nie - przeszedł mnie chłód i ciarki

Obejrzałem się w trzech lustrach ich oczu, i wiedziałem, że mimo wszystko nie kłamią.

- Ale nie rozumiem - dodałem - Jak?!

- Nie dotykaj jej, nie całuj, nie uprawiaj seksu. Nie masz na to przyzwolenia. Nigdy. Zrozumiałeś?

- Ta - usiadłem załamany na krześle i schowałem twarz między kolanami.

- Nie można tego robić ze swoją siostrą, trochę szacunku.

- Ta dobra, już bądźcie cicho. Nie chcę tego słuchać, nie zamierzam wybuchać.

- Uspokój się i chodźmy może zrobić ognisko? Jakoś odpoczniemy.

- Ja pierdole.

- Zerwij z nią, dla Waszego dobra.

- Dopiero dzisiaj się zeszliśmy...

- Kogo to obchodzi? Zerwij z nią.

- Ale... Jesteście tego wszystkiego pewni? - nadal nie dowierzałem.

- Tak. Na milion procent.


Minęło około trzydziestu minut, ja siedziałem załamany w kuchni a Oni poszli się ubrać. Nie wiedziałem, co zrobić... Dlaczego tak się stało? Zawsze mam tego jebanego pecha, zawsze.

NORMAL POV.

Trzech chłopaków o ciemnych włosach poszło na górę. Weszli do jednego pokoju i zamknęli za sobą drzwi. Jednocześnie ubierając się szeptali między sobą.

- Myślicie, że uwierzył?

- Tak. Wydawał się załamany, zdruzgotany. I bardzo dobrze.

- Nie powinniśmy im tego robić.

- Jak chcesz inaczej Selene ochronić?

- Myślę, że sama by się obroniła - gdyby tylko chciała - Jest nieodpowiedzialna czasem...

- Zawsze! - potwierdził najstarszy z nich

- Ale taki związek mógłby ją czegoś nauczyć.

- Jak się pieprzyć z idiotą, który przenosi weneryczne.

- Nie lubisz go?

- Nie lubię stylu jego życia. Nie pasuje mi do Seleny. Ona nie może z nim być.

- Ale to w końcu jej życie. Jak Wy byście się czuli gdyby to Wam odebrano prawo do swoich decyzji, do swoich błędów? Do młodości - dodał chłopak w kręconych włosach - Ona jest młoda, ma prawo tak robić. Musi się uczyć na błędach.

- Lepiej ją chronić od takich sparzeń, zwanymi Justin Bieber.

- On się nigdy nie podda.

- Niech sobie będą przyjaciółmi, obydwoje w swoim czasie zrozumieją dlaczego to się stało.

- Kiedy?

- Najlepiej gdy będą mieli swoje rodziny, dzieci, i będzie pozamiatane.

- Zamierzasz sprzątać ten cały syf?

- Nie. Nie będę po nikim sprzątał. Ja tylko ratuję siostrę.

- Osaczasz ją.

- On by za mnie to zrobił, a tak bynajmniej mamy spokój. Koniec rozmowy.

JUSTIN


Selena w końcu dostała się do domu, nie odezwała się do żadnego z nas, schowała się na górze.

Ja zaś wyszedłem z domu, z moimi rzekomymi braćmi, i poszliśmy ułożyć stosik z drewna by rozpalić ogień. Od razu czułem się nieobecny, czułem się - źle.  Jak nie ja.

Oczywiście chłopaki w imprezowych nastrojach dołączyli do mnie po niedługim czasie.
I tak.. Selena po kilkunastu minutach też była przy mnie, usiadła i się wtuliła. Poczułem chłód na swoim ciele, wiedziałem, wiedziałem że nie powinienem tego robić. Musiałem coś wymyślić by zdjąć z siebie ten ciężar jakim obarczyli mnie faceci dzisiejszą rozmową.

- Pójdę po coś do picia - coś jednak wymyśliłem.

Przyniosłem czerwone kubki, alkohol i napoje. Niczym barman rozlałem wszystkim po drinku,
i przypadkowo usiadłem koło Joe. Nie usiadłem koło niej, nie patrzałem na nią. Kompletna ignorancja
 z mojej strony.

- Skończyliście już panienki rozmawiać?- zapytała

- Jezu o co Ci znów chodzi?

- Chciałam tylko powiedzieć, że pójdę sobie już. Idę do domu,i tak nie mam co z Wami robić.

Nie wiedziałem czy biec za nią. Nie powinienem, ale to było silniejsze. Nie byłą mi obojętna mimo wszystko. Kocham ją... Nie umiałbym zignorować tego co się stało. Musiałem ja jej to powiedzieć. Cokolwiek... Jakkolwiek.

Wstałem z piasku i pobiegłem za nią, musiałem, po prostu. Sami pewnie wiecie jak to jest mieć kogoś, kto zapiera Ci dech w piersi, kto kocha Cię, jest przy Tobie, od bardzo dawna...

Zatrzymałem ją, obróciłem do siebie i odsunąłem się kawałeczek.

- Coś byś skarbie chciał? - powiedziała czule z nutką złości

- No w sumie tak.

- Co takiego? Może wyjaśnić mi dlaczego nie usiadłeś ze mną, albo chociaż dlaczego nie spojrzałeś na mnie?

- Patrzałem.

- Nie? Justin! Patrzałam na Ciebie, jak jakiś prześladowca. Ani razu Twój wzrok nie był skierowany w moją stronę.

- Selena. To chyba się za szybko podziało...

- Co co? Że to niby rozstanie?

- Nie.

- To co?

- Spowolnienie tego wszystkiego...

- Odprawiasz wszystkie dziewczyny?

- Nie.

- To sprawia, że czujesz się dobrze, co?  Robisz to tak długo, że nie możesz przestać. Nie mógłbyś przestać, nawet gdybyś próbował. Zbudowałeś tak wysoki mur, na który nikt nie mógłby się wspiąć. Ale ja spróbuję. Zostaw mnie teraz.

- Selena, czekaj.

Obróciła się i chlusnęła mi w twarz drinkiem.

- Nie idź za mną!

Uciekła. Pobiegła do domu. Byłem wtedy w pewnym punkcie... Łzy.
To gorączka młodego człowieka. Popatrz gdzie obecnie się znajdujesz, jak z tym wszystkim dookoła się czujesz. Czy na prawdę boli czy nad sobą się litujesz?

Widzę gdzie obecnie się znajduję, źle z tym wszystkim dookoła się czuje. Na prawdę boli, nad sobą się nie lituję. Wszystkie dni, tyle chwil... A teraz.

Cisza, jest blisko, ale jednocześnie tak daleko. Jeszcze gdy nie byliśmy w tym punkcie, wiedziałem, że to była miłość. Godziny rozmów mijały jak piętnaście minut, dzień rozstania jak tydzień, a wspólne wspomnienia, stawały się bledsze.

Pamiętam tamte chwile, śpiew ptaków i radosne melodie.
Pamiętam tę radość, której wokół było tyle...
Teraz Cię zabrakło, to jak zgasić wszystkie gwiazdy na niebie.
Zostały tylko wspomnienia, jak bardzo jestem daleko od Ciebie.
Pamiętam życie, które snem było, jakże było krótkie, i tak szybko się skończyło.
Pamiętam smutek i łzy, kiedy skończyły się sny, dopóki moje serce bić nie przestanie, i kiedy słońce już więcej nie wstanie.




Brałem wszystko na poważnie, do tego czasu, aż zauważyłem, że życie ze mną toczy sobie grę.
I to ja póki co przegrywam. Aż do teraz....

SELENA

Siedzę i wspominam co między nami było, jak nas życie połączyło.
Rozbawiło i uszczęśliwiło. Były chwile smutku i radości.
To jak tuliliśmy się, całowaliśmy i kochaliśmy się.
A teraz cóż nam pozostało?! Wspomnienie wspólnie spędzonych chwil.
Jednego jestem pewna nie żałuję, że poznałam i pokochałam Cię.



___________________________________
Najbliższy rozdział w sobotę.
http://instagram.com/newyorkdream_s follow <3



KOMENTUJCIE! <3






poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 20.

JUSTIN


Byłem tak szczęśliwy, po prostu szczęśliwy, cieszyłem się, że mam przy sobie kobietę, którą kocham.
I tak, to była miłość...Na prawdę, pierwszy raz czułem coś takiego. Wiedziałem, że to jest miłość. Wiedziałem po prostu...


- Selena... - zacząłem - Spróbujmy być razem, sypiać tylko ze sobą, i po prostu być...

- Oo, skarbie- musnęła me wargi - Ja już od początku jestem tylko z Tobą.

- I zostaniesz?

- Tak.

Ucieszyła mnie jej zgoda, monogamia może być dla nas jedynym dobrym wyjściem. Jedynym zobowiązaniem, do którego trzeba się stosować.

Całowałem ją, delikatnie i czule.Pieściłem w ten sam sposób. Moja dłoń wodziła po jej szczupłym ciele,
i pozbawiała ją odzieży,którą miała na sobie.

Spojrzałem na nią dzikim wzrokiem zwierzęcia, zerwałem z niej koszulkę i spodenki. Zszedłem niżej, przy jej kobiecości, zacząłem językiem wykonywać powolne ruchy, by ją lekko zwilżyć, i tak było. Już po kilku głębszych i szybszych ruchach języka czułem jak Selena zaczyna mimowolnie wilgotnieć i pojękiwać.

Językiem pieściłem jej wzgórek łonowy, dołożyłem do tego palec. Ruchy okrężne wykonywał język,a palce dokańczały dzieła. Po wielokrotnych orgazmach Selena delikatnie wycieńczona, ale i zadowolona, przystąpiła do rewanżu. Ściągnęła ze mnie spodnie i powolnie bokserki.

Pieściła mojego "przyjaciela" z taką rozkoszą, jakiej nigdy nie widziałem wymalowanej na ustach kobiety.
Uciskała go odpowiednio, dostarczała ustnej przyjemności, wystarczyło kilka chwil bym szczytował.
 Gdy tylko skończyłem szczytować i uspokoiłem swój oddech, wyłoniła się Selena z rozochoconą miną.

- Jestem bardziej niż podniecona.

Bez trudu zabrała się za mnie, wspięła się na poziom mojego penisa i delikatnie osiadła na nim.Po czym zupełnie jak kowbojka zaczęła delikatnie mnie ujeżdżać, ja zupełnie jak ten byk nadawałem tempo.

- Chcę się w Tobie zagłębić - mruczę

Podniosłem się do poziomu siedzenia, przyciągnąłem ją do siebie. Patrzeliśmy na siebie, nos w nos.
Opuszczałem ją na siebie powoli, patrzenie na nią było takie pobudzające.

- O tak - oplotłem jej biodra

Wymierzyłem jej jeszcze dwa klapsy, płynnym ruchem przełożyłem ją pod siebie. Niemal szczytowałem.
Przytrzymuje jej ręce nad głową, i opuszczam się w niej,powoli.
Selena jęczała głośno

-Och mało! - krzyknęła 

Jej twarz zalała rozkosz i uśmiech, wykonywałem powolne ruchy, rozkoszując się nią.

- Nie obijaj się Justin!- zaśmiała się

- Panno Moreno, masz niewyparzony język. Możliwe, że będę musiał to jakoś utemperować.

Zamykam oczy, czując jak to wzbiera się we mnie. Powolna rozlewająca się po całym ciele rozkosz.
Porywając mnie ze sobą wyżej.
Kąsałem jeszcze przez chwilę Selenę w sutki,  aż obydwoje doszliśmy w równym tempie.

Opadłem zmęczony i grą wstępną i samym stosunkiem na łóżko, zajmując miejsce obok niej.Selena od razu wtuliła się we mnie kładąc swoją kasztanową głowę na moje ramie.

- Justin, chętnie bym poleżała, ale coś czuję, że za chwilę wrócą moi bracia, a taki widok nie będzie dla nich całkiem miły.

SELENA

Usłyszeliśmy szczęknięcie zamka, zerwaliśmy się z łóżka nerwowo, i ubraliśmy się we wcześniejszą garderobę. Związałam włosy w niechlujny kucyk. Usłyszałam po chwili głośne szarpnięcie za klamkę.
Założyłam legginsy kompletnie zapominając o bieliźnie.

Zbiegłam na dół i  otworzyłam swoim zmarzniętym braciom drzwi od tarasu.

- Co chłopcy? Nauczka dobra?

- Za co ta nauczka?

- Nie wolno nikogo wystawiać na niebezpieczeństwo. Zwłaszcza go.

- A Ty co? Głupia?

- Nie kurwa, z policji. Ja pierdole, ani jedno ani drugie.Dlaczego pytasz?

- Nie możesz z nim być.

- Ponieważ?

- To Twój brat.

- Logan, dobrze wszyscy wiemy jaki nasz tata jest, ale Justin nie jest moim bratem i nigdy nim nie był, nie będzie.

- Jeszcze się przekonasz. Co robiliście?

- Ćwiczyliśmy - zaśmiałam się

Poklepałam złośliwie Logana po ramieniu i wyszłam na zewnątrz. Doskonale wiedziałam, że moi bracia domyślili się co robiliśmy widząc Justina ze wzburzoną fryzurą.
Zastanawiałam się tylko dlaczego wzięli go do kuchni. Chciałam do nich iść, ale zamknęli drzwi i zostawili mnie samą w ogródku.

Westchnęłam głośno, ale czekałam. Dzielnie czekałam, aż wyjdą, zaczęłam marznąć, coraz bliżej wieczoru,robiło się chłodniej. Dopiero wtedy wpuścili mnie do domu, czekałam na zewnątrz jakąś godzinę, jak idiotka, dałam się braciom tam przetrzymać.

Weszłam do domu, i poszłam na górę po bluzę. Do żadnego z chłopaków się nawet nie odezwałam.
Wyszli na zewnątrz znów coś kombinować. Ubrałam sobie czarną bluzę i buty emu, zeszłam na dół, do ogródka. Nie widziałam swoich braci,ani Justina, ale zauważyłam z plaży dym, wyjrzałam i zobaczyłam swoje rodzeństwo i swojego chłopaka.

Poszłam do nich, usiadłam na piasku,i wtuliłam się w ramie Justina. Justin chcąc mnie objąć jakby się speszył.

- Pójdę do domu po coś do picia - oznajmił.

Puścił mnie i poszedł do domu, chwilę go nie było.

- Co mu nagadaliście?

- Nic. Męskie pogaduszki.

- Pogaduszki.Jasne, jak baby się zachowujecie.Na prawdę mam czasem wrażenie, że jestem od Was bardziej męska. I nie boję się złamać paznokcia.

- My też się nie boimy. Po prostu rozmawialiśmy - dodał Nick -  Jak przyjaciele, rodzina, kumple.

- Tak jasne jasne. 

Justin przyniósł ze sobą czerwone kubeczki i alkohol, oraz sok do popicia. No dla mnie do drinków.
Podał każdemu z nas kubek, rozlał alkohol,mi zrobił drinka z limonkowym sokiem.
Nie usiadł przy mnie, usiadł przy Joe, zupełnie jakby nie widział, że siedzę sama z oczekiwaniem na niego.

Spojrzałam na niego z pewnym wyrzutem. Na prawdę, sądziłam, że usiądzie koło mnie i chociażby obejmie. Ale z jego strony nie wynikło nic. Jeszcze przez cały wieczór nie spojrzał na mnie. Jego wzrok był taki pusty, melancholijny.

- Skończyliście już panienki rozmawiać?- zapytałam

- Jezu o co Ci znów chodzi?

- Chciałam tylko powiedzieć, że pójdę sobie już. Idę do domu,i tak nie mam co z Wami robić.


Chwyciłam swój pełny kubek, i wstałam z ziemi. Otrzepałam legginsy z piasku, odwróciłam się i poszłam w stronę domu. Poczułam ciepły dotyk na swoim biodrze. I ten męski zapach...Justin.

Jego woń była niepowtarzalna. Obrócił mnie do siebie i odszedł o krok. Zupełnie jakby czegoś się bał. Chciałby mi coś powiedzieć, coś istotnego, ale bał się...

- Coś byś skarbie chciał?

- No w sumie tak.

- Co takiego? Może wyjaśnić mi dlaczego nie usiadłeś ze mną, albo chociaż dlaczego nie spojrzałeś na mnie?

- Patrzałem.

- Nie? Justin! Patrzałam na Ciebie, jak jakiś prześladowca. Ani razu Twój wzrok nie był skierowany w moją stronę.

- Selena. To chyba się za szybko podziało...

- Co co? Że to niby rozstanie?

- Nie.

- To co?

- Spowolnienie tego wszystkiego...

- Odprawiasz wszystkie dziewczyny?

- Nie.

- To sprawia, że czujesz się dobrze, co?  Robisz to tak długo, że nie możesz przestać. Nie mógłbyś przestać, nawet gdybyś próbował. Zbudowałeś tak wysoki mur, na który nikt nie mógłby się wspiąć. Ale ja spróbuję. Zostaw mnie teraz.

- Selena, czekaj.

Obróciłam się i chlusnęłam mu w twarz drinkiem.

- Nie idź za mną!

Rzuciłam kubek na ziemię i pobiegłam do domu. Justin chyba się nie otrząsnął.
Czy On kurwa myślał, że ja jestem jedną z tych panienek do wykorzystania? Grubo się pomylił.
Weszłam do domu i cały czas w tym amoku pobiegłam do siebie na górę.

Kompletnie nie wiedziałam, że mam taką werwę w swoich nogach. Nie sądziłam, że mogę mieć taką moc.
Wbiegłam w mgnieniu oka do siebie na górę. Walizki Justina stały u mnie w pokoju.

- Nie więcej - wzięłam jego walizkę

Otworzyłam swoje drzwi od pokoju zamaszyście i wywaliłam ze swojego pokoju jego torbę, z hukiem upadła na ziemię. Usłyszałam ciche stłuczenie szkła. Dzień,nie wierzyłam - dzień.


__________________________________________________

komentujcie! KOCHANI PROSZĘ OGLĄDAJCIE TO I UDOSTĘPNIAJCIE! 

http://www.youtube.com/watch?v=2z_011zRkak

ask :
http://ask.fm/NewYorkDream_s



sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 19.

JUSTIN


Dzień po wyjeździe Seleny, poszedłem na ten pogrzeb, musiałem powiedzieć coś Harremu. I zrobiłem to tak jak mi Selena nakazała. Poszedłem tylko na cmentarz, nie znałem dziewczyny, nie musiałem iść do kościoła.

Na cmentarzu był Harry ze swoim chłoptasiem. Przekazałem im wszystko co miałem, nie podskakiwali nawet. Nie mieli nic do powiedzenia. Siedzieli cicho jak myszy pod miotłą. Wiedzieli, że to wszystko jest przez nich, przez ich wielką miłość. Jakby nie mogli tego inaczej załatwić.

Kolejny dzień spędziłem na usuwaniu zdjęć i jakichkolwiek śladów pomieszkiwania tutaj kogoś prócz mnie, ach i Seleny. Schowałem pościele, zdjęcia,puchary,rodzinne pamiątki do kilku kartonów, i schowałem je do tego tajemnego pokoju.
Zamknąłem go szczelnie i zasłoniłem półkami,jak to bywało.

Następny dzień siedziałem jak na szpilach, aż do dwunastej. Gdy zapukał do domu koleś, czarnoskóry mięśniak, ze swoją obstawą. Otworzyłem im spokojnie, jak gdyby nigdy nic.

- W czym mogę pomóc?

- Jest Logan?

- Logan?

- Logan Moreno.

- Nie znam, musieliście Panowie pomylić domy.

- Nie, nie. Mamy ten adres. Możemy się rozejrzeć, czy nikogo tutaj nie ma?

- Proszę.

Faceci weszli do środka i rozglądali się za czymś, kimś, czego tutaj nie było. Nie znaleźli nic.Wiedziałem jak to się skończy. Jeden z nich podszedł do mnie.

- Gdzie ich ukrywasz?

- Kogo?

- Tych skurwieli. Wiemy, że tu mieszkają.

- Nikt prócz mnie i mojej dziewczyny tu nie mieszka.

- A Ona gdzie jest?

- Ze znajomymi, musiała jechać się spotkać.

- Jeśli kłamiesz, znajdziemy ją. Zgwałcimy i zabijemy, rozumiesz?

- Nie kłamię.I nie tkniesz jej,nawet nie próbuj.

- Widziałem ją na zdjęciu w Twoim pokoju, niezłe cycki, dobra dupa.Idealny cel, na chuje.

Nie wytrzymałem, rzuciłem się na niego gdy kończył swoje zdanie,pobiłem go, On mnie. Podbił mi oko,i zadał kilka ciosów na klatce, brzuchu. On miał o wiele gorzej. Złamany nos, wybity ząb i podbite oko.

Z góry zbiegł jego rzekomy wspólnik, odciągnął go ode mnie i mocno przytrzymał.

- Co Ty mu robisz?! - krzyknął - Przecież chłopak nie jest czegokolwiek winien.

- On coś ukrywa!

- Przeszukałem wszystko.Uspokój się idioto. Idziemy.

- Zgwałcę ją jeśli się dowiem, że ukrywasz tego skurwiela! - burzył się

Tupnąłem nogą i ruszyłem na niego, gdy w tym samym momencie jego przyjaciel zwinął go i wypchnął
z domu. Zatrzasnąłem za nimi drzwi i około godziny później, spakowałem swoje rzeczy i samolotem poleciałem do swojej ukochanej? Nie wiem jak ją nazwać.... Bo nic jeszcze nie ustaliliśmy.

Nie wiem czy jestem dla niej tym, kim Ona jest dla mnie.
Lot trwał zasadniczo krótko, nie lubiłem tamtejszych taksówek, były ciasne, śmierdzące, i kierowca przeważnie był bucem.

Tym razem było inaczej, samochód luksusowy, pachnący  i zadbany, kierowca, nawet ujdzie, nie był zły. Nie można za nic go winić, nie odzywał się, więc dobrze. Nie lubię gaduł.

Na miejsce dojechałem około trzynastej, wziąłem swoją walizkę i zapukałem do drzwi, liczyłem na jakieś rozwiązanie niczym w filmach, haha, nie doczekałem się. Drzwi otworzył mi zaspany Logan, pocierał oczy,po czym je szeroko otworzył.

- Stary! No w końcu! -przybił piąteczkę i przytulił mnie jak kumpla

- Więcej takich akcji nie robię. Nie będę obrywał za Was - roześmiałem się - Gdzie Selena?

- Serfuje, idź na taras, popatrz sobie..

Zostawiłem swoją walizkę w jej pokoju i zszedłem na taras. Nie wychylałem się za bardzo, chciałem jej zrobić niespodziankę, serfowała...Tak bardzo kobieca w tym co robi, tak delikatna, a jednak zaradna.
Nie zapowiadało się niestety na zejście z tafli. Usiadłem więc z chłopakami w ogródku.

Porozmawialiśmy chwilkę, chwila zamieniła się w ponad godzinę, ponad sześćdziesiąt minut czekania na Selenę.

- A jak Wasz dziki podryw? - zapytałem braci Sel

- Dziki podryw?

- Tak - roześmiałem się

- Dziewczyny... Kilka było, i poszło, na plażę. Takie jednorazówki.

- Znam to uczucie. I nie chcę tego już...

W tym samym momencie poczułem zapach kobiety, zakryte oczy i muśnięcie warg na swoim policzku.
Truskawkowy zapach...



- Ja mam dziewczynę - zaczął się tłumaczyć,po chwili roześmiał się - Selena?

- Skąd wiedziałeś, że to ja?

- Smak Twoich ust poznam wszędzie.

- A jak smakują?

- Truskawką.

Obróciłem się uśmiechnięty do Seleny, chcąc ją pocałować.

- Justin co Ci się stało?

- Nic. Drobna sprzeczka w domu.

- Logan, Nick, Joe!

SELENA

Ustawili się równo w szeregu, w ciągu chwili, kilku sekund, postawiłam ich do pionu.

- Co tu kurwa ma znaczyć?! Tak mają wyglądać Wasze akcje? - wskazałam na podbite oko Justina

- Nie wiedzieliśmy, że to się tak skończy.

- Teraz ładnie przeprosicie Justina,zdejmiecie swoje bokserki, wejdziecie do tej wody, i popłyniecie sobie daleko, do tamtych dziewczyn,przywitacie się z nimi  i już nigdy w życiu się do mnie nie odezwiecie. Zrozumiano?

- Na prawdę mamy to zrobić?

- Tak. Żegnam.

Podeszłam do Justina, obróciłam się z nim w stronę wody, i obserwowałam jak moi bracia idą powoli do zimnej jak na gołe ciało wody.
Spojrzałam na Justina i czule się uśmiechnęłam.

- Boli Cię to oko?

- Nie, po prostu siniak mi nie pasuje. A mała...

- Tak?

- Na prawdę chciałaś to oglądać? - wskazał na moich braci.

- Nie - roześmiałam się - Mamy czas dla siebie - uśmiechnęłam się zadziornie i przygryzłam wargę.

- Ach więc to tak...- zaśmiał się

Justin pochylił się do mnie i ucałował namiętnie w usta. Moje ciało przeszedł dreszcz, a oddech stał się płytszy. Justin całował mnie tak delikatnie, namiętnie, zdecydowanie, z impetem.

Moje dłonie spoczęły oplecione dookoła jego szyi,jego zaś pieściły moją talię, wodząc po pośladkach, delikatnie gładząc plecy, wykonując lekki masaż. Złapałam Justina za rękę i wzięłam ze sobą do pokoju. Zakluczyłam drzwi,i poszłam na łóżko. Justin stał nade mną, po czym przyciągnęłam do siebie.

Jego noga spoczęła pomiędzy moimi, a druga za nimi, tak by miał władzę. Pochylił się do mnie i cały czas całował mnie bez opamiętania. Miał takie delikatne usta, przygryzłam je, polizałam delikatnie, Justin zrobił to po pewnym czasie tak samo.

- Selena... - zaczął - Spróbujmy być razem, sypiać tylko ze sobą, i po prostu być...

- Oo, skarbie- musnęłam jego wargi - Ja już od początku jestem tylko z Tobą.

- I zostaniesz?

- Tak.

__________________________________________________________

wybaczcie, że są krótsze, ale piszę na tablecie, i nie jest to bardzo komfortowe rozwiązanie.

KOMENTUJCIE! <3













czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 18.

SELENA


Przycisnął mnie mocno do drzwi. Namiętnie całował niemalże do utraty tchu. Nie chciałam już nigdzie jechać. Chciałam tu zostać i zobaczyć jak wszystko dalej się potoczy.

Chciałam czuć go przy sobie. Ale niestety nasz pocałunek przerwał nam mój brat Joe, który stuknął mocno w drzwi. Szarpnął za drzwi i starał się je otworzyć. Kucnęłam między nogi Justina i sięgnęłam po klucze. W tym samym momencie do domu wszedł Joe.

- Selena! Przy wyjściu?

- Joe to nie to co myślisz. Sięgnęłam po kluczyki.

- Tak to się chyba nie nazywa.

- Głupi jesteś - podparłam się o Justina i wstałam

- Będę na Ciebie czekał - puścił oczko i musnął mnie

Uśmiechnęłam się i wyszłam z Joe z domu, wsiadłam do auta i ruszyłam ze swoimi braćmi w podróż.
 Nie wiedziałam gdzie i po co. Nic kompletnie.

 Wierzyłam jednak, że nie wywiozą mnie gdzieś gdzie mogę zginąć. Oby, nigdy nie wiadomo co wymyślą moi durni bracia. Jadąc autem chwilę pośpiewaliśmy, pograliśmy, pospaliśmy. Aż w końcu dojechaliśmy... Meksyk.Yhm...

Meksyk - kraj w Ameryce Północnej... I oceanem spokojnym na zachodzie i południu...Sąsiaduje z nami, czyli USA. Dojechaliśmy do domków tuż przy plaży. Szczerze mówiąc - było pięknie.Wiele różnokolorowych kwiatów, woda taka błękitna.

Po prostu raj dla zakochanych. Szkoda, że nie miałam okazji by cokolwiek dalej zadziało się z Justinem.
Chciałabym spróbować z nim... W końcu od początku mnie do niego ciągnie. Wszystko na to wskazuje, że jestem z nim sobie pisana.

A może po prostu to sobie wmówiłam? Może byłam zbytnio w niego wpatrzona? Sama już nie wiem.
Wzięłam swoje walizki i weszłam do domu.Od środka, niczym pałac...Marmury, mnóstwo drewna.

- Zajebaliście komuś ten dom?

- Nie.To miała być niespodzianka, od zawsze go mamy.

- I dlaczego ja dopiero teraz się dowiaduje?

- Teraz dopiero musieliśmy wyjechać.

- Tak właśnie,i dlaczego?

- Logan miał znów drobne zatargi z pewnymi ludźmi. Nie chcieliśmy by nas znaleźli.

- Jak to?

- Pójdą do nas do domu, zobaczą, że mieszka tam tylko Justin i nikt więcej, zrezygnują się.Po czym wtedy my uderzymy.

- Kiedy? Co zamierzacie zrobić? Dlaczego wystawiliście Justina na niebezpieczeństwo?

- Mieliśmy cynk, że będą tam tak za dwa dni. Mamy dwa dni bezpieczeństwa więcej. Musieliśmy siebie
i Ciebie chronić.

- Sama bym sobie poradziła.

- Obiecaliśmy to rodzicom.

- Tak jasne.

Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam od razu do Justina.

- Halo?- powiedział zaspany

- Jesteś bezpieczny skarbie?

- Tak, nie martw się.

Wyszłam na taras i natychmiast przypomniało mi się o Camili. Jej pogrzeb... Przegapię go.

- Justin, pójdziesz na pogrzeb Camili? Napiszę do Jamie, żeby była po Ciebie.Przekażesz Harremu
i jego kochasiowi, że to Oni ją zniszczyli, i że jeszcze się z nimi policzę.

- Co  zamierzasz?

- Jeszcze nie wiem, coś na pewno.

- Nie martw się teraz niczym. Odpocznij sobie. Jak już się ich pozbędę dołączę tam do Was.

- Obiecujesz? Mamy wiele do pogadania.

- Obiecuję.


Rozłączyłam się i stanęłam na tarasie przy barierkach. Oparłam się delikatnie i obejrzałam miejsce dookoła, w zasięgu wzroku. Mój obraz padł na plażę, na którą wybiegł tutejszy surfer. Rzucił swoją deskę na piach
i pozbył się swojej pianki z górnej partii ciała.

Do niego podbiegła kobieta w czerwonym kostiumie w groszki. Wskoczyła mu na ręce i obcałowała całego. On zaś zdjął jej kostium z piersi i odsłonił je w pełną okazałość. Potrząsnęłam głową i odwróciłam wzrok.

- Nick- krzyknęłam - Kto to? - wskazałam na bruneta

- To Dante. Nasz sąsiad.

- On tak zawsze?

- Tak. Codziennie z inną. Albo i dwiema.

- Fu.Okropne - wtedy tak sądziłam na prawdę

Weszłam do domu i złapałam swoje walizki.

- Ale zaraz zaraz... Gdzie ja mam pokój? Gdzie mam iść?

- Słońce - powiedział Logan - Na samej górze, jedyne białe drzwi.

- Dlaczego ja mam białe?

- Bo jesteś jedyną kobietą.Reszta jest czarna.

- Tak jasne. Po prostu dostałam małe gówno.

- Nie, masz największy pokój, więc ogarnij dupę i wychodzimy.

- Gdzie? Po co?

- Rozejrzeć się po okolicy.



Weszłam do swojego pokoju, był nieco podobny do tego mojego w Los Angeles.Stylizowany na niego.
Jak już się ogarnęłam wyszłam ze swoimi braćmi na zmierzenie się z plażą.

- Wiecie co?

-  Co?

- Chcę się zmierzyć z tymi falami.

- Jesteś pewna? One są gigantyczne.

- Tak, jestem.

- To chodźmy - dodali chłopcy.


Wyszliśmy z domu do niewielkiego garażu pod nim, raj! Mnóstwo pianek, desek, broni, i alkoholu.
Wzięłam niebieską deskę z kwiatem lilii na samym czubku, ubrałam na siebie fioletową piankę, nawoskowałam deskę i wyszłam na plażę.

Ludzi na prawdę było niewielu. Weszłam do wody by chwilę się z nią oswoić, po czym weszłam dalej i się zanurzyłam, zmoczyłam włosy, twarz. Woda była na prawdę przyjemna. Można powiedzieć, że rozpieszczała skórę.

Popłynęłam dalej, a tuż za mną moi bracia.Wszyscy wzięliśmy falę, nawet kilka.Znów czułam z nimi silną więź. Pływaliśmy,surfowaliśmy, śmialiśmy się. Tak nam zleciał czas do wieczora. Po wyjściu z wody wszyscy wyglądaliśmy jak rodzyny.

Kolejne trzy dni spędziliśmy podobnie. Surfowanie, zwiedzanie.

Zbliżyłam się do moich braci jeszcze bardziej. Znów byliśmy małymi nieznośnymi dzieciakami.
Gdyby rodzice tu byli mieliby nas dość.

Codziennie około dziewiętnastej siadałam na tarasie, jedząc pastę z awokado, kaparów i oliwek, łącząc to z nachosami. Dante codziennie miał inną kobietę...Kobietę, jasne. Ujmę to po prostu jako nowa zabawka.
Wieczorem po dwudziestej usiadłam z braćmi, byli nerwowi, nie wiedziałam czemu, nie pytałam, nie chciałam  ich jeszcze bardziej podburzać.Nie siedziałam z nimi długo. Po dwunastej się położyłam.

Nasz film, granie w monopoly, opowiadanie dowcipów. O dwunastej skończyliśmy.

Obudziłam się około dziewiątej nad ranem i zapragnęłam iść popływać.  Wzięłam swoją deskę i wyszłam popływać tak na dwie,może cztery godzinki.
W każdym bądź razie wróciłam przed obiadem.

W ogródku siedział jeszcze jeden chłopak prócz moich braci. Od razu poznałam, że to Justin.Odłożyłam bezszelestnie deskę i pokazałam moim braciom by byli cicho, jakby mnie tu nie było. Zdjęłam z siebie piankę i podeszłam do szatyna. Obeszłam go od tyłu i zakryłam mu oczu i szybko musnęłam jego policzek.

- Ja mam dziewczynę - zaczął się tłumaczyć,po chwili roześmiał się - Selena?

- Skąd wiedziałeś, że to ja?

- Smak Twoich ust poznam wszędzie.

- A jak smakują?

- Truskawką.

Justin obrócił się do mnie... Uśmiechnięty...

- Justin co Ci się stało?



_________________________________________________
nadal tablet - za krótkość i za błędy przepraszam. nie są One spowodowane przeze mnie
KOMENTUJCIE!<3

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 17.

SELENA

Justin cały czas wydawał się taki nieobecny. Cały wieczór stara się coś powiedzieć ale jakoś nie może się zebrać. Nie wiedziałam czy jest z Kate czy sam... nie chciałam poruszać tego tematu.

Potrzebowałam teraz towarzystwa a nie kolejnych dyskusji i kłopotów. Przytuliłam się do niego i usiadł am z nim na kanapie. Wtuliłam się i odlepiłam od tego co się działo.

Justin ponownie próbował poruszyć jakiś temat.

- Selena... Mogę Ci cos powiedzieć?

- Oczywiście. Słucham...

W tym samym momencie gdy Justin otworzył usta i próbował z siebie cos wykrztusić do domu wpadła Jamie.

- Już wiem czemu to się stało - krzyknęła.

- Śmierć Camilli?

- Tak. Jej facet okazał się być gejem. Louis z nią był i nie znam gościa, ale zdradził ją z...

- Harrym. Moim  byłym facetem. Tak?

- Właśnie tak.

- Przez niego skoczyła?

- Przez to, że jej w miłości nie wychodziło.

- Nie nie... Pojedziesz do Harrego mu to powiedzieć?

- Dlaczego ja?

- Ja już dzisiaj tam byłam. Nie chcę wracać,nigdy więcej.

- Na pewno?

- Zdecydowanie tak.

- Skoro tak chcesz.


Jamie pożegnała się z nami i pojechała do domu Harrego gdzie pewnie zastała jeszcze Louisa.
Nie miałam już na nic sił. Pocałowałam Justina w czoło i poszłam na górę wziąć prysznic.
Weszłam do pokoju wzięłam swoją "piżamę" i poszłam do łazienki. W kabinie namydliłam się i opłukałam ciało wodą. Włosom pozwoliłam delikatnie opływać ciało.

Gdy wyszłam ubrałam swoją koszulkę z napisem California Girls Do It Better i czarne spodenki.
Wyszłam z łazienki do pokoju i spojrzałam na swoje biurko na którym leżała czysta kartka... Do niczego nie doszłam w swoim małym śledztwie. Podeszłam do biurka, chwyciłam długopis i napisałam na kartce Harry.

Tak, to wszystko jego wina, jego i Louisa. Zeszłam na dół do kominka leżącego obok telewizora.

- Co Ty robisz? - zapytał Justin

- Porządek.

Podeszłam do kominka,ukucnęłam i wsunęłam tam kartkę. Obserwowałam jak powoli zajmuje się nią ogień
i pochłania całość.  Justin patrzał na mnie dziwnie z takim niepokojem w oczach.

- Chodźmy spać - dodałam.

- Na pewno?

- Tak.

Nie wiedziałam nadal czy jest z Kate czy sam...  Ale skoro się zgodził na spanie w jednym łóżku ze mną... Musiał wiedzieć jakie byłyby konsekwencje ze strony Katherine...Chociaż to po prostu spanie. Przyjacielskie... Takie jak od początku miało być...

Weszliśmy na górę. Byłam już senna, ten cały dzień mnie przytłoczył. Położyłam się po swojej stronie łóżka. Justin poszedł jeszcze do łazienki umyć zęby i nasmarować kremem...

JUSTIN



Od rana staram się jej coś przekazać, ale nigdy nie mogę nic dokończyć.Chciałem jej powiedzieć co się stało z Kate, dlaczego mogę być z Seleną, a nie z nią.  Obudziłem się już o ósmej z rana. Kate jak zwykle leżała obok mnie. Nie była wtulona, po prostu jakby była tu z musu.

Selena zawsze się we mnie wtulała, nie ważne czy jesteśmy razem czy nie, przytulała się mimo wszystko.
Ale wracając do rzeczy. Dzisiaj rano obudziłem się i spojrzałem na Kate... Poczułem takie jakby zmieszanie, nie kochałem jej... Tyle zmarnowanego czasu.. Nie kochałem jej bo? Bo... Nie była Seleną.

Wstałem z łóżka i usiadłem na fotelu niedaleko łóżka. Spojrzałem na nią, po czym Ona się obudziła. Nareszcie.

- Kate... Wiesz, że..

- Musimy  zerwać?

- Tak.

- Kochasz ją,co?

- Selenę? Tak, kocham... Zdałem sobie z tego sprawę dzięki Tobie.

- W porządku - powiedziała ze stoickim spokojem.

Wstała z łóżka, ubrała się przede mną jakbym miał na to polecieć. Wyszła z pokoju i zeszła na dół. Nie poszedłem za nią, liczyłem, że opuści mój dom.Wstałem z miejsca i ubrałem na siebie spodnie i białą koszulkę.

Usłyszałem głośny huk zbijanego szkła. Wystraszyłem się i pobiegłem na dół.Widziałem Kate w jej własnym szale, zbijającą co się da. Zbiła wszystko co mogła, szklany stolik, szklanki,talerze, wazony, lampy.
Przede wszystkim najbardziej wkurzyło mnie to, że rozbiła zdjęcia moje z Seleną.


- Dobra, okej - złapałem ją za rękę - Możemy być razem.

Kate wtuliła się we mnie mocno ze łzami w oczach.\

- Idź na górę przemyj ręce, bo masz od krwi.

Jak kazałem tak zrobiła.W tym samym czasie ja chwyciłem telefon i zadzwoniłem po policję.Oczywiście zjawili się natychmiast. Jak to w moim domu. Zawsze...Ech.

Wyjaśniłem im co się stało, dlaczego, i powiedziałem gdzie jest Kate. Wiem, źle zrobiłem,ale wolałem uniknąć jej na resztę życia. Policja ją zabrała, stawiała zdecydowany opór, wyrywała się im i starała mnie "dorwać". Nie udało się, odsunąłem się.Wychodząc jeszcze, gdy ją zabierali,opluła mnie.

Mogła robić teraz co zechciała, i tak dostanie zakaz zbliżania się do mnie. Na szczęście.
Tak zakończyła się moja przygoda z Kate. Była po prostu we mnie wpatrzona. Myślałem, że zrozumie moją miłość do Seleny... Nie zrozumiała.

Cały dzień wiecie jak przebiegł. Aż w końcu wieczorem znalazłem się  z Seleną blisko. Poszedłem tylko do łazienki i umyłem zęby i nasmarowałem się kremem. Po czym wróciłem do sypialni i zdjąłem swoją koszulkę. Selena lekko usypiała, wiedziałem, że muszę się pospieszyć, to może być świetna okazja by powiedzieć jej to co chciałem od rana, czyli moje uczucia. Zdjąłem spodnie i zostałem w samych bokserkach.

Ułożyłem się obok Seleny,i przytuliłem ją do siebie. Otworzyłem usta...

- Selena, próbuję Ci to od rana powiedzieć.

- Tak? Co takiego? - powiedziała

- Chcę Ci powiedzieć, że jesteś dla mnie wszystkim.Kocham Cię, od momentu gdy Cię poznałem...Musisz to wiedzieć. Jesteś powodem dlaczego z nikim innym mi nie wychodziło, kochałem Ciebie, kocham nadal.Nawet gdybyśmy byli biedni, bezdomni, głodni, będziesz moją miłością, platyną, srebrem, złotem.
Tak długo jak Ty mnie będziesz kochała.... Selena...


Nie dostałem już odpowiedzi. Selena usnęła. Nie wiem czy mnie usłyszała czy nie, ale w końcu wyrzuciłem to z siebie. Uśmiechała się, więc mam cichą nadzieję, że słyszała.

Obudziliśmy się około dziewiątej. Selena wypadła szybko z łóżka i zbiegła na dół. Pobiegła do salonu gdzie dzwonił jej telefon. To był jej brat, Nick...

SELENA

Od kiedy ułożyłam się do łóżka nic do mnie nie docierało.Nie słyszałam nic, nikogo. Usnęłam od razu.
Obudził mnie telefon. Nick dzwonił. Zbiegłam na dół i odebrałam zdyszana telefon.

- Selena spakuj kilka rzeczy sobie. Musimy wyjechać.

- Co? Czemu?

- Szybko! Masz pół godziny na spakowanie się. Przyjeżdżamy,wsiadasz z nami i wyjeżdżamy. Nie ma gadania.


Rozłączyłam się i pobiegłam na górę. Wyciągnęłam z szafy walizkę. Justin patrzał na mnie z przerażeniem, zupełnie jak na jakąś wariatkę.

- Muszę się spakować, mam trzydzieści minut.Pomóż mi!

 - Co co? Nie rozumiem, dlaczego masz wyjeżdżać?

- Nick dzwonił i kazał mi się spakować.

- Nie możesz teraz jechać!

- Niby dlaczego?

- Bo  powinnaś tu zostać. Bo tak... Jeny,po prostu tu jest Twój dom i Twoje miejsce. Na ile jedziesz?

- Justin ja nie wiem. Nic nie wiem. Nikt mi nic nie powiedział.

- Jak chcesz.

Justin wstał z miejsca, ubrał się i zszedł na dół. Nie mogłam nawet za nim iść, nie miałam czasu. Nie wiedziałam nawet jak się spakować.Wzięłam jedną zimową kurtkę i jedną jesienną. Spakowałam się,
w walizce miałam same letnie rzeczy, kilka par legginsów  i jeansów. Nie wiem czy dobrze, ale tak się spakowałam.

Zostało mi jeszcze dziesięć minut, wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, wymalowałam się i dopiero wtedy zeszłam na dół. Justin siedział na tarasie.

- Justin o co Ci chodzi? Coś się stało?

- Nic nic.

- Coś z Kate?

- Nie. Nie mam z nią kontaktu już.

- Co się stało? - nie wiedziałam czy wypada pytać

- Nie chcę o tym mówić - nie wypadało pytać.

- To dlaczego nie mam wyjeżdżać? - zmieniłam temat

- Nie chcę o tym mówić. Powiedziałem w nocy, usnęłaś.


Przewróciłam oczami i wyszłam z tarasu. Poszłam na górę by znieść swoje walizki. Akurat gdy je zniosłam przyjechali moi bracia. Weszli do domu i wzięli kilka swoich ubrań w walizki. Oni nie pakowali się tak starannie jak ich siostra.

Wzięli moją walizkę i wynieśli ją do samochodu. Weszli by pożegnać się z Justinem. Poklepali go po ramieniu i powiedzieli mu konkretnie co gdzie jest.

- Opiekuj się naszym domem stary - dodali dając mu klucze.

Zachowywał się zupełnie jakby wiedział gdzie my jedziemy, jakby wiedział co się dzieje.
Nie pojmowałam jeszcze wtedy o co chodziło..

- Justin już wiesz coś o tym? - zapytałam zdziwiona

- Co nieco.

- Więc dlaczego to wszystko?

- Dojedziesz to się dowiesz mała.

- Tak jasne. Po co chciałeś bym została?

Justin milczał, nic nie powiedział.Nie miałam czasu na czekanie by mi odpowiedział.
Poszłam na górę i wzięłam swój laptop w torbę i ładowarkę. Telefon schowałam w kieszeń. Zeszłam na dół
i podeszłam do drzwi. Pchnęłam je, ale były zamknięte...

Zaczęłam szukać w torbie kluczy od drzwi. Aż poczułam męskie dłonie na swoich biodrach.
Justin okręcił mnie do siebie i powiedział :

- Dlatego nie chciałem byś wyjeżdżała.

Pochylił się do mnie i pocałował namiętnie, gładząc mnie po bokach. Nie opierałam się, oplotłam dłonie wokół jego szyi i odwzajemniłam pocałunek. Upuściłam kluczyki na ziemię i delikatnie głaskałam go po włosach..

_____________________________________________________

KOMENTUJCIE!<3